1. Łowca Dusz.


    Wioska rybacka na wschód od rzeki Mekong wyglądała na opuszczoną, stare domy z desek ledwo opierały się podmuchom wiatru. Na zachodnim krańcu wioski znajdował się jeden budynek, który wyróżniał się na tle pozostałych nie tylko jakością wykonania, ale też tym, że dochodziły z niego dźwięki rozmowy. W środku siedziało dwóch ludzi, którzy wyglądali na żołnierzy. Starszy z nich twarz miał całą w bliznach a jego wzrok zdradzał, że przeszedł przez piekło. Młodszy natomiast wyglądał na góra dwadzieścia lat, na twarzy nie miał cienia zarostu a posturą przypominał kobietę z anoreksją, aż dziwne, że został wybrany do ochrony tego, co znajdowało się w budynku.
   – Nie rozumiem dlaczego musimy pilnować tego wejścia, przecież nikt nie będzie szukał generała na takim zadupiu! A jak ktoś taki się znajdzie, to dwóch żołnierzy w opuszczonej wiosce tylko ułatwi mu zadanie. Powiedział młodszy człowiek.
    – Kim Ty jesteś żeby kwestionować polecenia generała?! Ty masz wykonywać rozkazy, obojętnie jakie one by nie były! Gdybym ja nie słuchał swojego dowódcy, już dawno bym nie żył! Żołnierz z bliznami już dawno się tak nie zdenerwował, ale w głębi duszy wiedział, że młody ma racje. Zastanów się nad tym co powiedziałem, ja w tym czasie idę się odlać.
    Blizna był weteranem II Wojny Światowej, widział jak jego przyjaciele umierali za swój kraj, paru z nich dokonało żywota w jego ramionach. Mimo tego co go spotkało pozostał romantykiem, fascynowało go piękno. Podczas spaceru przyglądał się każdemu budynkowi, podziwiał najmniejsze detale krajobrazu, ale to co tamtej nocy było dla niego najpiękniejsze to księżyc w pełni, który świecił wściekłą czerwienią.
  Chciałbym umrzeć w noc tak wspaniałą jak ta.  Powiedział sam do siebie.
    Blizna stanął pod drzewem i już miał rozpinać rozporek, gdy nagle usłyszał szum liści nad głową. W pierwszej chwili pomyślał że to tylko wiatr, ale gdy spojrzał w górę, zobaczył nad sobą ciemną postać stojącą na gałęzi. Człowiek na drzewie sięgnął za plecy i wyciągnął miecz przypominający katanę. Blizna już sięgał po broń, gdy nagle napastnik zeskoczył wprost na niego wbijając mu ostrze w głowę z taką siłą, że przeciął ciało weterana na dwie idealne połówki. Mężczyzna ukląkł przy zwłokach Blizny i wyszeptał: Proście a będzie wam dane.
    Młody siedział przy stole, z nudów układając pasjansa, gdy nagle drzwi do budynku otworzyły się z hukiem.
  Chciałem przeprosić cie za to co powiedziałem wcześniej. powiedział młody, po czym odwrócił się w stronę drzwi do których wcześniej był zwrócony plecami, i ze zdumieniem zobaczył, że to wcale nie jest Blizna.
Młody żołnierz zerwał się z krzesła, sięgnął po broń leżącą na stole obok kart i wycelował w człowieka, który przyglądał mu się z zaciekawieniem.
    Człowiek ten miał około metr dziewięćdziesiąt wzrostu a jego ciało pokryte było zielonym materiałem ściśle przylegającym do ciała. Na twarzy miał maskę przez którą było widać jego oczy, bardzo dziwne oczy. Młody nie mógł oderwać od nich wzroku, był jak zahipnotyzowany. W jego pustych oczach zobaczył śmierć, cierpienie, ból i rozpacz. Nie mógł tego wytrzymać, musiał odwrócić wzrok inaczej by zemdlał.
   – Kim jesteś i czego tu szukasz? Zapytał młody trzymając przybysza na muszce.
Powinien był strzelić bez zastanawiania się, ale ten człowiek zafascynował go na tyle, by zignorował rozkazy.
Człowiek w zieleni rozpłynął się w powietrzu niczym dym rozdmuchany przez silny wiatr. Ułamek sekundy później pojawił się przed młodym, jedną ręką łamiąc mu dłoń, w której trzymał pistolet, a drugą złapał go za szyję.
  Błagam! Nie zabijaj mnie! Nie chcę umierać w ten sposób! Młody żołnierz krzyczał łamiącym się głosem.
Człowiek w zieleni stał chwilę w bezruchu, po czym odpowiedział Słabeusze nie mają prawa wybierać w jaki sposób zginą. Po czym ścisnął jego szyję z taką siłą, że gałki oczne wystrzeliły z oczodołów niczym korki od szampana.
Położył zmasakrowane, ale żywe ciało żołnierza na podłodze, następnie zaczął rozglądać się po pomieszczeniu. Przechadzał się powoli po pokoju, w którym stał stolik i dwa krzesła. Na stole obok rozłożonych kart, zobaczył dwa kieliszki i butelkę wódki, na których widok uśmiechnął się kącikiem ust.
   Wnętrze budynku było w opłakanym stanie. Tynk odpadał od ścian a przegniła drewniana podłoga trzeszczała przy każdym kroku jaki stawiał. Podszedł do ściany po lewej stronie i powoli przesuwał dłoń wzdłuż niej opukując ją co jakiś czas. To samo zrobił z resztą ścian
nie znajdując tego, czego szukał. Zdenerwował się nieco na myśl o tym, że musi użyć „tej” umiejętności, ponieważ podczas tego rytuału jego ciało stawało się bezbronne. Albo to albo zniszczenie całego budynku, a na to nie mógł sobie pozwolić.
   Podszedł do leżącego żołnierza, kucnął przy nim i przyłożył palec środkowy i wskazujący do jego czoła. Skupił się i przeniósł swoją świadomość do jego ciała. Nienawidził tego, ogromny ból związany z oddzieleniem się od swojego ciała przypominał mu o tym, co zrobiono mu dawno temu.
   Jego astralne ciało wisiało w powietrzu. Przyglądał się ostatnim sekundom jakie młody zapamiętał ze swojego życia. Widział jak sam zmiażdżył mu gardło pozbawiając go tym świadomości. Mózg młodego został prawie całkowicie zniszczony, stał się warzywem, które już nigdy się nie obudzi. Nagle zapadła ciemność, chwilę później znowu zobaczył tą samą sytuację, znowu zobaczył jak niszczy tego człowieka. Mógłby oglądać to w nieskończoność, tak bardzo bawiła go ta sytuacja, ale nie miał na to czasu, musiał jak najszybciej znaleźć to czego szukał. Swoim ciałem astralnym wleciał wprost w młodego, który dławił się swoją własną krwią. Połączył się z jego umysłem, szukał znaków, słów, zaklęć, które pomogą mu dostać się do podziemi. Nagle jego ciało astralne powróciło na swoje miejsce.
 –  Mam cię! – powiedział z uśmiechem na twarzy.
   Wstał z klęczek, jeszcze raz przyjrzał się temu co zostało z żołnierza i ruszył w kąt pomieszczenia. Przykucnął nad zgniłymi deskami, po czym wbił w nie otwartą dłoń i chwilkę ruszał nią we wszystkie strony. Poczuł metalowy pręt, pociągnął za niego i usłyszał dźwięk zgrzytającej stali. Coś nagle trzasnęło w rogu pokoju. Obejrzał się za siebie i jego oczom ukazało się przejście, które chwilę wcześniej ukryte było w podłodze. Podszedł do niego powoli, obawiając się pułapek, ale jak przekonał się chwile później, niepotrzebnie się martwił. Z krawędzi otworu w podłodze, zwisała drabina linowa. Zszedł po niej na sam dół i zobaczył ogromną jaskinie. Nie było tam oświetlenia ale dzięki mocy kombinezonu widział tak dobrze jak w słoneczny dzień na świeżym powietrzu. Na drugim końcu jaskini dostrzegł to czego szukał przez ostatnie lata. Szedł w tym kierunku bardzo powoli, zauważył parę pułapek, ale były tak proste do ominięcia, że prawie poczuł się urażony. W końcu dotarł na sam koniec jaskini. W końcu udało mu się znaleźć wrota do podziemnego bunkra generała Linh hồn điện'a.


   Wrota miały kształt koła a na samym środku znajdował się mechanizm z szyfrem. Nasz zamaskowany przyjaciel nie znał tego szyfru, nie znalazł tej informacji w umyśle młodego.
Było tam coś jeszcze, coś czego nie spodziewał się zobaczyć; pentagram narysowany ludzką krwią.
  – Nie... To nie może być prawda... Zamaskowany człowiek był w ogromnym szoku, dopiero po paru sekundach zdał sobie sprawę, że powiedział to na głos. Mam nadzieję, że nie mam racji... – dokończył w myślach.
Znał tylko jedną osobę potrafiącą rzucić to zaklęcie, wiedział też, że do tego zaklęcia trzeba było poświęcić całą wioskę ludzi. To było zaklęcie blokujące, tak potężne, że bramy nie dało się zniszczyć żadną bronią znaną ludzkości, na szczęście on posiadał broń, tak potężną, że żaden człowiek nigdy o niej nie marzył. On sam był tą bronią.
   Stanął na przeciwko wrót, sięgnął za plecy i wyciągnął ostrze, które z wyglądu przypominało miecz samurajski, ale było od niego o wiele dłuższe i znacznie potężniejsze. Wbił miecz w sam środek bramy z taką łatwością jakby była ona zrobiona z papieru. Ostrze wchłaniało moc zaklęcia i zaczęło wibrować z taką siłą, że musiał trzymać je obiema rękoma, nie trwało to dłużej niż mrugnięcie okiem a zaklęcie zostało złamane. Zaparł się nogami o ziemię, wziął głęboki oddech i uderzył dłonią w sam koniec rękojeści miecza. Cała zgromadzona energia została uwolniona w ułamku sekundy, zamieniając wrota w pył. Niestety... siła eksplozji uruchomiła alarm.
   Mężczyzna w zieleni ruszył korytarzem, który ukazał mu się po zniszczeniu wrót, czerwone migające światło alarmu nadawało mu złowieszczy wygląd. Korytarz miał trzydzieści metrów długości i trzy metry szerokości. Pod sufitem zawieszone były zardzewiałe rury, którymi doprowadzana była czysta woda. Podłoga zrobiona została z betonowych płyt, które teraz były całe popękane i pokruszone. Nagle mężczyzna stanął w miejscu, usłyszał dźwięki kroków. Korytarz zaroił się od żołnierzy uzbrojonych po zęby. Zobaczyli przed sobą tylko jednego człowieka, żaden z nich nie spodziewał się, że ktoś spróbuje zaatakować ich w pojedynkę.
   Człowiek w masce stał w miejscu, przyglądał się otoczeniu układając w głowie plan walki. Wrogów było trzydziestu, podzieleni byli na trzy grupy stojące pięć metrów od siebie. Żołnierze przyglądali się napastnikowi, który wyglądał jakby chciał zabić ich wzrokiem. Zwykły człowiek nie mógłby wytrzymać jego spojrzenia, ale oni nie byli zwykłymi ludźmi, byli czymś o wiele więcej.
  – Będziecie niezłą rozgrzewką – powiedział człowiek w masce do żołnierzy. – Wiem że mnie widzisz, wiem też, że byłeś przygotowany na moje przybycie. powiedział jakby sam do siebie.
   Zamaskowany wróg sięgnął za plecy i wyciągnął dwie czarne katany, z których teraz wydobywał się czerwony blask. Jego maska zmieniła się, z oczu które wcześnie były białe, wydobywał się ten sam czerwony blask co z mieczy, a na jego twarzy pojawił się demoniczny uśmiech. Na ten widok żołnierzy przeszedł dreszcz, oni już wiedzieli z kim mają do czynienia. Wiedzieli że zaatakował ich Sin - Łowca Dusz.
    Sin przykucnął żeby nadać sobie rozpędu, wyciągnął dłonie w których trzymał miecze przed siebie i ruszył z ogromną prędkością w stronę pierwszej grupy. Żołnierze zaczęli strzelać w miejsce w którym chwile wcześniej stał ich wróg, ale on był dla nich za szybki, z łatwością omijał kule balansując swoim ciałem, pociski których nie zdążył ominąć odbił mieczem zabijając w ten sposób trzech z pięciu żołnierzy stojących na czele. Dobiegł do pozostałej dwójki, wykorzystując siłę rozpędu kopnął pierwszego z nich w głowę miażdżąc ją jak zgniły melon, zanim upadł zamachnął się mieczem i ciął drugiego przez brzuch odcinając mu przy tym obie dłonie. Pozostali żołnierze przestawali strzelać tylko w momencie, w którym musieli przeładować broń. Łowca dusz ruchem zygzakowym pobiegł w stronę drugiej grupy w której znajdowało się dwudziestu żołnierzy. Podskoczył robiąc salto w przód i wylądował w samym środku drugiej grupy. Wstał z klęczek, wyprostował ręce w których ciągle trzymał miecze i zaczął wirować. Ostrza wbijały się w żołnierzy jak w masło, bez problemu przecinając nawet bronie. Poodcinane kończyny, krew, wnętrzności, nawet pocięte kawałki broni, powoli zamieniały się w jednolitą masę. W ciągu pięciu sekund z dwudziestu żołnierzy nie zostało nic, co by choć troszeczkę przypominało człowieka. Sin ruszył w kierunku ostatniej piątki żołnierzy, ale poślizgnął się na tym co zostało z drugiej grupy. Jedna z kul trafiła go w głowę, kombinezon ocalił mu życie, ale siła uderzenia na chwile go zamroczyła. Jeden z żołnierzy zauważył to i pomyślał Łowca stał się zwierzyną podbiegł do niego próbując wbić mu bagnet w serce, ale Sin zdążył już dojść do siebie, ciął od dołu na ukos, przecinając żołnierza na dwie części. Ostatnich czterech wpadło w panikę, byli szkoleni do walki z niewiarygodnie potężnym przeciwnikami, ale żaden trening nie jest wystarczający do walki z samym diabłem. Sin zdecydował że już dość się nacierpieli, jego zadanie polegało na zabiciu każdego kto stanie mu na drodze, a nie na znęcaniu się nad swoimi ofiarami(co prawdę mówiąc uwielbiał robić, ale jego cel był ważniejszy niż odrobina przyjemności). Z szybkością przewyższającą możliwości normalnego człowieka podbiegł do ostatniej grupy, złapał jednego z nich jedną ręka i zmiażdżył mu głowę, jakby była zrobiona z tektury. Szybkim ruchem wyciągnął z kabury dwa rewolwery i pociągnął za spust, w ciągu jednego wdechu pozostała trójka leżała martwa.
    Sin odetchnął z ulgą po czym rozejrzał się po korytarzu, który teraz wyglądał jak rzeźnia. Zwłoki leżały wszędzie, ale tylko niektóre z nich przypominały ludzi. Z ciał poległych żołnierzy zaczął unosić się szary dym. Przypominał on z wyglądu ludzkie twarze, na których malował się wyraz ogromnego cierpienia. To były ich dusze, które zawodziły żałośnie, tak jakby żałowały, że muszą opuścić swoje ciała i udać się w lepsze miejsce. Niestety... Żadna z nich nigdy nie zazna spokoju.
Nagle ze zbroi Sin'a wystrzeliły paski zielonego materiału, które owinęły się na duszach, wysysając z nich całą energię.
    Wybaczcie, ale nie mam wyboru. Bez was nie uda mi się zrealizować mojego celu – powiedział Sin z nutką żalu w głosie.

    Łowca dusz ruszył w głąb korytarza, zostawiając za sobą stos ciał. Przeszedł przez drzwi , którymi weszli żołnierze. Jego oczom ukazał się korytarz zupełnie niepodobny do tego, w którym przed chwilą walczył. Wszystko było białe: ściany, sufit a nawet podłoga była wyłożona białymi kafelkami. W powietrzu unosił się zapach nieznanych mu substancji. Mijał pomieszczenia z wielkimi szybami, zaglądał przez niektóre z nich. W ich wnętrzach widział łóżka z pasami na głowę, ręce i nogi a przy łóżkach stały stoliki z różną maszynerią i dziwnymi fiolkami. Sin nie znał się na tym medycznym ustrojstwie, ale był pewny, że nie używano tego do pieczenia babeczek. W jednym z tych pomieszczeń zobaczył człowieka przywiązanego do łóżka, który beznamiętnym wzrokiem wpatrywał się w sufit. Sin stał chwilkę przy oknie, przyglądając się temu człowiekowi. Zapukał dwa razy w szybę, nie spodziewał się żadnej reakcji i nie mylił się, człowiek na łóżku nawet się nie poruszył. Łowca dusz wybił szybę i wskoczył do tego pomieszczenia. Podszedł do człowieka i wyrwał rurki przyczepione do jego ramion, które pompowały w niego fioletowy płyn. Biedny człowiek zawył z bólu.
  A więc potrafisz jeszcze czuć ból – powiedział Sin z uśmiechem.
Człowiek na łóżku powoli odzyskiwał zmysły, choć nie potrafił jeszcze skupić wzroku, zdawał sobie sprawę w jakiej sytuacji się znajduje. Sin zerwał pasy krępujące jego ciało, nie obawiał się ataku z jego strony, a nawet gdyby, zabił by go nim ten zdążył by wykonać jakikolwiek ruch.
  Kim jesteś? Zapytał zachrypłym głosem człowiek na łóżku.
  Mogę być twoim wybawicielem albo twoim katem, to zależy od tego czy mi się przydasz – powiedział z rozbrajającą szczerością Sin. Powiedz mi, mój nowy przyjacielu, czym jest ten fioletowy płyn? I czym dokładnie jest ten ośrodek?
Człowiek chwilę się wahał, nie wolno mu było zdradzać tajemnic ale w momencie gdy odzyskał całkowicie możliwość skupienia wzroku, gdy dostrzegł z kim rozmawia, zdał sobie sprawę z tego, że musi mu powiedzieć prawdę, inaczej zginie.
   To jest ośrodek wojskowy, którego celem jest stworzenie idealnego żołnierza: silnego, szybkiego, nieznającego strachu ani litości. Nie wiem czym dokładnie jest ten płyn, słyszałem tylko, że jest to coś w rodzaju skoncentrowanej energii.
  Interesujące – powiedział Sin. – Pewnie coś poszło nie tak. Ci których zabiłem byli szybcy, silni, nie znali litości, ale z pewnością wiedzieli co to jest strach, widziałem to w ich oczach – pomyślał – Mam jeszcze parę pytań od których będzie zależał twój los. Zgłosiłeś się na ochotnika? Czy zostałeś zmuszony do tego by poddać się eksperymentom?
  Ja... człowiek zawahał się – Ja zgłosiłem się na ochotnika... Chciałem stać się silniejszy, chciałem stać się czymś więcej niż zwykły człowiek. Czy to jest grzech?
  Nie... To nie jest grzech. Szczerze mówiąc jest to jedyna rzecz na świecie jaką potrafię zrozumieć. Sin stał chwilkę w zadumie. Przypomniał sobie jak sam w dalekiej przeszłości starał się przyśpieszyć ewolucje. Gdyby wiedział... Gdyby tylko wtedy wiedział, że to co ma zamiar zrobić uruchomi reakcję łańcuchową, tak poważną w skutkach, nigdy by tego nie zrobił. Lecz teraz było już na to za późno, teraz mógł tylko starać się naprawić swój błąd. Mam jeszcze jedno pytanie – kontynuował Sin – Odpowiesz mi na nie i jesteś wolny. Pamiętaj tylko jedno, unikaj mnie jak ognia, jeżeli kiedykolwiek cię zobaczę, zginiesz. Kto wam to zrobił?
   Wam? zapytał człowiek. – Jest więcej takich jak ja?
  – Było więcej takich jak ty, a nawet o wiele potężniejszych od ciebie. Sin odpowiedział z uśmiechem na twarzy
  Rozumiem...Nie wnikam w szczegóły ale domyślam się, że jestem ostatni, nie ważne... Człowiek, który nas stworzył nazywa się... Olamide Xulu
Sin westchnął na te słowa, w momencie gdy zobaczył pieczęć na bramie, był pewny, że to chodzi właśnie o Olamide, ale do ostatniej chwili miał nadzieję, że nie ma racji.
Sin odwrócił się od łóżka i poszedł w stronę okna, nagle człowiek, który chwilę wcześniej ledwo co mógł poruszać dłonią pojawił się przed nim. Nie był to ten sam człowiek, z którym rozmawiał, poczuł, że otacza go aura nienawiści. Jego oczy stały się puste, a żyły na całym ciele przybrały fioletowy kolor. Sin uskoczył przed ciosem w ostatniej chwili, wyciągnął jeden z rewolwerów i strzelił mu prosto między oczy. Przeciwnik zachwiał się lekko po czym doskoczył do Sin'a jakby nic mu się nie stało. Ale Sin wiedział, że walczy z martwym przeciwnikiem, jego mózg został zniszczony przez kule, ale ciało nie potrzebowało już tego organu, było kontrolowane przez kogoś lub coś. Sin schował rewolwer, przestrzeń była zbyt mała na walkę w dystansie, nie mógł nawet walczyć mieczem, w pomieszczeniu było za dużo przedmiotów, które przeszkadzały by mu we wzięciu zamachu. Postanowił walczyć wręcz. Sin zręcznie unikał ciosów przeciwnika, starał się przedłużyć walkę, musiał zyskać trochę czasu na zlokalizowanie człowieka odpowiedzialnego za kontrole tej marionetki. Łowca dusz cofając się natrafił plecami na ścianę, w ostatniej sekundzie uchylił się przed nadchodzącym ciosem, przeciwnik trafił w ścianę wybijając w niej dziurę wielkości piłki do koszykówki. Sin prześlizgnął się między nogami swojego wroga, chwycił go od tyłu za nadgarstki, podskoczył zapierając się nogami o jego plecy i pociągnął z całej siły odrywając ręce od jego ciała. Marionetka nie wydała z siebie żadnego dźwięku, odwróciła się w stronę Sin'a, który rzucił oderwane ręce w róg pokoju. Sin dostrzegł na twarzy tego człowieka pragnienie. Jego dusza pragnęła opuścić to martwe ciało.
   – Spełnię życzenie tej duszy, następnie pójdę po ciebie, chłopcze – powiedział Sin na głos.
   Trzy pomieszczenia dalej, stał człowiek, który kontrolował swoją ludzką marionetkę. Dzięki swojej ogromnej mocy, widział i słyszał wszystko jej zmysłami. Na dźwięk słów wypowiedzianych przez Sin'a przeszedł go dreszcz, nie dlatego, że ten człowiek mu groził, ale dlatego, że jego akcent i sposób wypowiedzi przypominały mu kogoś z przeszłości.
   Sin zauważył, że jego wróg zachwiał się, widocznie moc zaklęcia na chwilę osłabła. Łowca dusz złapał swojego wroga za głowę, drugą ręką trzymając go w pasie, podniósł jego ciało w powietrze i rozerwał je na dwie części, oblewając się fioletowym płynem z jego wnętrzności. Łowca dusz poczuł, że jego kombinezon wariuje. Poczuł przypływ mocy. Czuł się jak narkoman, który po długim czasie przyjął kolejną działkę narkotyku.
  – Moc... Ogromna moc! Ten płyn jest skoncentrowaną energią ludzkiej duszy!  pomyślał.
Jego zmysły wyostrzyły się. Nigdy wcześniej nie czuł takiej potęgi. Słyszał bicie serc wszystkich istot w promieniu wielu kilometrów. Skupił słuch na istocie znajdującej się najbliżej niego. Mam cię, chłopcze powiedział na głos po czym rzucił jeden ze swoich mieczy w ścianę po prawej stronie, z taką siłą, że przeleciał on przez trzy pomieszczenia. Sin ruszył za mieczem, przebiegając przez ściany jakby były zrobione z kartonu. W trzecim pomieszczeniu zobaczył człowieka w czarnym płaszczu z kapturem na głowie.
Człowiek ten, starał się wyciągnąć z uda miecz, który przygwoździł go do ściany. Podniósł wzrok i zobaczył Sin'a, który podbiegł do niego i uderzył go pięścią w twarz z taką siła by nie stracił przytomności.
   – Co ty sobie wyobrażasz?! Wykrzyczał Sin z wściekłością w głosie.
Zakapturzony człowiek nic nie odpowiedział, na jego ustach pojawił się śnieżnobiały uśmiech a naokoło Sin'a zaczęły otwierać się czerwone portale. Z tych portali można było usłyszeć przeraźliwy jęk umęczonych dusz. Sin nie przejął się tym i kolejny raz uderzył go w twarz, po czym z twarzy Łowcy Dusz zniknęła zielona maska. Człowiek w kapturze przestał się uśmiechać i wytrzeszczył oczy ze zdziwienia.
  – Masz mi coś do powiedzenia idioto? Sin krzyczał dalej.
Nie usłyszał odpowiedzi. Sin wiedział, że jeżeli porozmawiają chwilkę, pewnie Olamide wyjaśni całą sytuację, ale gniew przejął nad nim kontrolę. Lewą dłonią wyciągnął z jego ciała ostrze i rzucił nim w ścianę. Zakapturzony człowiek powoli osuwał się na ziemię, Sin uderzył go w przeponę i poprawił silnym ciosem w głowę. Przeciwnik stracił przytomność.
Łowca dusz podniósł ciało nieprzytomnego człowieka i delikatnie położył je na łóżku. Obejrzał ranę na jego udzie i z ulgą stwierdził, że miecz ominął tętnicę. W stoliku z medykamentami znalazł nić i igłę chirurgiczną, delikatnie zszył ranę zadaną przez siebie. W tym momencie troszeczkę żałował, że tak ostro zareagował, ale wiedział, że Olamide mu to wybaczy... kiedyś....
Zostawił go nieprzytomnego na stole i poszedł w kierunku swojego prawdziwego celu.


   Sin opuścił pomieszczenie z nieprzytomnym Olamide i ruszył dalej białym korytarzem. Słyszał słabe bicie serca, prawdopodobnie należało ono do starego człowieka a ten, którego szukał nie był stary, ale postanowił to sprawdzić. Stanął przy drzwiach, nad którymi było napisane „wyjście ewakuacyjne” to w jego stylu ukrywać się blisko miejsca, z którego można łatwo uciec pomyślał Sin.
Za drzwiami znajdowała się klatka schodowa, ruszył w górę, bo stamtąd dobiegało bicie serca. Doszedł na samą górę i zobaczył przed sobą ogromne metalowe wrota. Jego całe ciało drżało z ekscytacji. Zabił wielu ludzi, zniszczył wiele istnień i wiele budynków, tylko po to by znaleźć tego człowieka i pozbawić go życia. Nagle brama otworzyła się sama, a ze środka usłyszał głos starego człowieka
  – Proszę, wejdź, stary przyjacielu.
    Sin Wszedł do środka wielkiego pomieszczenia, w którym było pełno monitorów. Spodziewał się, że jest to monitoring bunkra, ale na monitorach wyświetlały się obrazy z całego świata, widocznie generał już od dawna nie opuszczał tego miejsca a chciał wiedzieć co się dzieje na świecie. Z samego końca pomieszczenia usłyszał dźwięk klaskania w dłonie. Odwrócił się i zobaczył generała Linh hồn điện'a siedzącego w fotelu przy wielkim drewnianym biurku. Generał miał około sześćdziesiąt lat i był Wietnamczykiem, włosy miał zgolone na jeża, brak zarostu i ubrany był w zielony mundur, widocznie lubił wojskowy styl.
   – Brawo! Brawo! generał udał zachwyt Udało ci się zabić wszystkich moich żołnierzy. Słyszałem też, że zniszczyłeś parę innych bunkrów w okolicy nim trafiłeś na ten właściwy. Zapracowany z ciebie człowiek. Generał uśmiechnął się wypowiadając te słowa. Jak tylko dowiedziałem się o śmierci Will'a, kontynuował a uśmiech znikł z jego twarzy wiedziałem kto za tym stoi. Chociaż wydało mi się to nieprawdopodobne, ty naprawdę wróciłeś z zaświatów. Nie wiem tylko co tobą kieruje. Może Zemsta? Raczej nie... Nie jesteś... przepraszam – Nie byłeś mściwym człowiekiem. Zresztą zabicie nas wszystkich miało by jakikolwiek sens? Powiedz mi, stary przyjacielu, Jaki jest twój cel?
  Mój cel? Hmm... Sin zamyślił się nie spuszczając wzroku z generała, który siedząc z łokciami opartymi o biurko i skrzyżowanymi palcami pod brodą cierpliwie czekał na odpowiedź. Nie zasłużyłeś by poznać mój prawdziwy cel – odpowiedział Sin śmiejąc się z Linh hồn điện'a.
Na te słowa generał wściekł się i powiedział Żyłem w tej norze przez piętnaście lat, jak zwykły szczur! Przez piętnaście cholernych lat szukałem sposobu na stworzenie idealnego żołnierza, takiego który byłby w stanie cię powstrzymać, a Ty w tym czasie polowałeś na mnie i na naszych braci! Nie zasłużyłem by poznać prawdę? Niech tak będzie! Wyduszę ją z twojego umierającego ciała! Myślisz, że jesteś silny? Stary generał pokaże Ci czym jest prawdziwa potęga!
Generał wstał z fotela, podniósł biurko przy którym siedział i rzucił nim w ścianę.
  – Dzięki naszym starym badaniom i odkryciom z tego świata, staliśmy się potężni! Wszystko zaczęło się tamtego dnia, w którym zdecydowałeś się zabawić w Boga... – mówił generał podniesionym głosem.
  – Masz rację. przerwał mu Sin Ja to wszystko zacząłem... I ja to zakończę! Sin już dawno nie był tak zdenerwowany. Generał wydawał się być bardzo potężny, być może nawet potężniejszy od niego.
   Sin nie czekał na odpowiedź generała, pobiegł w jego kierunku w biegu wyciągając dwa ostrza zza pleców. Łowca dusz zasypał generała gradem ciosów ale on zręcznie omijał każde cięcie miecza. W pewnym momencie dostrzegł nawet szyderczy uśmiech na jego twarzy. Tego już było za wiele, rzucił miecz trzymany w prawej dłoni w stronę generała, ten zaśmiał się na głos i uskoczył w lewą stronę. Błąd – krzyknął Sin, który już na niego czekał. Szybkim ruchem ciął Linh hồn điện'a przez brzuch, lecz ten zdążył uskoczyć w ostatnim momencie.
Generał stał w miejscu trzymając się za prawy bark, z którego leciała krew. Spojrzał na Sin'a, który przyjął triumfalną pozę. Przy nogach Łowcy dusz leżała odcięta prawa ręka Linh hồn điện'a.
  – To tylko ręka, a ty zachowujesz się jakbyś już wygrał – powiedział przez zaciśnięte zęby Generał.
Miał rację, Sin był już pewny swojego zwycięstwa. O tym jak bardzo się pomylił, pomyślał dopiero jak od uderzenia w klatkę piersiową przeleciał przez pół pomieszczenia łamiąc sobie trzy żebra na filarze.
  – Co się stało?! Nie zauważyłem żadnego ciosu! Powiedział Sin.
Starał się wstać gdy nagle poczuł kopnięcie w brzuch. Plując krwią powiedział – co się ze mną dzieje? Czuję się słaby!
  – Twoje ciało domaga się kolejnej dawki esencji dusz – powiedział Linh hồn điện
  – Fioletowy płyn! – powiedział z trudem Sin.
Generał kucnął przy swojej ofierze i zaczął okładać go lewą ręką po głowie. Sin poczuł nadchodzący koniec. Nie! Nie w taki sposób – powtarzał sobie w myślach. Łowca dusz zmobilizował się i przed kolejnym uderzeniem Linh'a, zdążył wyciągnąć jeden ze swoich mieczy. Generał nie spodziewał się tego i nie zdążył cofnąć lewej ręki, która teraz leżała u jego stóp. Odskoczył do tyłu obawiając się kolejnego cięcia, którego nie byłby w stanie zablokować. Spojrzał na Sin'a, który stał już na nogach i powiedział – Zdajesz sobie sprawę z tego, że inżynieria genetyczna tego świata pozwala już na odbudowę kończyn? Te rany nic nie znaczą, jeżeli w ciągu trzydziestu minut dojdę do komory odbudowy, nic mi nie będzie.
  – Zaufaj mi, stary przyjacielu, czas jest najmniejszym z twoich zmartwień – powiedział z ogromnym trudem Sin.
Łowca dusz stał przy filarze, w prawej ręce trzymał miecz a w lewej rewolwer. Zaczął strzelać do Generała, który pobiegł w prawą stronę, czyli dokładnie tam gdzie Sin chciał by pobiegł. Łowca nie przerywając ostrzału, z całej siły rzucił mieczem w miejsce gdzie za chwile miał pojawić się Linh. Udało mu się, wirujące ostrze trafiło w swój cel, przecinając Linh hồn điện'a w pół. Generał wydał z siebie gardłowy krzyk – był to dźwięk porażki.
Sin z trudem doszedł do tego co zostało z Linh hồn điện'a. Zauważył, że generał jeszcze oddycha cóż za wola życia – pomyślał. Łowca usiadł na podłodze koło Linha, pochylił się nad nim i zapytał: jeżeli jesteś jeszcze w stanie mówić, powiedz mi proszę, gdzie znajdę Anser'a ?
  – Jest taki mały kraj, który nazywa się Polska. Anser upierał się, by wysłali go właśnie tam. Zabroniono nam utrzymywać ze sobą kontakty, wiem jedynie tyle, że jest członkiem tamtego rządu. Generał mówił cicho i spokojnie, widocznie pogodził się już ze swoim losem. jeszcze jedno Sin – kontynuował – proszę wybacz nam... Wybacz nam to co ci zrobiliśmy. Nie ma dnia w którym bym o tym nie myślał...Minęło już tyle czasu, a ja dalej nie mogę sobie tego wybaczyć...Błagam cię o wybaczenie... Bracie.
  – Prosisz o zbyt wiele. mówił spokojnym tonem Sin To co wtedy miało miejsce... Tego nie da się wybaczyć.
Sin wyciągnął rewolwer, przyłożył lufę do serca Linh hồn điện'a, po czym powiedział Spoczywaj w spokoju... stary przyjacielu, i pociągnął za spust.
Z ciała generała wyleciała dusza, która w niczym nie przypominała szarego dymu, była ona złotego koloru, naokoło którego dostrzec można było pomarańczowe płomyki, wyglądała jak małe słońce. Łowca dusz wchłonął ją łapczywie, niczym człowiek, który głodował przez większość swojego życia.
 Sin wstał, obolały, potłuczony i połamany, ale żywy i zdobył to po co tu przybył, kolejną duszę. Wolnym krokiem ruszył w stronę wyjścia z budynku, po drodze zabierając ze sobą nieprzytomnego Olamide.

11 komentarzy:

  1. Jeżeli to Ci się spodobało, to zapraszam do lektury drugiej części,która(według mnie oczywiście) jest dużo lepsza, chociaż brakuje w niej akcji. Dziękuję za pierwszy komentarz po reaktywacji strony:)

    OdpowiedzUsuń
  2. a nawet... naprawdę nieźle

    OdpowiedzUsuń
  3. Reklama na "Kwejku" i ciekawość , nie pozwoliłyby mi tego nie przeczytać. ;)
    Po przeczytaniu pierwszej części , mogę śmiało powiedzieć , że pomysł całkiem fajny - wykonanie już trochę gorzej , ale mimo wszystko na plus.
    Nie rozumiem po co zabiegi w stylu "trzydzieści metrów długości i trzy szerokości" Takie szczegóły nie są zbyt ciekawe , można zastąpić to czymś w stylu "długi i wąski" - drobna sugestia.
    Nie wiem skąd się wzięło imię tego generała ... - ale to już zostawię w spokoju
    Fabuła sama w sobie lekko oklepana , brat który zabija brata który kiedyś coś mu zrobił ... będziesz musiał z tego wybrnąć wymyślając coś ciekawego , gdy już się dowiemy co się stało ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Och, jakież to smutne - widzę, że już ktoś mnie ubiegł, z podobnymi wnioskami. Także mnie zainteresowała reklama z "Kwejka", bo dlaczego by nie? Napisałeś tam, że nie jesteś zbyt dobrym, ani doświadczonym pisarzem, ale po przeczytaniu pierwszej części stwierdzam, że nie jesteś taki tragiczny ;p Uwierz mi, przez lata obserwowania licznych blogów, na różnych portalach, poznałam wiele osób o gorszym stylu.
    Co do treści, to według mnie rozpocząłeś tak, że niczego jeszcze nie wiadomo. Twoja opowieść może stać się hitem, albo znudzić jak kolejna jednotorowa opowiastka ściągnięta z mniej popularnego komiksu. Czas wraz z Twoją kreatywnością pokażą co z tego wyjdzie,
    Trzymam kciuki :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Czytam "Kwejka" już od dłuższego czasu i zauważyłem, że ludzie którzy dodają obrazki lub teksty mają podobne poczucie humoru jak i zainteresowania do moich, dlatego uznałem za dobry pomysł zrobić reklamę właśnie tam(dzisiaj dostałem bana więc już reklamy nie będzie)
    Co do imienia generała... Google translate :) (coś w stylu "I see what you did there)
    "trzydzieści metrów długości i trzy szerokości" napisałem tak, dlatego, bo dzięki dokładnym wymiarom można lepiej sobie wyobrazić miejsce walki, jeżeli napisałbym "Długi i wąski" w wyobraźni niektórych czytelników mógłby być zbyt wąski na akrobacje Sin'a.
    "Brat zabija brata" mały spoiler, który raczej nic nie zmieni: "ludzie, którzy spędzili ze sobą bardzo dużo czasu lub wyszli razem z jakiegoś koszmaru, często stają się dla siebie braćmi" więcej nie mogę powiedzieć :)
    Jestem też zdania, że w tych czasach nie da się wymyślić niczego nowego, jedyne co pozostaje to przerobić to co już jest, na coś czego czytelnicy(czy tam ktokolwiek) zupełnie się nie spodziewają i właśnie to zamierzam zrobić :)
    Dziękuje bardzo za te komentarze, nawet nie wyobrażacie sobie ile to dla mnie znaczy...Jestem naprawdę wdzięczny i zrobię wszystko co w mojej mocy by was nie zawieść!
    Jeszcze tak na koniec. Zła Wiedźmo; czy mogła byś mi napisać o jaki komiks chodzi? Szczerze mówiąc nie mam pojęcia a bardzo mnie to ciekawi.

    OdpowiedzUsuń
  6. Co do Kwejka , to nie wydaje mi się , żeby tak długa reklama dużo pomogła - mało kto czyta tak długie teksty. Jeżeli zależy Ci na "jakości a nie ilości" czytelników to wybrałeś dobry sposób ;)
    A co do korytarza - jeśli wykonał akrobacje to znaczy , że jest to możliwe
    Czekam na kolejną część ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Wiesz, że głowię się nad tym samym pytaniem od wczorajszego popołudnia? Moja pamięć chwilowo mnie niestety zawodzi, cóż się dziwić po takim czasie. Kojarzę wyjątkowo tylko postać i część jej zachowań, które mnie interesowały. Wybacz. Jeśli coś więcej sobie przypomnę, albo to znajdę to się odezwę ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Oczywiście, że zależy mi na "jakości a nie ilości" jak to pięknie napisałeś. Kolega odradzał mi robić reklamę na "Kwejku", napisał, że "Banda gimbusów z "Kwejka" wejdzie na mojego bloga i będą pisać, że słabe nawet nie czytając, albo nie rozumiejąc tego, co napisałem" (jedną taką sytuację już miałem). Jednak jestem bardzo zadowolony, że go nie posłuchałem. Na moje szczęście, zamiast "gimbusów" pojawiliście się Wy, ludzie, którzy są w stanie i co ważniejsze, chcą mi pomóc dopracować moją małą powieść :)
    Zła Wiedźmo; Raczej nie trudno zauważyć podobieństwo Sin'a do Deadpool'a, na którym wzorowałem jego umiejętności, oraz wygląd zewnętrzny, może o niego Ci chodzi?

    OdpowiedzUsuń
  9. Pomysł fabularny nie najgorszy, ale styl jakoś tak nie za bardzo. Weźmy porównania - gdy czytam że "oczy wyskoczyły jak korki od szampana" to zamiast grozy czuję śmieszność, a tak być nie powinno. Czasem lepiej wypada dosłowność niż zasłanianie się metaforami. Podobnie nie pasuje do otoczenia porównanie kogoś do "kobiety z anoreksją".
    Parę rzeczy jest za krótko powiedzianych.

    OdpowiedzUsuń
  10. "Łowca Dusz" został napisany w lutym, więc ponad dziesięć miesięcy temu, co więcej, jest to mój pierwszy tekst. Widzę i rozumiem większość błędów w tym rozdziale, lecz zwyczajnie nie mam czasu na poprawki; na to przyjdzie czas dopiero po napisaniu ostatniego rozdziału powieści.
    Niestety, wszystkie rozdziały z tak zwanej "Części pierwszej..." są zwyczajnie słabe, dopiero "Spowiedź" jest już całkiem interesująca, i każdy kolejny rozdział jest coraz lepszy. Jeżeli fabuła wydała ci się interesująca, to niestety musisz przebrnąć przez te słabiutkie rozdziały...

    OdpowiedzUsuń