Kasumi
leżała na łóżku, na brzuchu, z rękoma skrzyżowanymi pod
brodą. Z dziecięcym zaciekawieniem przyglądała się mężczyźnie
siedzącemu na drewnianym krześle, naprzeciwko drzwi łazienki.
Zmasakrowana twarz Fausta nie wyrażała żadnych emocji; z
szaleńczym wręcz spokojem opowiadał o wymordowaniu większości
mężczyzn Małego nieba, nadchodzącej Apokalipsie, oraz o
wszystkim, po czym normalny człowiek nie mógłby nigdy więcej
zasnąć w spokoju. W tym momencie dziewczynę ogarnęło prawdziwe
przerażenie; nie wtedy, gdy zobaczyła jak masakruje ciała posłów,
nawet nie wtedy, gdy na polu walki pojawiła się jego marionetka:
ogromny, ociekający krwią i osoczem golem stworzony z ludzkich
ciał. Przez cały ten czas Faust zachowywał się jakby opowiadał
dziecku bajkę na dobranoc. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że
ten człowiek jest piekielnie straszny.
Z
zamyślenia wyrwało ją skrzypnięcie krzesła połączone z cichym
westchnieniem.
– Myślę,
że powinniśmy skończyć na dzisiaj. Ten mały fragment zajął mi
prawie całą noc, zaczyna świtać, a ty pewnie jesteś już
zmęczona – powiedział Faust zmęczonym, zachrypniętym głosem.
– Nie!
– krzyknęła, przecząco kręcąc głową. – Myślisz, że po
tym wszystkim będę w stanie zasnąć? Zbyt wiele już powiedziałeś!
Na początku mówiłeś, że ta misja zmieniła ich życie.
Domyślam się, że coś złego stanie się w Wiosce Potępionych...
co z Pieczęcią Wojny? Czy udało im się ją zdobyć? I dlaczego
spalili zwłoki? Nie mogli ich zwyczajnie zostawić? Chcę... Muszę
to wiedzieć! – Dziewczyna zdumiała się, gdy pomyślała jak
bardzo jej na tym zależy, to było silniejsze od niej.
Faust
oparł dłonie o kolana, wstał z krzesła, przeciągnął się z
głośnym strzyknięciem kręgosłupa. Spojrzał swymi ślepymi
oczyma na dziewczynę, uśmiechnął się i powiedział:
– Nie
mam prawa trzymać cię w niepewności skoro aż tak bardzo ci na tym
zależy. Najpierw jednak skoczę do kuchni po coś do picia, też coś
chcesz?
Kobieta
otworzyła usta, chciała odpowiedzieć, lecz przerwało jej
burczenie własnego brzucha, Olamide zaśmiał się wesoło i wyszedł
z pokoju zostawiając zawstydzoną Kasumi za sobą.
Kasumi
przekręciła się na plecy, kierując wzrok na sufit. Leżała
chwilę w bezruchu. Jej usta rozchyliły się w karykaturze uśmiechu,
gdy pomyślała o tym jak los potrafi płatać figle.
Znajdowała
się teraz w mieszkaniu nieznajomych ludzi, których z czystym
sumieniem mogła nazwać potworami. Jeden z nich, bez mrugnięcia
okiem, zmasakrował Bogu ducha winnych ludzi, by stworzyć z nich
abominacje obrażającą podstawowe prawa natury. Kolejny, ten w
zielonym kombinezonie, sam w sobie był o wiele straszniejszy od
golema i przemienionego Dominika łącznie; jego siła, zręczność
i umiejętności znacznie przewyższały jej własne, jednak nie był
on kimś, kogo nie byłaby w stanie pokonać, przynajmniej tak się
jej zdawało. Poprzedniego dnia jej własny organizm odmówił
jej posłuszeństwa, omal przez to nie zginęła, gdyby nie on...
przekręciła głowę w stronę nieprzytomnego Dawida. Tak, jest
jeszcze nasz mały, skrzydlaty demon, którego omal nie
zgwałciłam, pomyślała. Zapowiada się ciekawie, bardzo
ciekawie...
Dziewczyna
wierciła się na łóżku niczym kot, który stara się
znaleźć najwygodniejszą pozycję. Nic jej jednak z tego nie
wyszło; łózko było zbyt miękkie, kołdra zbyt puszysta,
ściany zbyt czyste, wszystko było zbyt doskonałe. Myślami cofnęła
się do przeszłości. Wspominała czas spędzony w klasztorze.
Wspominała swoje przyjaciółki oraz Siostrę Ariel, którą
wszystkie dziewczyny nazywały Matką, lub zwyczajnie Ariel. Myślała
też o warunkach w jakich wcześniej żyła; całe swoje życie spała
na twardej, drewnianej pryczy, a za poduszkę służyła jej
zwyczajna słoma zwinięta w rulon. Na śniadania i kolację jadały
kromkę chleba, bez masła, i pomidory, ogórki, i inne warzywa
uprawianie w zakonnym ogrodzie przez brata Fook-Yu.
Na
myśl o Matce Ariel, dziewczyna zerwała się z łóżka niczym
poparzona i doskoczyła do stolika, na którym zostawiła całe
swoje uzbrojenie. Chwyciła w dłonie trójzębny sztylet,
który na końcu rękojeści miał pokaźnej wielkości
ametyst.
Ostatnie
spotkanie z Matką... dlaczego dopiero teraz sobie o tym
przypomniałam? Może o to właśnie chodziło? To jest moment, w
którym miałam sobie przypomnieć?
Ostatnia
noc w klasztorze, byłam sama w pokoju, nie mogłam zmrużyć oka. Po
tym co stało się tamtego pochmurnego popołudnia już nigdy nie
miało być tak samo, a jednak wiedziałam, że ten dzień
nadejdzie... Rose też wiedziała... Organizm domagał się snu, lecz
umysł nie pozwalał mi zasnąć. Zamglonym, zmęczonym wzrokiem
dostrzegłam w uchylonych drzwiach mojego pokoju anioła. Matka Ariel
zawsze nosiła białe szaty sięgające jej do kostek, i chociaż
powinna była nosić kaptur, nigdy tego nie robiła. Piękne, białe
włosy delikatnie unosiły się przy każdym kroku jaki stawiała,
tak, ona wyglądała jak prawdziwy anioł. Przysiadła na rogu mojego
łóżka i skierowała wzrok na pustą pryczę zajmowaną
wcześniej przez Rose. Próbowałam się odezwać, lecz gdy
tylko otworzyłam usta, uciszyła mnie gestem dłoni. Nie chciała o
tym rozmawiać, ja zresztą też nie. To było zbyt bolesne dla nas
obu, a jednak działo się to każdego roku, nie było przed tym
ucieczki, takie były zasady. Nie potrafiłam powstrzymać łez,
rozpłakałam się. Ariel zbliżyła się do mnie i przytuliła mnie,
wtuliła się we mnie jakbyśmy widziały się ostatni raz w życiu.
Gdy dostrzegłam w kącikach jej oczu łzy, wpadłam w rozpacz, nic
nie było w stanie mnie wyciągnąć z jej otchłani, nic poza głosem
Ariel. Poczułam ogromną ulgę, gdy usłyszałam słowa płynące z
jej ust, słowa, które były niczym balsam kojący moje ciało
i duszę.
Matka
Ariel przemówiła pięknym głosem, idealnie pasującym do jej
anielskiej postaci:
– Moja
droga córko... – słowa
z trudem przeciskały się przez jej gardło, jakby każde z nich
było pokryte koroną z ciernistych krzewów. – Jak
każda wojowniczka po ukończeniu... egzaminu dojrzałości...
zostaniesz wysłana z misją. Twoim zadaniem będzie ochrona bardzo
potężnego człowieka o imieniu Dominik. Jest on jednym z ludzi,
którzy chcą poprawić warunki panujące w jego kraju, a jak
wiesz, członkiniom naszego zakonu przyświeca ten sam cel. Jest
jeszcze jedno, moja droga... Znów miałam wizję, i znów
dotyczyła ona ciebie. Duchy przodków nawiedziły mnie we śnie
i kazały przekazać ci pewną wiadomość. Długo się zastanawiałam
nad tym czy ci to powiedzieć, doszłam jednak do wniosku, że musisz
to wiedzieć. Oto ona: „Kasumi stanie się pionkiem na szachownicy
Bogów. Czeka ją w życiu wiele poważnych decyzji, które
będą miały ogromny wpływ na los świata i wszystkie żywe, a
nawet i martwe istoty go zamieszkujące. Pewnego dnia spotka na
swojej drodze potężną istotę, której nie będzie w stanie
pokonać, gdy to nastąpi, światopogląd Kasumi ulegnie całkowitej
zmianie. Pierwszy raz zwątpi we własne umiejętności, oraz w
kodeks zakonu. Życiowy cel tej istoty stanie się ważniejszy od jej
własnego życia. Ariel, moja najwierniejsza córko, przekaż
jej moje błogosławieństwo, oraz coś, co może przechylić szalę
zwycięstwa na jej stronę...”
Ariel przekazała Kasumi tylko
pierwszą część wiadomości. Nie była w stanie powiedzieć jej
reszty. Jak mogła to zrobić? Jak mogła powiedzieć dziecku, które
wychowywała przez ostatnie dwadzieścia lat, że Królowa
przepowiedziała jej najgorszą z możliwych przyszłości? „...
Chociaż nie jesteś jej biologiczną matką, w chwili jej narodzin
wasze dusze zostały połączone. Nieważne jak bardzo oddalicie się
od siebie, w pewnym momencie wasze ścieżki znów się
przetną. Gdy to nastąpi, staniecie naprzeciwko siebie nie jako
matka i córka, lecz jako wrogowie. To jest wasza przyszłość
i nie możesz jej zmienić. Jedno z was musi umrzeć.”
Gdy
dwa lata później stały naprzeciwko siebie, a gdzie okiem
sięgnąć leżały potwornie zmasakrowane zwłoki jej uczennic,
niektóre nawet w takim stopniu, że ciężko było ocenić
czym wcześniej były. Gdy krew przelana w imię wyższego celu
sięgała im do kostek; Ariel w swej prawdziwej formie, patrzyła
prosto w oczy swojej córki Kasumi. Nie dostrzegła w nich
zwątpienia, nie widziała w nich strachu, jedynie smutek. Patrzyła
w oczy prawdziwego wojownika, który bez mrugnięcia okiem
zniszczył wszystkich, którzy w swojej głupocie ośmielili
się stanąć mu na drodze. I chociaż czekała je walka, w której
jedna z nich zginie, była dumna ze swojej najgorszej uczennicy. W
momencie, w którym Kasumi zniknęła jej z oczu, by ułamek
sekundy pojawić się tuż przed jej twarzą, gdy przez ten krótki
moment dzieliła je tylko długość oddechu, była pewna, że
podjęła właściwą decyzję.
Ariel wyglądała na zamyśloną,
nawet odrobinę przerażoną.
– Ode
mnie będą zależeć losy świata?!
– Ja
tylko przekazuje wiadomość.
– Co
miało znaczyć „Moja najwierniejsza córko”? Czy
przemawiała do ciebie...
– Tak
myślę – przerwała jej Ariel – Myślę, że rozmawiałam z
naszą patronką, Andromedą. Nie powiedziała mi czym jest to „coś”.
Dostałam dokładne wskazówki, zrobiłam dokładnie to, o co
mnie poproszono. Nic z tego nie rozumiem, ale nie muszę, teraz
wszystko zależy od ciebie. – Powiedziała, po czym podała mi
podłużny przedmiot zawinięty w miękką skórę. Odwinęłam
ją i zobaczyłam piękny, trójzębny sztylet, który na
końcu rękojeści przymocowany miał oszlifowany ametyst. Nie mogłam
uwierzyć własnym oczom, nigdy nie widziałam tak pięknej broni.
– Co
mam z tym zrobić? – zapytałam.
– „Prawda
zamknięta jest w kamieniu” zrozumiesz gdy będziesz gotowa – odpowiedziała, po czym wyszła bezszelestnie, jakby unosiła się na
niewidzialnych anielskich skrzydłach. To było nasze ostatnie
spotkanie. Gdy wyjeżdżałam z zakonu, nawet się ze mną nie
pożegnała. Tylko przez chwilę zastanawiałam się nad sensem tych
słów, później całkowicie o nich zapomniałam. Nie ma
się czemu dziwić; pierwszy raz w życiu opuszczałam zakon, by udać
się do innego, obcego kraju.
Kasumi
trzymała sztylet w dłoni, przyglądała mu się bardzo dokładnie.
Najpierw obejrzała dwa cieńsze ostrza po bokach, następnie
środkowe, większe ostrze. Kolejna była rękojeść owinięta
czarną, świńską skórą pokrytą lakierem dla utwardzenia.
Przyszła kolej na kamień, śmiała się, że kobiety w tym, oraz w
innych krajach, były gotowe sprzedać własną rodzinę za zwykły
kamulec takiej wielkości.
Podniosła
sztylet ostrzem skierowanym w dół i zaczęła oglądać
kamień, teraz, chociaż w pewnym stopniu, zrozumiała co kierowało
tymi kobietami; złociste światło wschodzącego słońca wpadało
przez otwarte okno wprost na ametyst, oświetlając jego wnętrze i
odbijając się od każdej starannie oszlifowanej ścianki,
wydobywając jego naturalne piękno.
Dziewczyna
zdecydowanym ruchem prawej dłoni wyrwała ametyst z gniazda i
położyła go na stole. Spojrzała na sztylet trzymany w dłoni i z
ulgą stwierdziła, że przeczucie jednak jej nie myliło, w środku
rękojeści znajdowała się ukryta wiadomość.
Delikatnie
wyciągnęła z niej papier, nawet zbyt delikatnie, kartka parę razy
wysunęła się spomiędzy jej palców, odłożyła sztylet i
rozwinęła ją. Na samej górze widniał napis „Xulu”, a
pod nim, jakby końcówką niewiarygodnie ostrego miecza,
wycięte były symbole do złudzenia przypominające glify na
ścianach pokoju, w którym teraz się znajdowała. Nie była w
stanie zrozumieć wiadomości, ale na szczęście znała kogoś, kto
nazywa się Xulu, wystarczyło poczekać na jego powrót.
Trzymając
mocno zwiniętą kartkę w prawej dłoni ruszyła powoli w kierunku
swojego łoża. Jej bose stopy prawie nie dotykały podłogi.
Przystanęła, patrząc wprost na zamknięte drzwi, z
niecierpliwością oczekując powrotu Olamide. Teraz, gdy odrobinę
ochłonęła, poczuła zimno bijące od śnieżnobiałych kafelek na
podłodze. Spojrzała w dół, na swoje stopy, zdała sobie
sprawę, że jest całkowicie naga. Na śmierć o tym zapomniała.
Wróciła do stołu, podniosła z niego swój strój
i ubrała się. Przypomniała sobie, że zielony człowieczek
poczęstował ją swoim mieczem, rozcinając jej ubranie na wysokości
brzucha, niestety nie mogła nic na to poradzić, usiadła na łóżku,
z nadzieją na szybki powrót Fausta.
Metalowy
czajnik rozpoczął swą pieśń, na znak, że znajdująca się w nim
woda zagotowała się. Olamide podniósł go i wypełnił jego
zawartością dwie miski, w których znajdowała się zupka w
proszku. Zamieszał ich zawartość i przykrył je talerzem. Miał
teraz chwilkę wolnego czasu, postanowił sprawdzić co się dzieje z
Sinem.
Wychodząc
z kuchni przystanął na chwilę w progu i rozejrzał się. Zaczął
nerwowo machać rękoma, jakby odganiał nadgorliwe muchy, i krzyknął
ile sił w płucach: „Wypierdalać! Nie mogę wam pomóc!
Zostawcie mnie w spokoju!”
Od
wypadku, w którym stracił wzrok, oraz coś, co było
cenniejsze od jego własnego życia, obłoki szarego dymu nie dawały
mu spokoju. Wcześniej widział je tylko przy rytuałach, które
odprawiał, lecz teraz widział je cały czas. Umęczone dusze nie
dawały mu spokoju, błagały o pomoc, błagały, by zakończył ich
męki. Olamide nie potrafił im pomóc, co prawda potrafił je
wykorzystać do zasilenia swojej własnej mocy, ale korzystał z tej
umiejętności tylko w wyjątkowych okolicznościach; rytuał
absorpcji dusz niósł ze sobą zbyt wielkie ryzyko. Uspokój
się, powtarzał sobie w myślach. Znudzą się i odejdą, jak
zwykle.
Wcześniej
myślał, że sposób w jaki postrzega świat, jest prawdziwym
błogosławieństwem, darem od nieznanych Bogów, który
wykorzysta do zrealizowania swojego celu. Teraz jednak był pewny, że
jest to przekleństwo zesłane na niego za wszystkie jego błędy
oraz okrucieństwa, których się dopuścił.
Dusze
zniknęły. Świat na powrót stał się rozkosznie
przejrzysty. Ściany znów stały się szare, a płynąca nimi
energia przybrała biały kolor. Faust spojrzał na prawą ścianę
kuchni, za nią dostrzegł złotą poświatę Dawida, oraz, co
zdziwiło go już w pierwszym momencie, gdy ją zobaczył, niebieską
energię Kasumi.
Poszedł
do pokoju, w którym znajdowało się ogromne skupisko
czerwonych, szarych, oraz złotych dusz. Jego oczami, Sin wyglądał
jak prawdziwy demon, bardzo przypominał jego przywołańców.
Faust
Stanął w progu. Sin leżał na skórzanej sofie, z rękoma
skrzyżowanymi pod głową oglądał telewizję. Przekręcił głowę
i spojrzał na skrzywdzoną twarz swojego przyjaciela.
– Nigdy
nie przyzwyczaję się do twojego wyglądu.
– Ani
ja do twojego – odparł Faust.
– A
więc, co o niej myślisz? Możemy ją wykorzystać?
„Możemy
ją wykorzystać”? Za kogo ty mnie masz? Nie jestem aż tak ślepy
jak myślisz. Nie znam twojego planu, nie wiem tego co ty. Z
nieznanych mi powodów ta kobieta jest dla ciebie ważna, i
wiem, że uda ci się ją wykorzystać,
pomyślał. Mimo tego co pomyślał, postanowił zabawić się w jego
grę.
– Myślę,
że nawet i więcej. Gdy zobaczyła przemienionego Dominika, jej Qi
zaczęło wariować, ona nie wiedziała, rozumiesz? Ona nie
wiedziała, czym on naprawdę jest!
–
Kurwa... Ty myślisz, że ja się tego
spodziewałem?
–
Przecież mówiłem ci, że
podczas pracy dla Magnusa natrafiłem na wzmianki o potężnej
księdze. Mówiłem ci, że coś takiego jest możliwe!
–
Mówiłeś, mówiłeś...
Zresztą, po tym co widziałem w życiu, nie powinienem był wątpić
w twoje słowa.
Olamide zasiadł na fotelu, który
znajdował się naprzeciwko sofy.
Sin
wziął w dłonie pilota do telewizora i podkręcił głośność.
–
Posłuchaj tego, od paru godzin nie
mówią o niczym innym.
Faust nie spojrzał na telewizor;
potrafił widzieć więcej niż jakikolwiek inny człowiek, jednak
nie był w stanie zobaczyć cyfrowego obrazu.
Kobieta ubrana w coś, co przypominało
kobiecy garnitur, trzymała w dłoniach mikrofon. Tuż za nią
znajdowała się czerwona, wypalona ziemia. Operator przesunął
kamerę w prawo, później w lewo, ukazując ogrom zniszczeń,
następnie znów skierował ją na reporterkę.
–
Jak państwo widzą, po Warszawie nie
zostało śladu. Jest to smutny dzień w historii Polski. Nasz kraj
stał się celem ataku terrorystycznego, o wiele poważniejszego od
wydarzeń z jedenastego września. – Kobieta przyłożyła palec do
słuchawki znajdującej się w prawym uchu. – Z najnowszych
wiadomości wynika, że nie odnaleziono ocalałych, nikt nie przeżył.
Nasi posłowie, oraz Premier Anser także zginęli. Jeżeli można w
tej sytuacji mówić o jakimkolwiek szczęściu, to na
szczęście w przeddzień tych potwornych wydarzeń nasz Prezydent
wyjechał do Anglii i jest cały i zdrowy. – Usłyszała kolejny
rozkaz z słuchawki. – Jak donosi Policja i oddział
antyterrorystyczny, to, co wszyscy widzieliśmy na ekranach swoich
telewizorów było zwykłym fotomontażem mającym na celu
zastraszenie całego narodu.
– A
więc tak to załatwili – westchnął Faust.
–
Wiedziałem, że tak będzie. Mam
tylko nadzieję, że Spencer jest cały i zdrowy.
–
Wiedział w co się pakuje pomagając
nam... Zresztą, skoro tak się o niego martwisz, to może
przyprowadzisz go tutaj? Razem z nami powinien być stosunkowo
bezpieczny.
–
Chciałem to zrobić, ale odmówił.
Powiedział, że jest członkiem pewnej agencji, która zapewni
mu bezpieczeństwo.
–
Skoro taki był jego wybór..
Przejdźmy teraz do rzeczy najważniejszych. Czego się dowiedziałeś
ze wspomnień Dominika? – zapytał Faust.
–
Kilku interesujących rzeczy...
Zdajesz sobie sprawę z tego, że on naprawdę chciał zmienić ten
kraj? Zbuntował się przeciwko Magnusowi, on... on chciał uczynić
ten kraj prawdziwym rajem... – Odpowiedział z prawdziwym,
nieukrywanym smutkiem w głosie.
– A
my go zabiliśmy...
–
Tak... Ale śmierć to jedyne co nas
czeka, nasza kara, nasze zbawienie, nasza jedyna przyszłość.
– Oj,
bo się zaraz rozpłacze, grzeszniku. Umieraj jak chcesz, ale
pamiętaj, że masz jeszcze coś do zrobienia.
–
Jesteś chujem, wiesz?
–
Wiem – powiedział Olamide śmiejąc
się szczerze. Cieszył się z tej rozmowy, bo chociaż była ona na
zupełnie nieśmieszne tematy, odbywała się między nim, a jego
najlepszym przyjacielem. – A księga? Co z nią?
Sin
wstał. Postawił dwa kroki w kierunku Olamide, opuścił ręce
wzdłuż tułowia, i nieobecnym wzrokiem przyglądał się obrazowi wiszącym tuż obok telewizora.
– Widzę
oczami Dominika, jestem nim. Jestem przykuty łańcuchami do brudnej,
zimnej ściany. Nie mogę się poruszyć, nie mogę nic powiedzieć.
Czuję, nienawiść, czuję wściekłość. Widzę przed sobą
niskiego człowieka klęczącego przede mną. W lewej dłoni trzyma
księgę, a w prawej wielki nóż. Przed nim, u moich stóp,
leży naga kobieta. Próbuje krzyczeć, lecz tylko otwiera
usta, jej struny głosowe zostały usunięte. Spoglądam na jej
zaokrąglony brzuch, ona jest w ciąży. Wyczuwam w niej coś, co z
pewnością nie jest człowiekiem. Dziecko demonicznego pochodzenia.
Dominik... ja... płacze. Niewinna kobieta padła ofiarą szatańskich
rytuałów, zmuszono ją do noszenia potwora we własnym łonie.
Demon stara się wydostać, przez cienką skórę na jej
brzuchu dostrzegam podłużne macki, jakby jelita starały się
wydostać z jej wnętrza. Widzę pękającą skórę, widzę
krew. Kobieta miota się z bólu, lecz niepotrzebnie, nie uda
jej się wydostać, jej los jest już przesądzony. Z jej wnętrza
wydostało się coś, co przypomina zieloną mackę ośmiornicy.
Człowiek z nożem przyłożył prawy policzek do brzucha kobiety i
szepnął: jeszcze chwila malutki, już prawie, cierpliwości. Po
czym wbił samą końcówkę sztyletu w brzuch kobiety,
rozcinając go i uwalniając znajdującego się w niej potwora. Oczy
kobiety zalały się łzami, starała się złapać powietrze, niczym
ryba wyrzucona na brzeg, i tak samo jak ryba, nie była w stanie
zrobić nic poza poruszaniem ustami. Ten człowiek, szaman, przysunął
się do jej twarzy, spojrzał jej w oczy, uśmiechnął się i
jednym, szybkim ruchem poderżnął jej gardło. Jej oczy powoli
zamykały się, a na jej twarzy dostrzegłem ulgę. Płakałem, cały
czas płakałem i z całego serca nienawidziłem Magnusa, pragnąłem
jego śmierci. Szaman wyszarpał to coś z wnętrza martwej kobiety.
Potwór wił się w jego dłoni, zielone macki oplotły jego
przedramię. Widzę, że zbliża się do mnie. Stoi przede mną,
wciąż trzymając to obrzydliwe stworzenie w dłoni. Lewą dłoń
uniósł w powietrze, moje usta otworzyły się, nie mogłem
ich zamknąć, jego moc była zbyt silna, nawet dla mnie. Przysunął
prawą dłoń do mojej twarzy. Ten potwór wsadził swoje
obrzydliwe, pokryte śluzem macki do wnętrza moich ust, po czym
wpełzł do środka. Czułem jak przesuwa się wewnątrz mojego
przełyku, ciągle prąc w dół. Poczułem ogromny ból
na wysokości brzucha. To coś rozerwało moje wnętrzności i zajęło
ich miejsce. Szaman uśmiechał się. Spojrzenie jego czarnych oczu
wierciło dziurę w mojej głowie, w mojej duszy. Poruszył ustami,
powiedział coś, lecz ja nie słyszałem, straciłem przytomność.
– Sin zrobił małą przerwę, wziął głęboki oddech i
kontynuował. – Po przebudzeniu, Dominik nie czuł już obecności
tego stworzenia w swoim ciele. To się z nim połączyło, stali się
jednością.
–
„W lewej dłoni trzyma księgę”?
– Głos Fausta drżał, nie potrafił ukryć pożądania jakie nim
zawładnęło.
Sin
podszedł do sofy i rzucił się na nią plecami, zajmując swoją
ulubioną pozycję; noga na nogę i dłonie skrzyżowane pod głową.
Wpatrując się w sufit, już jakby beznamiętnie powiedział:
–
Z jego wspomnień wynika, że ta
księga była stworzona z ludzkiej skóry, została napisana
przez jakiegoś fanatyka i zawierała starożytne zaklęcia. A
nazywała się... Necronomicon.
Faust podskoczył na dźwięk tych
słów, trafił na trop czegoś, czego szukał przez ostatnie
dziesięć lat. Coś, czego istnienia nie był pewny, teraz jednak
wiedział, że księga istnieje, widział potwora na własne, martwe
oczy, jednak widział.
– Ona...
Ona istnieje! Musimy ją zdobyć! Za wszelką cenę! – powiedział
Faust nie potrafiąc ukryć podekscytowania.
–
Czy dzięki niej uda ci się to
zrobić?
–
Nie wiem, lecz jest to moja ostatnia
deska ratunku, nie pozostało mi nic innego.
–
Mnie martwi coś innego...
–
Co takiego?
–
Skoro Magnus poświęcił jednego z
nas, jednego ze swoich braci, to znaczy, że przygotowuje się na coś
strasznego. Raczej nie będzie to spacer w parku... Obawiam się
tego, co mógł zrobić z pozostałymi, i z samym sobą...
–
Myślisz, że ma to związek z
Apokalipsą?
– Nic
innego nie przychodzi mi do głowy... Magnus powinien zdawać sobie
sprawę z tego, że jestem w posiadaniu trzech elementów
układanki, bez których Apokalipsa jest zwykłym, pustym
słowem.
– A
co jeżeli on o tym wie? Co jeżeli przyjdzie ci je odebrać?
–
Wtedy wszyscy zginiemy...
Te
słowa wcale nie zdziwiły Fausta, z tego co wcześniej powiedział
mu Sin, Magnus jest praktycznie niezniszczalny, a jego potęga nie ma
sobie równych.
– Mam
do ciebie małe pytanie... – Faust złączył dłonie, jakby do
modlitwy, robił tak zawsze, gdy był bardzo zdenerwowany.
–
Co takiego?
– Czy
zamierzasz opowiedzieć naszej dzieciarni swoją historię? Przecież
Dawid nie będzie podążał za tobą niczym ślepiec za psem
przewodnikiem, w końcu zacznie zadawać pytania. Jest jeszcze
Kasumi, którą, szczerze mówiąc, bardzo polubiłem.
–
Przyjdzie na to pora. Zresztą, Dawid
jest raczej zajęty.
–Tak,
pojawienie się Strażnika było dla mnie szokiem. Powinien był
zabić go podczas pierwszego rytuału, czemu tego nie zrobił? Nie
wiem. Teraz jest zdany na siebie. Dobra! – powiedział Faust, po
czym wstał opierając dłonie o kolana. – Ja wracam do Kasumi,
jest coś, o czym musimy porozmawiać.
–
Olamide?
–
Ta?
–
Jeżeli jej odpowiedź będzie zgodna
z twoimi oczekiwaniami, wiesz co zrobić...
–
Tak, wiem.
–
Jeszcze jedno. Jesteś potworem jakich
mało na tym świecie. Jesteś największym skurwysynem jakiego znam
i za to cię kocham, chłopcze.
Faust stał zwrócony plecami do
Sina, gdyby nie wypalone oczodoły, może uroniłby jedną łzę?
Może...
– Zebrało
ci się na czułości? Idź spać, starczy głupcze – odpowiedział, po czym poszedł do kuchni.
Kasumi
przez ostatnie pięć minut nie poruszyła się nawet na milimetr.
Siedziała na łóżku, z tajemniczą wiadomością trzymaną w
zaciśniętej pięści. Na dźwięk kroków zbliżającego się
człowieka jej serce zabiło mocniej, pięść mocniej zacisnęła
się na kartce.
W
drzwiach pojawił się Olamide trzymający w rękach tackę, na
której znajdowały się dwie miski parującej zupy, oraz dwie
butelki napoju.
– Cieszysz
się na mój widok? – zapytał wesołym tonem Faust.
–
Po czym to poznałeś?
–
Rytm pulsowania twojej Qi się
zmienił – odpowiedział, po czym postawił metalową tackę na
krześle, na którym siedział przez całą swoją opowieść.
Podniósł jedną miskę, podał ją dziewczynie i powiedział:
– Proszę.
–
Dziękuję – odpowiedziała, po
czym łapczywie wchłonęła jej zawartość.
W
całym domu rozchodził się dźwięk metalowej łyżki uderzającej
o porcelanową miskę.
– Byłaś
aż tak głodna?
Kasumi przerwała na chwilkę,
spojrzała na Fausta stojącego przy jej łóżku, i
odpowiedziała:
–
Nie jadłam nic od dwóch dni...
–
Trzeba było powiedzieć wcześniej!
Przecież nie męczyłbym cię moją opowieścią, gdybym wiedział,
że jesteś głodna.
Dziewczyna
odłożyła pustą miskę na podłogę i podniosła wiadomość od
Ariel, którą rzuciła na łóżko, gdy tylko podano jej
jedzenie.
– Wczorajszego
wieczoru chcieliście mnie zabić – powiedziała poważnym tonem,
a jej twarz przybrała ponury wyraz. – Dalej nie mogę uwierzyć w
to, że jeszcze żyje, nawet w to, że daliście mi jedzenie...
–
Może i masz rację – Olamide
westchnął głośno. – Wiedz jedno: gdyby Sin chciał cię zabić,
to już byłabyś martwa.
Dziewczyna
spuściła wzrok. Przypomniała sobie co stało się w budynku
podczas jej walki z Sinem; ten człowiek bawił się nią, gdyby
faktycznie chciał ją zabić, to, tak jak mówił Faust, już
byłaby martwa. Teraz, gdy o tym pomyślała, zdziwiło ją jego
późniejsze zachowanie. Moment w którym omal nie
przebił jej głowy mieczem, moment, w którym Dawid
interweniował. Może to był test? Nie mój, lecz Dawida?
– Nad
czym tak rozmyślasz? – zapytał Faust, podsuwając jej pod twarz
drugą miskę.
–
Sin, jak długo go znasz? – zapytała, wyciągając ręce po kolejną porcję zupy. Była tak
głodna, że nawet przez myśl jej nie przeszło, iż oddał jej
swoje własne jedzenie.
– Jakieś
piętnaście lat z przerwami, coś takiego. Czemu pytasz?
– Zastanawia
mnie, co dzieje się w jego głowie i co on planuje.
– Tego,
to nawet ja nie wiem, i uwierz mi, nie chcesz tego wiedzieć, jak to
mówią: niewiedza bywa błogosławieństwem.
– Może
i tak... co... co zamierzacie ze mną zrobić? Jestem waszym
więźniem? Gwarantuje wam, że jako zakładnik nie jestem nic
warta...
–
Nie jesteś naszym zakładnikiem... –
Faust dostrzegł, że Kasumi przygląda się glifom wymalowanym na
ścianach, które więziły ją w tym pomieszczeniu. – To są
tylko środki ostrożności. – Olamide zastanawiał się chwilę
nad odpowiedzią, w końcu postanowił powiedzieć jej prawdę. –
Sin jest kimś w rodzaju naszego przywódcy, nauczyciela czy
nawet ojca. On nas teraz słyszy, stary pierdziel jest o wiele
potężniejszy niż ci się wydaje. Jestem pewny, że dostanę za to
po dupie, ale zamierzam powiedzieć ci prawdę. Jestem pewny, że on
zamierza cię zwerbować, on pragnie, byś dołączyła do naszej
rodziny.
Olamide zdziwił się bardzo, gdyż
nie dostrzegł żadnych zmian w tej kobiecie, nie zobaczył nic, a
spodziewał się zobaczyć wszystko.
– A
co jeżeli nie zechcę do was dołączyć?
–
Wtedy puścimy cię wolno, lub jeżeli
tego pragniesz, możesz zginąć z mojej ręki. – Faust powiedział
to całkiem poważnie, obnażając sporej wielkości kły w szerokim
uśmiechu.
–
Przepowiednia Królowej... wygląda na to, że odnosiła się do was...
–
Jaka przepowiednia?
–
Czy rozumiesz coś z tego? – zapytała podsuwając mu kartkę pod nos.
Faust zdziwił się lekko, lecz czuł,
że jest to dla niej bardzo ważne, widział to swymi oczyma. Wziął
papier w dłonie, obracał go chwilę w powietrzu, przejechał po
symbolach palcem, zupełnie jakby zapisana była pismem braille'a.
–
Skąd to masz? – zapytał.
Kasumi wyjaśniła mu jak weszła w
jej posiadanie.
–
Królowa Andromeda?
Interesujące – powiedział drapiąc się w podbródek.
–
Wiesz co tam jest napisane?
–
To są współrzędne oraz
wiadomość.
–
Współrzędne czego?
– Wydaje
mi się, że jest to gdzieś na terenie Etiopii, a na pewno okolice
Morza Czerwonego.
– A
wiadomość?
– I
to jest właśnie ta interesująca część! – powiedział pełen
entuzjazmu. – Pomijając fakt, że ta wiadomość jest zaadresowana
do mnie, jest tu opis pewnego rytuału. Widzisz ten symbol? –
Pokazał palcem glif w kształcie półksiężyca wpisanego w
kwadrat.
–
Tak, ale zupełnie tego nie rozumiem.
–
No cóż... ja też nie... to
znaczy, niezupełnie. To ma coś wspólnego z Bogiem lub
aniołem. Nie mam też pewności co do następnego symbolu. Chyba
oznacza ogniwo łańcucha, lub krwawe ogniwo. Hmm... rytuał sam w
sobie jest banalny, wystarczy kropla krwi dziewicy. Jesteś dziewicą?
Na
policzkach Kasumi pojawił się rumieniec. Przygryzła lekko dolną
wargę i z niemałym oporem odpowiedziała: „Tak”.
–
Więc nie będzie z tym problemu.
– Co
teraz?
–
Ja osobiście poleciałbym tam
natychmiast! Jednak nie mogę tego zrobić. Nie dopóki Dawid
jest w takim stanie. Mam nadzieję, że to rozumiesz.
Kasumi spojrzała na Dawida, który
przykryty był kocem pod samą szyję. Oddychał miarowo, jednak na
jego czole można było dostrzec krople potu, jakby wewnątrz jego
umysłu toczył walkę na śmierć i życie. Ta dziwna myśl wcale
jej nie myliła, tak właśnie było.
– Tak,
rozumiem. Może w takim razie dokończysz swoją opowieść?
– Z
przyjemnością – odpowiedział, po czym podniósł dwie
butelki z metalowej tacki a ją samą zepchnął na podłogę. Jedną
z butelek rzucił Kasumi, złapała ją bez najmniejszego problemu, a
drugą otworzył i pociągnął potężny łyk, jakby ostatnie
dziesięć dni spędził na pustyni. Usiadł na drewnianym krześle,
które znów wydało z siebie ciche skrzypnięcie. Splótł
palce pod brodą i powiedział: – Jak widzisz, to o czym
mówił Will: Apokalipsa, nie miała miejsca, przynajmniej
jeszcze... Co prawda udało im się odzyskać Pieczęć Wojny, ale
zapłacili za to ogromną cenę. Cenę którą zgodzili się
zapłacić przyłączając się do Illuminati pod władzą Magnusa,
człowieka, który aktualnie stoi na czele całego świata i
bierze wszystko co mu się należy, nawet siłą... Ja także
zostałem przez niego ograbiony, ale o tym później... Po
masakrze w Małym niebie, cała grupa weszła w głąb lasu,
podążając za swoim przewodnikiem - Ekene...
Wszystkie dialogi zostały poprawione. W większości z nich zrobiłem taki błąd: „– Ani ja do twojego. – Odparł Faust.” a powinno nie być kropki na końcu jego wypowiedzi oraz „odparł” powinno być z małej. Niestety każdy poprzedni rozdział jest pełen takich błędów i kiedyś będę musiał to poprawić...
OdpowiedzUsuńCo do tego rozdziału, to jak się on wam podoba? Czy te wszystkie nowe wydarzenia, które czekają nas w przyszłych rozdziałach zaciekawiły was do tego stopnia, że nie możecie się już doczekać? A jeżeli tak, to który fragment zaciekawił was najbardziej? Prawdziwy cel Fausta, jego wypadek, w którym stracił coś cenniejszego od własnego życia, czy może dlaczego pracował dla Magnusa? A może jednak przeszłość oraz tajemnicze „coś” Kasumi? Może czym tak naprawdę jest Sin, lub o co chodzi z tą tajemniczą organizacją, której członkiem jest Spencer? Jest też jeszcze Dawid, który toczy walkę na śmierć i życie w swoim umyśle. Mnie osobiście najbardziej ciekawi to „coś” Kasumi, i zaufajcie mi, będzie to coś naprawdę zajebistego :)
Jeszcze jedno takie pytanko: jak się wam podoba sposób w jaki napisałem ten rozdział? Proszę o wyczerpujące odpowiedzi.
Uważam że, rozdział napisany jest całkiem nieźle. Jednak zrobiłeś nagle tyle tajemnic że trochę się pogubiłam. Przeczytałam już w swoim życiu trochę książek i zazwyczaj jest tak że główny cel głównego bohatera jest ujawniony- w tym przypadku myślę że jest to ten ukryty cel Sin'a- a dopiero wątki poboczne takie jak życie Fausta, "coś" Kasumi, walka wewnętrzna w głowie Dawida, stanowią zachętę dla czytelnika. Oczywiście nie chcę ci mówić jak masz pisać powieść, ani naprowadzać cię na drogę która może okazać się dla niej nie korzystna, ale jeżeli spodobają ci się moje rady to będzie mi bardzo miło.
OdpowiedzUsuńMoże zdradzę zbyt wiele, ale cóż... w mojej powieści nie ma wątków pobocznych... Wszystko, powtarzam, WSZYSTKO jest ze sobą powiązane. Poświęciłem naprawdę wiele godzin na zaplanowanie ogólnej fabuły; Faust, Dawid, Kasumi, wszystkie te postaci oraz ich przeszłość łączy jeden element wspólny... jest nim ******... Powieść w mojej głowie jest teraz bardzo rozbudowana, wiem co się będzie działo w każdym z naprawdę wielu rozdziałów, a to co łączy wszystkie te postaci zamierzam ujawnić dopiero po połowie powieści.
OdpowiedzUsuńJa w swoim życiu też przeczytałem wiele książek. Większość z nich była zwyczajnie średnia, nawet arcydzieła Stephena Kinga nie wyróżniały się z tłumu. Ja mam zamiar napisać coś, czego jeszcze nie było, coś, co dosłownie z każdym kolejnym rozdziałem będzie was coraz bardziej wgniatać w fotel. Dlatego w każdym z moich rozdziałów coś się dzieje i nigdy nie będę starał się bawić w "miszcza suspensów".
Rozumiem też, że można się pogubić w mojej małej powieści, lecz z czasem wszystko zostanie wyjaśnione.
Naprawdę długo rozmawiałem ze swoim najwierniejszym czytelnikiem o poprzednich rozdziałach, i chociaż chłop jest bardzo inteligenty i domyślny, nie zauważył paru "wątków pobocznych", które (przepraszam za wyrażonko, ale nic innego nie pasuje) "rozpierdolą system".
Dziękuję za miły komentarz i Twoje rady, droga Zaczytana koleżanko, wezmę sobie je do serca. Jedyne o co proszę, to odrobina cierpliwości, jedna z większych tajemnic wyjaśni się już podczas opowieści Fausta(dokładnie na samym jej końcu).