Wioska
rybacka na wschód od rzeki Mekong wyglądała na opuszczoną, stare
domy z desek ledwo opierały się podmuchom wiatru. Na zachodnim
krańcu wioski znajdował się jeden budynek, który wyróżniał się
na tle pozostałych nie tylko jakością wykonania, ale też tym, że
dochodziły z niego dźwięki rozmowy. W środku siedziało dwóch
ludzi, którzy wyglądali na żołnierzy. Starszy z nich twarz miał
całą w bliznach a jego wzrok zdradzał, że przeszedł przez
piekło. Młodszy natomiast wyglądał na góra dwadzieścia lat, na
twarzy nie miał cienia zarostu a posturą przypominał kobietę z
anoreksją, aż dziwne, że został wybrany do ochrony tego, co
znajdowało się w budynku.
–
Nie rozumiem dlaczego musimy pilnować tego wejścia, przecież nikt
nie będzie szukał generała na takim zadupiu! A jak ktoś taki się
znajdzie, to dwóch żołnierzy w opuszczonej wiosce tylko ułatwi mu
zadanie. – Powiedział młodszy człowiek.
–
Kim Ty jesteś żeby kwestionować polecenia generała?! Ty masz
wykonywać rozkazy, obojętnie jakie one by nie były! Gdybym ja nie
słuchał swojego dowódcy, już dawno bym nie żył! – Żołnierz z
bliznami już dawno się tak nie zdenerwował, ale w głębi duszy
wiedział, że młody ma racje. – Zastanów się nad tym co
powiedziałem, ja w tym czasie idę się odlać.
Blizna
był weteranem II Wojny Światowej, widział jak jego przyjaciele
umierali za swój kraj, paru z nich dokonało żywota w jego
ramionach. Mimo tego co go spotkało pozostał romantykiem,
fascynowało go piękno. Podczas spaceru przyglądał się każdemu
budynkowi, podziwiał najmniejsze detale krajobrazu, ale to co tamtej
nocy było dla niego najpiękniejsze to księżyc w pełni, który
świecił wściekłą czerwienią.
–
Chciałbym umrzeć w noc tak wspaniałą jak ta. –
Powiedział sam do siebie.
Blizna
stanął pod drzewem i już miał rozpinać rozporek, gdy nagle
usłyszał szum liści nad głową. W pierwszej chwili pomyślał że
to tylko wiatr, ale gdy spojrzał w górę, zobaczył nad sobą
ciemną postać stojącą na gałęzi. Człowiek na drzewie sięgnął
za plecy i wyciągnął miecz przypominający katanę. Blizna już
sięgał po broń, gdy nagle napastnik zeskoczył wprost na niego
wbijając mu ostrze w głowę z taką siłą, że przeciął ciało
weterana na dwie idealne połówki. Mężczyzna ukląkł przy
zwłokach Blizny i wyszeptał: Proście
a będzie wam dane.
Młody
siedział przy stole, z nudów układając pasjansa, gdy nagle drzwi
do budynku otworzyły się z hukiem.
–
Chciałem przeprosić cie za to co powiedziałem wcześniej. –
powiedział młody, po czym odwrócił się w stronę drzwi do
których wcześniej był zwrócony plecami, i ze zdumieniem zobaczył,
że to wcale nie jest Blizna.
Młody
żołnierz zerwał się z krzesła, sięgnął po broń leżącą na
stole obok kart i wycelował w człowieka, który przyglądał mu się
z zaciekawieniem.
Człowiek ten miał około
metr dziewięćdziesiąt wzrostu a jego ciało pokryte było zielonym
materiałem ściśle przylegającym do ciała. Na twarzy miał maskę
przez którą było widać jego oczy, bardzo dziwne oczy. Młody nie
mógł oderwać od nich wzroku, był jak zahipnotyzowany. W jego
pustych oczach zobaczył śmierć, cierpienie, ból i rozpacz. Nie
mógł tego wytrzymać, musiał odwrócić wzrok inaczej by zemdlał.
–
Kim jesteś i czego tu szukasz? – Zapytał młody trzymając
przybysza na muszce.
Powinien
był strzelić bez zastanawiania się, ale ten człowiek zafascynował
go na tyle, by zignorował rozkazy.
Człowiek w zieleni
rozpłynął się w powietrzu niczym dym rozdmuchany przez silny
wiatr. Ułamek sekundy później pojawił się przed młodym, jedną
ręką łamiąc mu dłoń, w której trzymał pistolet, a drugą
złapał go za szyję.
–
Błagam! Nie zabijaj mnie! Nie chcę umierać w ten sposób! – Młody
żołnierz krzyczał łamiącym się głosem.
Człowiek
w zieleni stał chwilę w bezruchu, po czym odpowiedział –
Słabeusze nie mają prawa wybierać w jaki sposób zginą. – Po czym
ścisnął jego szyję z taką siłą, że gałki oczne wystrzeliły
z oczodołów niczym korki od szampana.
Położył
zmasakrowane, ale żywe ciało żołnierza na podłodze, następnie
zaczął rozglądać się po pomieszczeniu. Przechadzał
się powoli po pokoju, w którym stał stolik i dwa krzesła. Na
stole obok rozłożonych kart, zobaczył dwa kieliszki i butelkę
wódki, na których widok uśmiechnął się kącikiem ust.
Wnętrze budynku było w
opłakanym stanie. Tynk odpadał od ścian a przegniła drewniana
podłoga trzeszczała przy każdym kroku jaki stawiał. Podszedł do
ściany po lewej stronie i powoli przesuwał dłoń wzdłuż niej
opukując ją co jakiś czas. To samo zrobił z resztą ścian
nie
znajdując tego, czego szukał. Zdenerwował się nieco na myśl o
tym, że musi użyć „tej” umiejętności, ponieważ podczas tego
rytuału jego ciało stawało się bezbronne. Albo to albo
zniszczenie całego budynku, a na to nie mógł sobie pozwolić.
Podszedł do leżącego
żołnierza, kucnął przy nim i przyłożył palec środkowy i
wskazujący do jego czoła. Skupił się i przeniósł swoją
świadomość do jego ciała. Nienawidził tego, ogromny ból
związany z oddzieleniem się od swojego ciała przypominał mu o
tym, co zrobiono mu dawno temu.
Jego
astralne ciało wisiało w powietrzu. Przyglądał się ostatnim
sekundom jakie młody zapamiętał ze swojego życia. Widział jak
sam zmiażdżył mu gardło pozbawiając go tym świadomości. Mózg
młodego został prawie całkowicie zniszczony, stał się warzywem,
które już nigdy się nie obudzi. Nagle zapadła ciemność, chwilę
później znowu zobaczył tą samą sytuację, znowu zobaczył jak
niszczy tego człowieka. Mógłby oglądać to w nieskończoność,
tak bardzo bawiła go ta sytuacja, ale nie miał na to czasu, musiał
jak najszybciej znaleźć to czego szukał. Swoim ciałem astralnym
wleciał wprost w młodego, który dławił się swoją własną
krwią. Połączył się z jego umysłem, szukał znaków, słów,
zaklęć, które pomogą mu dostać się do podziemi. Nagle jego
ciało astralne powróciło na swoje miejsce.
–
Mam cię! – powiedział z uśmiechem na twarzy.
Wstał
z klęczek, jeszcze raz przyjrzał się temu co zostało z żołnierza
i ruszył w kąt pomieszczenia. Przykucnął nad zgniłymi deskami,
po czym wbił w nie otwartą dłoń i chwilkę ruszał nią we
wszystkie strony. Poczuł metalowy pręt, pociągnął za niego i
usłyszał dźwięk zgrzytającej stali. Coś nagle trzasnęło w
rogu pokoju. Obejrzał się za siebie i jego oczom ukazało się
przejście, które chwilę wcześniej ukryte było w podłodze.
Podszedł do niego powoli, obawiając się pułapek, ale jak
przekonał się chwile później, niepotrzebnie się martwił. Z krawędzi
otworu w podłodze, zwisała drabina linowa. Zszedł po niej na sam
dół i zobaczył ogromną jaskinie. Nie było tam oświetlenia ale
dzięki mocy kombinezonu widział tak dobrze jak w słoneczny dzień
na świeżym powietrzu. Na drugim końcu jaskini dostrzegł to czego
szukał przez ostatnie lata. Szedł w tym kierunku bardzo powoli,
zauważył parę pułapek, ale były tak proste do ominięcia, że
prawie poczuł się urażony. W końcu dotarł na sam koniec jaskini.
W końcu udało mu się znaleźć wrota do podziemnego
bunkra generała Linh
hồn điện'a.
Wrota miały kształt koła a na samym środku znajdował się mechanizm z szyfrem. Nasz zamaskowany przyjaciel nie znał tego szyfru, nie znalazł tej informacji w umyśle młodego.
Było
tam coś jeszcze, coś czego nie spodziewał się zobaczyć;
pentagram narysowany ludzką krwią.
–
Nie... To nie może być prawda... – Zamaskowany człowiek był w
ogromnym szoku, dopiero po paru sekundach zdał sobie sprawę, że
powiedział to na głos. – Mam nadzieję, że nie mam racji... –
dokończył w myślach.
Znał
tylko jedną osobę potrafiącą rzucić to zaklęcie, wiedział też,
że do tego zaklęcia trzeba było poświęcić całą wioskę ludzi.
To było zaklęcie blokujące, tak potężne, że bramy nie dało się
zniszczyć żadną bronią znaną ludzkości, na szczęście on
posiadał broń, tak potężną, że żaden człowiek nigdy o niej
nie marzył. On sam był tą bronią.
Stanął
na przeciwko wrót, sięgnął za plecy i wyciągnął ostrze, które
z wyglądu przypominało miecz samurajski, ale było od niego o wiele
dłuższe i znacznie potężniejsze. Wbił miecz w sam środek bramy
z taką łatwością jakby była ona zrobiona z papieru. Ostrze
wchłaniało moc zaklęcia i zaczęło wibrować z taką siłą, że
musiał trzymać je obiema rękoma, nie trwało to dłużej niż
mrugnięcie okiem a zaklęcie zostało złamane. Zaparł się nogami
o ziemię, wziął głęboki oddech i uderzył dłonią w sam koniec
rękojeści miecza. Cała zgromadzona energia została uwolniona w
ułamku sekundy, zamieniając wrota w pył. Niestety... siła
eksplozji uruchomiła alarm.
Mężczyzna
w zieleni ruszył korytarzem, który ukazał mu się po zniszczeniu
wrót, czerwone migające światło alarmu nadawało mu złowieszczy
wygląd. Korytarz miał trzydzieści metrów długości i trzy metry
szerokości. Pod sufitem zawieszone były zardzewiałe rury, którymi
doprowadzana była czysta woda. Podłoga zrobiona została z
betonowych płyt, które teraz były całe popękane i pokruszone.
Nagle mężczyzna stanął w miejscu, usłyszał dźwięki kroków.
Korytarz zaroił się od żołnierzy uzbrojonych po zęby. Zobaczyli
przed sobą tylko jednego człowieka, żaden z nich nie spodziewał
się, że ktoś spróbuje zaatakować ich w pojedynkę.
Człowiek
w masce stał w miejscu, przyglądał się otoczeniu układając w
głowie plan walki. Wrogów było trzydziestu, podzieleni byli na
trzy grupy stojące pięć metrów od siebie. Żołnierze przyglądali
się napastnikowi, który wyglądał jakby chciał zabić ich
wzrokiem. Zwykły człowiek nie mógłby wytrzymać jego spojrzenia,
ale oni nie byli zwykłymi ludźmi, byli czymś o wiele więcej.
– Będziecie
niezłą rozgrzewką – powiedział człowiek w masce do żołnierzy.
– Wiem że mnie widzisz, wiem też, że byłeś przygotowany na
moje przybycie. – powiedział jakby sam do siebie.
Zamaskowany
wróg sięgnął za plecy i wyciągnął dwie czarne
katany, z których teraz wydobywał się czerwony blask. Jego maska
zmieniła się, z oczu które wcześnie były białe, wydobywał się
ten sam czerwony blask co z mieczy, a na jego twarzy pojawił się
demoniczny uśmiech. Na ten widok żołnierzy przeszedł dreszcz, oni
już wiedzieli z kim mają do czynienia. Wiedzieli że zaatakował
ich Sin - Łowca Dusz.
Sin
przykucnął żeby nadać sobie rozpędu, wyciągnął dłonie w
których trzymał miecze przed siebie i ruszył z ogromną prędkością
w stronę pierwszej grupy. Żołnierze zaczęli strzelać w miejsce w
którym chwile wcześniej stał ich wróg, ale on był dla nich za
szybki, z łatwością omijał kule balansując swoim ciałem,
pociski których nie zdążył ominąć odbił mieczem zabijając w
ten sposób trzech z pięciu żołnierzy stojących na czele. Dobiegł
do pozostałej dwójki, wykorzystując siłę rozpędu kopnął
pierwszego z nich w głowę miażdżąc ją jak zgniły melon, zanim
upadł zamachnął się mieczem i ciął drugiego przez brzuch
odcinając mu przy tym obie dłonie. Pozostali żołnierze
przestawali strzelać tylko w momencie, w którym musieli przeładować
broń. Łowca dusz ruchem zygzakowym pobiegł w stronę drugiej grupy
w której znajdowało się dwudziestu żołnierzy. Podskoczył robiąc
salto w przód i wylądował w samym środku drugiej grupy. Wstał z
klęczek, wyprostował ręce w których ciągle trzymał miecze i
zaczął wirować. Ostrza wbijały się w żołnierzy jak w masło,
bez problemu przecinając nawet bronie. Poodcinane kończyny, krew,
wnętrzności, nawet pocięte kawałki broni, powoli zamieniały się
w jednolitą masę. W ciągu pięciu sekund z dwudziestu żołnierzy
nie zostało nic, co by choć troszeczkę przypominało człowieka.
Sin ruszył w kierunku ostatniej piątki żołnierzy, ale poślizgnął
się na tym co zostało z drugiej grupy. Jedna z kul trafiła go w
głowę, kombinezon ocalił mu życie, ale siła uderzenia na chwile
go zamroczyła. Jeden z żołnierzy zauważył to i pomyślał –
Łowca stał się zwierzyną – podbiegł do niego próbując
wbić mu bagnet w serce, ale Sin zdążył już dojść do siebie,
ciął od dołu na ukos, przecinając żołnierza na dwie części.
Ostatnich czterech wpadło w panikę, byli szkoleni do walki z
niewiarygodnie potężnym przeciwnikami, ale żaden trening nie jest
wystarczający do walki z samym diabłem. Sin zdecydował że już
dość się nacierpieli, jego zadanie polegało na zabiciu każdego
kto stanie mu na drodze, a nie na znęcaniu się nad swoimi
ofiarami(co prawdę mówiąc uwielbiał robić, ale jego cel był
ważniejszy niż odrobina przyjemności). Z szybkością
przewyższającą możliwości normalnego człowieka podbiegł do
ostatniej grupy, złapał jednego z nich jedną ręka i zmiażdżył
mu głowę, jakby była zrobiona z tektury. Szybkim ruchem wyciągnął
z kabury dwa rewolwery i pociągnął za spust, w ciągu jednego
wdechu pozostała trójka leżała martwa.
Sin
odetchnął z ulgą po czym rozejrzał się po korytarzu, który
teraz wyglądał jak rzeźnia. Zwłoki leżały wszędzie, ale tylko
niektóre z nich przypominały ludzi. Z ciał poległych żołnierzy
zaczął unosić się szary dym. Przypominał on z wyglądu ludzkie
twarze, na których malował się wyraz ogromnego cierpienia. To były
ich dusze, które zawodziły żałośnie, tak jakby żałowały, że
muszą opuścić swoje ciała i udać się w lepsze miejsce.
Niestety... Żadna z nich nigdy nie zazna spokoju.
Nagle
ze zbroi Sin'a wystrzeliły paski zielonego materiału, które
owinęły się na duszach, wysysając z nich całą energię.
–
Wybaczcie, ale nie mam wyboru. Bez was nie uda mi się zrealizować
mojego celu – powiedział Sin z nutką żalu w głosie.
Łowca
dusz ruszył w głąb korytarza, zostawiając za sobą stos ciał.
Przeszedł przez drzwi , którymi weszli żołnierze. Jego oczom
ukazał się korytarz zupełnie niepodobny do tego, w którym przed
chwilą walczył. Wszystko było białe: ściany, sufit a nawet
podłoga była wyłożona białymi kafelkami. W powietrzu unosił się
zapach nieznanych mu substancji. Mijał pomieszczenia z wielkimi
szybami, zaglądał przez niektóre z nich. W ich wnętrzach widział
łóżka z pasami na głowę, ręce i nogi a przy łóżkach stały
stoliki z różną maszynerią i dziwnymi fiolkami. Sin nie znał się
na tym medycznym ustrojstwie, ale był pewny, że nie używano tego
do pieczenia babeczek. W jednym z tych pomieszczeń zobaczył
człowieka przywiązanego do łóżka, który beznamiętnym wzrokiem
wpatrywał się w sufit. Sin stał chwilkę przy oknie, przyglądając
się temu człowiekowi. Zapukał dwa razy w szybę, nie spodziewał
się żadnej reakcji i nie mylił się, człowiek na łóżku nawet
się nie poruszył. Łowca dusz wybił szybę i wskoczył do tego
pomieszczenia. Podszedł do człowieka i wyrwał rurki przyczepione
do jego ramion, które pompowały w niego fioletowy płyn. Biedny
człowiek zawył z bólu.
–
A więc potrafisz jeszcze czuć ból – powiedział Sin z uśmiechem.
Człowiek
na łóżku powoli odzyskiwał zmysły, choć nie potrafił jeszcze skupić
wzroku, zdawał sobie sprawę w jakiej sytuacji się znajduje. Sin
zerwał pasy krępujące jego ciało, nie obawiał się ataku z jego
strony, a nawet gdyby, zabił by go nim ten zdążył by wykonać
jakikolwiek ruch.
–
Kim jesteś? – Zapytał zachrypłym głosem człowiek na łóżku.
–
Mogę być twoim wybawicielem albo twoim katem, to zależy od tego
czy mi się przydasz – powiedział z rozbrajającą szczerością
Sin. – Powiedz mi, mój nowy przyjacielu, czym jest ten fioletowy
płyn? I czym dokładnie jest ten ośrodek?
Człowiek
chwilę się wahał, nie wolno mu było zdradzać tajemnic ale w
momencie gdy odzyskał całkowicie możliwość skupienia wzroku, gdy
dostrzegł z kim rozmawia, zdał sobie sprawę z tego, że musi mu
powiedzieć prawdę, inaczej zginie.
– To jest ośrodek wojskowy, którego celem jest stworzenie idealnego
żołnierza: silnego, szybkiego, nieznającego strachu ani litości.
Nie wiem czym dokładnie jest ten płyn, słyszałem tylko, że jest
to coś w rodzaju skoncentrowanej energii.
–
Interesujące – powiedział Sin. – Pewnie coś poszło nie tak. Ci
których zabiłem byli szybcy, silni, nie znali litości, ale z
pewnością wiedzieli co to jest strach, widziałem to w ich oczach –
pomyślał – Mam jeszcze parę pytań od których będzie zależał
twój los. Zgłosiłeś się na ochotnika? Czy zostałeś zmuszony do
tego by poddać się eksperymentom?
–
Ja... – człowiek zawahał się – Ja zgłosiłem się na
ochotnika... Chciałem stać się silniejszy, chciałem stać się
czymś więcej niż zwykły człowiek. Czy to jest grzech?
–
Nie... To nie jest grzech. Szczerze mówiąc jest to jedyna rzecz na
świecie jaką potrafię zrozumieć. – Sin stał chwilkę w zadumie.
Przypomniał sobie jak sam w dalekiej przeszłości starał się
przyśpieszyć ewolucje. Gdyby wiedział... Gdyby tylko wtedy wiedział, że to co ma zamiar zrobić uruchomi reakcję łańcuchową, tak poważną w skutkach, nigdy by
tego nie zrobił. Lecz teraz było już na to za późno, teraz mógł
tylko starać się naprawić swój błąd. – Mam jeszcze jedno
pytanie – kontynuował Sin – Odpowiesz mi na nie i jesteś wolny.
Pamiętaj tylko jedno, unikaj mnie jak ognia, jeżeli kiedykolwiek
cię zobaczę, zginiesz. Kto wam to zrobił?
– Wam? – zapytał człowiek. – Jest więcej takich jak ja?
– Wam? – zapytał człowiek. – Jest więcej takich jak ja?
–
Było więcej takich jak ty, a nawet o
wiele potężniejszych od ciebie. – Sin odpowiedział z uśmiechem na
twarzy
–
Rozumiem...Nie wnikam w szczegóły ale domyślam się, że jestem
ostatni, nie ważne... Człowiek, który nas stworzył nazywa się...
Olamide Xulu
Sin
westchnął na te słowa, w momencie gdy zobaczył pieczęć na
bramie, był pewny, że to chodzi właśnie o Olamide, ale do
ostatniej chwili miał nadzieję, że nie ma racji.
Sin
odwrócił się od łóżka i poszedł w stronę okna, nagle
człowiek, który chwilę wcześniej ledwo co mógł poruszać dłonią
pojawił się przed nim. Nie był to ten sam człowiek, z którym
rozmawiał, poczuł, że otacza go aura nienawiści. Jego oczy
stały się puste, a żyły na całym ciele przybrały fioletowy
kolor. Sin uskoczył przed ciosem w ostatniej chwili, wyciągnął
jeden z rewolwerów i strzelił mu prosto między oczy. Przeciwnik
zachwiał się lekko po czym doskoczył do Sin'a jakby nic mu się
nie stało. Ale Sin wiedział, że walczy z martwym przeciwnikiem,
jego mózg został zniszczony przez kule, ale ciało nie potrzebowało
już tego organu, było kontrolowane przez kogoś lub coś. Sin
schował rewolwer, przestrzeń była zbyt mała na walkę w
dystansie, nie mógł nawet walczyć mieczem, w pomieszczeniu było
za dużo przedmiotów, które przeszkadzały by mu we wzięciu
zamachu. Postanowił walczyć wręcz. Sin zręcznie unikał ciosów
przeciwnika, starał się przedłużyć walkę, musiał zyskać
trochę czasu na zlokalizowanie człowieka odpowiedzialnego za
kontrole tej marionetki. Łowca dusz cofając się natrafił plecami
na ścianę, w ostatniej sekundzie uchylił się przed nadchodzącym
ciosem, przeciwnik trafił w ścianę wybijając w niej dziurę
wielkości piłki do koszykówki. Sin prześlizgnął się między
nogami swojego wroga, chwycił go od tyłu za nadgarstki, podskoczył
zapierając się nogami o jego plecy i pociągnął z całej siły
odrywając ręce od jego ciała. Marionetka nie wydała z siebie
żadnego dźwięku, odwróciła się w stronę Sin'a, który rzucił
oderwane ręce w róg pokoju. Sin dostrzegł na twarzy tego człowieka
pragnienie. Jego dusza pragnęła opuścić to martwe ciało.
– Spełnię życzenie tej duszy, następnie pójdę po ciebie, chłopcze
– powiedział Sin na głos.
Trzy
pomieszczenia dalej, stał człowiek, który kontrolował swoją
ludzką marionetkę. Dzięki swojej ogromnej mocy, widział i słyszał
wszystko jej zmysłami. Na dźwięk słów wypowiedzianych przez
Sin'a przeszedł go dreszcz, nie dlatego, że ten człowiek mu
groził, ale dlatego, że jego akcent i sposób wypowiedzi
przypominały mu kogoś z przeszłości.
Sin
zauważył, że jego wróg zachwiał się, widocznie moc zaklęcia na
chwilę osłabła. Łowca dusz złapał swojego wroga za głowę,
drugą ręką trzymając go w pasie, podniósł jego ciało w powietrze
i rozerwał je na dwie części, oblewając się fioletowym płynem z
jego wnętrzności. Łowca dusz poczuł, że jego kombinezon wariuje.
Poczuł przypływ mocy. Czuł się jak narkoman, który po długim
czasie przyjął kolejną działkę narkotyku.
– Moc... Ogromna moc! Ten płyn jest skoncentrowaną energią ludzkiej
duszy! – pomyślał.
Jego
zmysły wyostrzyły się. Nigdy wcześniej nie czuł takiej potęgi.
Słyszał bicie serc wszystkich istot w promieniu wielu kilometrów.
Skupił słuch na istocie znajdującej się najbliżej niego. – Mam
cię, chłopcze – powiedział na głos po czym rzucił jeden ze
swoich mieczy w ścianę po prawej stronie, z taką siłą, że
przeleciał on przez trzy pomieszczenia. Sin ruszył za mieczem,
przebiegając przez ściany jakby były zrobione z kartonu. W trzecim
pomieszczeniu zobaczył człowieka w czarnym płaszczu z kapturem na
głowie.
Człowiek
ten, starał się wyciągnąć z uda miecz, który przygwoździł go
do ściany. Podniósł wzrok i zobaczył Sin'a, który podbiegł do
niego i uderzył go pięścią w twarz z taką siła by nie
stracił przytomności.
– Co ty sobie wyobrażasz?! – Wykrzyczał Sin z wściekłością w
głosie.
Zakapturzony
człowiek nic nie odpowiedział, na jego ustach pojawił się
śnieżnobiały uśmiech a naokoło Sin'a zaczęły otwierać się
czerwone portale. Z tych portali można było usłyszeć przeraźliwy
jęk umęczonych dusz. Sin nie przejął się tym i kolejny raz
uderzył go w twarz, po czym z twarzy Łowcy Dusz zniknęła zielona
maska. Człowiek w kapturze przestał się uśmiechać i wytrzeszczył
oczy ze zdziwienia.
– Masz mi coś do powiedzenia idioto? – Sin krzyczał dalej.
Nie
usłyszał odpowiedzi. Sin wiedział, że jeżeli porozmawiają
chwilkę, pewnie Olamide wyjaśni całą sytuację, ale gniew przejął
nad nim kontrolę. Lewą dłonią wyciągnął z jego ciała ostrze i
rzucił nim w ścianę. Zakapturzony człowiek powoli osuwał się na
ziemię, Sin uderzył go w przeponę i poprawił silnym ciosem w
głowę. Przeciwnik stracił przytomność.
Łowca
dusz podniósł ciało nieprzytomnego człowieka i delikatnie położył
je na łóżku. Obejrzał ranę na jego udzie i z ulgą stwierdził,
że miecz ominął tętnicę. W stoliku z medykamentami znalazł nić
i igłę chirurgiczną, delikatnie zszył ranę zadaną przez siebie.
W tym momencie troszeczkę żałował, że tak ostro zareagował, ale
wiedział, że Olamide mu to wybaczy... kiedyś....
Zostawił
go nieprzytomnego na stole i poszedł w kierunku swojego prawdziwego
celu.
Sin
opuścił pomieszczenie z nieprzytomnym Olamide i ruszył dalej
białym korytarzem. Słyszał słabe bicie serca, prawdopodobnie
należało ono do starego człowieka a ten, którego szukał nie był
stary, ale postanowił to sprawdzić. Stanął przy drzwiach, nad
którymi było napisane „wyjście ewakuacyjne” – to w jego stylu
ukrywać się blisko miejsca, z którego można łatwo uciec –
pomyślał Sin.
Za
drzwiami znajdowała się klatka schodowa, ruszył w górę, bo
stamtąd dobiegało bicie serca. Doszedł na samą górę i zobaczył
przed sobą ogromne metalowe wrota. Jego całe ciało drżało z
ekscytacji. Zabił wielu ludzi, zniszczył wiele istnień i wiele
budynków, tylko po to by znaleźć tego człowieka i pozbawić go
życia. Nagle brama otworzyła się sama, a ze środka usłyszał
głos starego człowieka
– Proszę, wejdź, stary przyjacielu.
Sin
Wszedł do środka wielkiego
pomieszczenia, w którym było pełno monitorów. Spodziewał się,
że jest to monitoring bunkra, ale na monitorach wyświetlały się
obrazy z całego świata, widocznie generał już od dawna nie
opuszczał tego miejsca a chciał wiedzieć co się dzieje na
świecie. Z samego końca pomieszczenia usłyszał dźwięk klaskania
w dłonie. Odwrócił się i zobaczył generała Linh
hồn điện'a siedzącego w fotelu przy wielkim drewnianym biurku.
Generał miał około sześćdziesiąt lat i był Wietnamczykiem, włosy miał zgolone na jeża, brak zarostu i ubrany
był w zielony mundur, widocznie lubił wojskowy styl.
–
Brawo! Brawo! – generał udał zachwyt – Udało ci się zabić
wszystkich moich żołnierzy. Słyszałem też, że zniszczyłeś
parę innych bunkrów w okolicy nim trafiłeś na ten właściwy.
Zapracowany z ciebie człowiek. – Generał uśmiechnął się
wypowiadając te słowa. – Jak tylko dowiedziałem się o śmierci
Will'a, – kontynuował a uśmiech znikł z jego twarzy – wiedziałem
kto za tym stoi. Chociaż wydało mi się to nieprawdopodobne, ty
naprawdę wróciłeś z zaświatów. Nie wiem tylko co tobą kieruje.
Może Zemsta? Raczej nie... Nie jesteś... – przepraszam – Nie
byłeś mściwym człowiekiem. Zresztą zabicie nas wszystkich miało
by jakikolwiek sens? Powiedz mi, stary przyjacielu, Jaki jest twój
cel?
– Mój cel? Hmm... – Sin zamyślił się nie spuszczając wzroku z
generała, który siedząc z łokciami opartymi o biurko i
skrzyżowanymi palcami pod brodą cierpliwie czekał na odpowiedź. –
Nie zasłużyłeś by poznać mój prawdziwy cel – odpowiedział
Sin śmiejąc się z Linh hồn điện'a.
Na
te słowa generał wściekł się i powiedział – Żyłem w tej norze
przez piętnaście lat, jak zwykły szczur! Przez piętnaście
cholernych lat szukałem sposobu na stworzenie idealnego żołnierza,
takiego który byłby w stanie cię powstrzymać, a Ty w tym czasie
polowałeś na mnie i na naszych braci! Nie zasłużyłem by poznać
prawdę? Niech tak będzie! Wyduszę ją z twojego umierającego
ciała! Myślisz, że jesteś silny? Stary generał pokaże Ci czym
jest prawdziwa potęga!
Generał
wstał z fotela, podniósł biurko przy którym siedział i rzucił
nim w ścianę.
– Dzięki naszym starym badaniom i odkryciom z tego świata, staliśmy
się potężni! Wszystko zaczęło się tamtego dnia, w którym
zdecydowałeś się zabawić w Boga... – mówił generał
podniesionym głosem.
– Masz rację. – przerwał mu Sin – Ja to wszystko zacząłem... I ja
to zakończę! – Sin już dawno nie był tak zdenerwowany. Generał
wydawał się być bardzo potężny, być może nawet potężniejszy
od niego.
Sin
nie czekał na odpowiedź generała, pobiegł w jego kierunku w biegu
wyciągając dwa ostrza zza pleców. Łowca dusz zasypał generała
gradem ciosów ale on zręcznie omijał każde cięcie miecza. W
pewnym momencie dostrzegł nawet szyderczy uśmiech na jego twarzy.
Tego już było za wiele, rzucił miecz trzymany w prawej dłoni w
stronę generała, ten zaśmiał się na głos i uskoczył w lewą
stronę. – Błąd – krzyknął Sin, który już na niego czekał.
Szybkim ruchem ciął Linh hồn điện'a przez brzuch, lecz ten
zdążył uskoczyć w ostatnim momencie.
Generał
stał w miejscu trzymając się za prawy bark, z którego leciała
krew. Spojrzał na Sin'a, który przyjął triumfalną pozę. Przy
nogach Łowcy dusz leżała odcięta prawa ręka Linh hồn điện'a.
– To tylko ręka, a ty zachowujesz się jakbyś już wygrał –
powiedział przez zaciśnięte zęby Generał.
Miał
rację, Sin był już pewny swojego zwycięstwa. O tym jak bardzo się
pomylił, pomyślał dopiero jak od uderzenia w klatkę piersiową
przeleciał przez pół pomieszczenia łamiąc sobie trzy żebra na
filarze.
– Co się stało?! Nie zauważyłem żadnego ciosu! – Powiedział Sin.
Starał
się wstać gdy nagle poczuł kopnięcie w brzuch. Plując krwią
powiedział – co się ze mną dzieje? Czuję się słaby!
– Twoje ciało domaga się kolejnej dawki esencji dusz – powiedział
Linh hồn điện
– Fioletowy płyn! – powiedział z trudem Sin.
Generał
kucnął przy swojej ofierze i zaczął okładać go lewą ręką po
głowie. Sin poczuł nadchodzący koniec. – Nie! Nie w taki sposób –
powtarzał sobie w myślach. Łowca dusz zmobilizował się i przed
kolejnym uderzeniem Linh'a, zdążył wyciągnąć jeden ze swoich
mieczy. Generał nie spodziewał się tego i nie zdążył cofnąć
lewej ręki, która teraz leżała u jego stóp. Odskoczył do tyłu
obawiając się kolejnego cięcia, którego nie byłby w stanie
zablokować. Spojrzał na Sin'a, który stał już na nogach i
powiedział – Zdajesz sobie sprawę z tego, że inżynieria
genetyczna tego świata pozwala już na odbudowę kończyn? Te rany
nic nie znaczą, jeżeli w ciągu trzydziestu minut dojdę do komory
odbudowy, nic mi nie będzie.
– Zaufaj mi, stary przyjacielu, czas jest najmniejszym z twoich
zmartwień – powiedział z ogromnym trudem Sin.
Łowca dusz stał przy
filarze, w prawej ręce trzymał miecz a w lewej rewolwer. Zaczął
strzelać do Generała, który pobiegł w prawą stronę, czyli
dokładnie tam gdzie Sin chciał by pobiegł. Łowca nie przerywając
ostrzału, z całej siły rzucił mieczem w miejsce gdzie za chwile
miał pojawić się Linh. Udało mu się, wirujące ostrze trafiło w
swój cel, przecinając Linh hồn điện'a w pół. Generał wydał
z siebie gardłowy krzyk – był to dźwięk porażki.
Sin
z trudem doszedł do tego co zostało z Linh hồn điện'a.
Zauważył, że generał jeszcze oddycha – cóż za wola życia –
pomyślał. Łowca usiadł na podłodze koło Linha, pochylił się
nad nim i zapytał: – jeżeli jesteś jeszcze w stanie mówić,
powiedz mi proszę, gdzie znajdę Anser'a ?
– Jest taki mały kraj, który nazywa się Polska. Anser upierał się,
by wysłali go właśnie tam. Zabroniono nam utrzymywać ze sobą
kontakty, wiem jedynie tyle, że jest członkiem tamtego rządu. –
Generał mówił cicho i spokojnie, widocznie pogodził się już ze
swoim losem. – jeszcze jedno Sin – kontynuował – proszę
wybacz nam... Wybacz nam to co ci zrobiliśmy. Nie ma dnia w którym
bym o tym nie myślał...Minęło już tyle czasu, a ja dalej nie
mogę sobie tego wybaczyć...Błagam cię o wybaczenie... Bracie.
– Prosisz o zbyt wiele. – mówił spokojnym tonem Sin – To co wtedy
miało miejsce... Tego nie da się wybaczyć.
Sin
wyciągnął rewolwer, przyłożył lufę do serca Linh
hồn điện'a, po czym powiedział – Spoczywaj
w spokoju... stary przyjacielu, i pociągnął za spust.
Z
ciała generała wyleciała dusza, która w
niczym nie przypominała szarego dymu, była ona złotego koloru,
naokoło którego dostrzec można było pomarańczowe płomyki,
wyglądała jak małe słońce. Łowca dusz wchłonął ją
łapczywie, niczym człowiek, który głodował przez większość
swojego życia.
Sin
wstał, obolały, potłuczony i połamany, ale żywy i zdobył to po
co tu przybył, kolejną duszę. Wolnym krokiem ruszył w stronę
wyjścia z budynku, po drodze zabierając ze sobą nieprzytomnego
Olamide.
Nieźle...
OdpowiedzUsuńJeżeli to Ci się spodobało, to zapraszam do lektury drugiej części,która(według mnie oczywiście) jest dużo lepsza, chociaż brakuje w niej akcji. Dziękuję za pierwszy komentarz po reaktywacji strony:)
OdpowiedzUsuńa nawet... naprawdę nieźle
OdpowiedzUsuńReklama na "Kwejku" i ciekawość , nie pozwoliłyby mi tego nie przeczytać. ;)
OdpowiedzUsuńPo przeczytaniu pierwszej części , mogę śmiało powiedzieć , że pomysł całkiem fajny - wykonanie już trochę gorzej , ale mimo wszystko na plus.
Nie rozumiem po co zabiegi w stylu "trzydzieści metrów długości i trzy szerokości" Takie szczegóły nie są zbyt ciekawe , można zastąpić to czymś w stylu "długi i wąski" - drobna sugestia.
Nie wiem skąd się wzięło imię tego generała ... - ale to już zostawię w spokoju
Fabuła sama w sobie lekko oklepana , brat który zabija brata który kiedyś coś mu zrobił ... będziesz musiał z tego wybrnąć wymyślając coś ciekawego , gdy już się dowiemy co się stało ;)
Och, jakież to smutne - widzę, że już ktoś mnie ubiegł, z podobnymi wnioskami. Także mnie zainteresowała reklama z "Kwejka", bo dlaczego by nie? Napisałeś tam, że nie jesteś zbyt dobrym, ani doświadczonym pisarzem, ale po przeczytaniu pierwszej części stwierdzam, że nie jesteś taki tragiczny ;p Uwierz mi, przez lata obserwowania licznych blogów, na różnych portalach, poznałam wiele osób o gorszym stylu.
OdpowiedzUsuńCo do treści, to według mnie rozpocząłeś tak, że niczego jeszcze nie wiadomo. Twoja opowieść może stać się hitem, albo znudzić jak kolejna jednotorowa opowiastka ściągnięta z mniej popularnego komiksu. Czas wraz z Twoją kreatywnością pokażą co z tego wyjdzie,
Trzymam kciuki :)
Czytam "Kwejka" już od dłuższego czasu i zauważyłem, że ludzie którzy dodają obrazki lub teksty mają podobne poczucie humoru jak i zainteresowania do moich, dlatego uznałem za dobry pomysł zrobić reklamę właśnie tam(dzisiaj dostałem bana więc już reklamy nie będzie)
OdpowiedzUsuńCo do imienia generała... Google translate :) (coś w stylu "I see what you did there)
"trzydzieści metrów długości i trzy szerokości" napisałem tak, dlatego, bo dzięki dokładnym wymiarom można lepiej sobie wyobrazić miejsce walki, jeżeli napisałbym "Długi i wąski" w wyobraźni niektórych czytelników mógłby być zbyt wąski na akrobacje Sin'a.
"Brat zabija brata" mały spoiler, który raczej nic nie zmieni: "ludzie, którzy spędzili ze sobą bardzo dużo czasu lub wyszli razem z jakiegoś koszmaru, często stają się dla siebie braćmi" więcej nie mogę powiedzieć :)
Jestem też zdania, że w tych czasach nie da się wymyślić niczego nowego, jedyne co pozostaje to przerobić to co już jest, na coś czego czytelnicy(czy tam ktokolwiek) zupełnie się nie spodziewają i właśnie to zamierzam zrobić :)
Dziękuje bardzo za te komentarze, nawet nie wyobrażacie sobie ile to dla mnie znaczy...Jestem naprawdę wdzięczny i zrobię wszystko co w mojej mocy by was nie zawieść!
Jeszcze tak na koniec. Zła Wiedźmo; czy mogła byś mi napisać o jaki komiks chodzi? Szczerze mówiąc nie mam pojęcia a bardzo mnie to ciekawi.
Co do Kwejka , to nie wydaje mi się , żeby tak długa reklama dużo pomogła - mało kto czyta tak długie teksty. Jeżeli zależy Ci na "jakości a nie ilości" czytelników to wybrałeś dobry sposób ;)
OdpowiedzUsuńA co do korytarza - jeśli wykonał akrobacje to znaczy , że jest to możliwe
Czekam na kolejną część ;)
Wiesz, że głowię się nad tym samym pytaniem od wczorajszego popołudnia? Moja pamięć chwilowo mnie niestety zawodzi, cóż się dziwić po takim czasie. Kojarzę wyjątkowo tylko postać i część jej zachowań, które mnie interesowały. Wybacz. Jeśli coś więcej sobie przypomnę, albo to znajdę to się odezwę ;)
OdpowiedzUsuńOczywiście, że zależy mi na "jakości a nie ilości" jak to pięknie napisałeś. Kolega odradzał mi robić reklamę na "Kwejku", napisał, że "Banda gimbusów z "Kwejka" wejdzie na mojego bloga i będą pisać, że słabe nawet nie czytając, albo nie rozumiejąc tego, co napisałem" (jedną taką sytuację już miałem). Jednak jestem bardzo zadowolony, że go nie posłuchałem. Na moje szczęście, zamiast "gimbusów" pojawiliście się Wy, ludzie, którzy są w stanie i co ważniejsze, chcą mi pomóc dopracować moją małą powieść :)
OdpowiedzUsuńZła Wiedźmo; Raczej nie trudno zauważyć podobieństwo Sin'a do Deadpool'a, na którym wzorowałem jego umiejętności, oraz wygląd zewnętrzny, może o niego Ci chodzi?
Pomysł fabularny nie najgorszy, ale styl jakoś tak nie za bardzo. Weźmy porównania - gdy czytam że "oczy wyskoczyły jak korki od szampana" to zamiast grozy czuję śmieszność, a tak być nie powinno. Czasem lepiej wypada dosłowność niż zasłanianie się metaforami. Podobnie nie pasuje do otoczenia porównanie kogoś do "kobiety z anoreksją".
OdpowiedzUsuńParę rzeczy jest za krótko powiedzianych.
"Łowca Dusz" został napisany w lutym, więc ponad dziesięć miesięcy temu, co więcej, jest to mój pierwszy tekst. Widzę i rozumiem większość błędów w tym rozdziale, lecz zwyczajnie nie mam czasu na poprawki; na to przyjdzie czas dopiero po napisaniu ostatniego rozdziału powieści.
OdpowiedzUsuńNiestety, wszystkie rozdziały z tak zwanej "Części pierwszej..." są zwyczajnie słabe, dopiero "Spowiedź" jest już całkiem interesująca, i każdy kolejny rozdział jest coraz lepszy. Jeżeli fabuła wydała ci się interesująca, to niestety musisz przebrnąć przez te słabiutkie rozdziały...