Mały
żółty domek jednorodzinny położony niedaleko centrum Warszawy,
zamieszkany był przez rodzinę z dwójką dzieci. Mężczyzna, głowa
rodziny o imieniu Andrzej z zawodu był budowlańcem. Wystarczył
jeden rzut oka przez nieznajomego, by wiedział czym się zajmował
by wyżywić rodzinę. Wykonywał ten zawód już od ponad dwudziestu
lat, jego ciało powoli się poddawało: problemy z kręgosłupem,
zniszczone dłonie a nawet łysina na czubku głowy spowodowana przez
stres z dotrzymaniem terminów.
Były
momenty, w których chciał rzucić to wszystko, lecz gdy tylko
spoglądał na swoje dwie małe córeczki i kochającą żonę,
odzyskiwał chęć życia, wiedział, że one na niego liczą i nie
może ich zawieść.
Andrzej
siedział przed telewizorem razem z żoną Anną, która byłą z
zawodu nauczycielką. Chociaż łącznie zarabiali dosyć sporo, to
jednak nie starczyło im na spełnienie swoich marzeń. Każdy
zarobiony grosz odkładali na przyszłość swoich dzieci, bo nie
wiadomo co ten rząd jeszcze wymyśli, by zabrać im ciężko
zarobione pieniądze. Gdy Andrzej rozmyślał o swoich marzeniach,
myślał o wyjeździe do Egiptu, może nawet zwiedzeniu całego
świata, lecz był pewny jednego, najważniejsze z jego marzeń już
się spełniło, marzenie o posiadaniu kochającej rodziny.
W
telewizji leciała jakaś telenowela, które z wielkim zamiłowaniem
oglądała Anna. Andrzej się tym kompletnie nie interesował, wręcz
go to odrzucało, jednak nie mógł odmówić swojej żonie tej
odrobiny przyjemności. Stwarzał tylko pozory, by jego żona czuła,
że mają jakąś wspólną pasję. Cały ten czas rozmyślał o
wydarzeniach na świecie, bardzo go to interesowało. Wierzył, że
świat sam z siebie nie jest zły, był pewny, że za wszystkimi
złymi wydarzeniami stoi tajna organizacja, która kontroluje świat
za pomocą pieniędzy i przywódców marionetek. Całkowicie zdawał
sobie sprawę z tego, że wiara w coś takiego jest głupia, lecz
wiedział, że ludzie potrafią wierzyć w jeszcze głupsze rzeczy.
Ostatnio
zainteresowała go międzynarodowa akcja „Stop ACTA”. Wcześniej
myślał, że ludzie są jak stado owiec i zrobią wszystko co tylko
rząd im rozkaże, ale dzięki ogromnemu sprzeciwowi przeciwko ACTA
ze strony społeczeństwa, odzyskał wiarę w ludzi. Może w końcu
ludzie zrozumieją, że rząd powinien się ich obawiać, a nie oni
rządu– pomyślał. Jednak sprawa z ACTA i jego amerykańskimi
odpowiednikami SOPA i PIPA zaniepokoiła go. Zdał sobie sprawę, że
Władca Marionetek(jak nazywał najpotężniejszego człowieka na
ziemi, który stał na czele tej tajemniczej organizacji) powoli
traci cierpliwość. Bardzo ciekawił go dalszy rozwój wydarzeń,
nie wiedział czego się spodziewać, lecz był pewny, że po tym jak
ludzie wyszli na ulicę, protestując przeciwko ograniczeniu ich
swobody w tym niby wolnym świecie, nie stanie się nic dobrego.
– Aniu
– Andrzej zwrócił się do swojej żony, która trzymała w
dłoniach pilota. – Proszę, przełącz na obrady sejmu. Dzisiaj ma
przemawiać nasz ukochany Premier Dominik Arsen, jestem ciekaw co
takiego wymyślił.
– Po
co ci to kochanie? – Zapytała Anna obrzucając swojego męża
karcącym spojrzeniem – Wiesz jak to na ciebie działa, masz
wysokie ciśnienie i jeszcze sam się dobijasz.
Andrzej
nic nie odpowiedział, tylko spojrzał na nią błagalnie. Anna
całkowicie zdawała sobie sprawę z tego, jaką męczarnią są dla
niego jej seriale, więc nie mówiąc już nic więcej, przełączyła
program.
– Zobacz
Aniu, czterystu sześćdziesięciu posłów, każdy z nich siedzi na
dupie i co jakiś czas przyciska guzik: czy jest za czy przeciw i oni
dostają za to ponad dziesięć tysięcy złotych miesięcznie! My
musimy ciężko pracować, łącznie zarabiamy 5 tysięcy, ledwo
starcza nam czasu na rodzinę a oni dostają kasę za nic
nierobienie!. Gdzie tu jest sprawiedliwość? – Powiedział z
oburzeniem Andrzej.
– Takie
jest życie – odpowiedziała Anna – przecież nie możemy z tym
nic zrobić.
– Mylisz
się Aniu. Ludzie powoli zdają sobie sprawę z tego, że mogą coś
zrobić. I nie tylko „coś” ludzie mogą zrobić wszystko!
Zapamiętaj te słowa kochanie: Rząd jaki znamy niedługo przestanie
istnieć!.
– Mam
nadzieję, że tak się stanie – przytaknęła mu Anna. Chociaż
sama w to nie wierzyła, nie chciała niszczyć marzeń swojego męża.
Zaczęły
się Obrady. Na podest wszedł Premier w towarzystwie kobiety o
orientalnym typie urody.
– Zobacz
Aniu. Od czterech miesięcy ta kobieta nie odstępuje naszego
Premiera na krok. Może ona jest jego kochanką? – zapytał Andrzej
uśmiechając się szeroko.
– Myślę,
że gdyby to była tylko jego kobieta, nie pozwolili by jej stać tam
razem z nim. Wydaję mi się, że ona jest jego ochroniarzem.
Przypatrz się jej. Bacznie obserwuję wszystkich zgromadzonych na
sali, przypatruje się dokładnie każdemu człowiekowi, jakby według
niej, każdy był wrogiem. Tak, teraz jestem stuprocentowo pewna. Ta
kobieta jest jego strażnikiem. – powiedziała Anna.
– Ona
jest zbyt pięk... – gdy spojrzał na twarz swojej żony, ucieszył
się, że nie dokończył zdania. – Może masz rację. Tylko czego
lub kogo obawia się nasz Premier? – zapytał Andrzej.
– Nie
wiem kochanie, naprawdę nie wiem. – Kobieta westchnęła ciężko.–
Zresztą czy to jest nasz problem? – Anna usłyszała krzyki z
pokoju dziewczynek. – Mój wolny czas już się skończył. Idę
zająć się dziećmi, jakby stało się coś ciekawego to mnie
zawołaj. – powiedziała Anna wychodząc z pokoju.
Andrzej
poprawił spodnie w kroku i rozsiadł się wygodnie w fotelu. Premier
zaczął swoją przemowę.
– Na
początku chciałbym przeprosić wszystkich za mój upór w sprawie
podpisania ACTA. Przeprowadziliśmy badania opinii publicznej i
wynikało z nich, że ta ustawa podoba się ludziom, dlatego właśnie
zdecydowałem się ją podpisać. Dopiero kiedy zobaczyłem, że w
każdym większym mieście, ludzie wychodzą na ulice protestując
przeciwko ACTA, zdecydowałem się dokładnie przebadać tą sprawę,
i okazuje się, że w takim stanie w jakim jest teraz ten dokument,
nie mam prawa go podpisać – Premier uśmiechnął się kącikiem
ust. Wiedział, że tymi słowami zarobił parę punktów u swoich
wyborców. – Dlatego jeszcze raz przepraszam cały naród, za swoje
zachowanie, i obiecuję, że...
W
tym momencie z twarzą Premiera stało się coś dziwnego. Jego lewe
oko zaczęło mrugać a usta wykrzywiły się w dziwnym grymasie.
– Obiecuję,
że.. – starał się kontynuować. – Obiecuję, że... Mój Pan
przejmie nad wami całkowitą kontrolę...
– Ania!
Ania! Przyjdź tutaj szybko – krzyczał podekscytowany Andrzej –
Nasz premier zwariował!
– Co
się dzieję?! – Spytała zdyszana Anna.
– Zobacz!
– w tym momencie Andrzej podkręcił głośność w telewizorze.
Ludzie
zgromadzeni w Sali Obrad, patrzyli na siebie ze zdziwieniem. Premier
kontynuował swoją przemowę.
– Ludzie
byli tylko stadem baranów ślepo ufającym swojemu pasterzowi. Nie
musieliśmy się nawet starać, by przejąć nad wami kontrolę. Wy,
ludzie, macie w sobie potrzebę kierowania wami. Nie możecie
normalnie żyć, jeżeli ktoś nie trzyma was za rączkę. Przez
wiele, wiele lat, kontrolowaliśmy was za pomocą mediów, ale wraz z
rozwojem internetu... – Co się ze mną dzieje?! Dlaczego
zdradzam nasze sekrety?! – ... dostaliście dostęp do
informacji, o których nie powinniście mięć pojęcia. Dlatego
właśnie powstały ACTA, SOPA i PIPA. Chcieliśmy zablokować wam
dostęp, do tych informacji, żebyście znowu mogli żyć w błogiej
niewiedzy. – Premier odwrócił się w kierunku swojego ochroniarza
i powiedział – Kasumi zrób coś z tym!
Kasumi
spojrzała w prawą stronę. Stała tam grupka ochroniarzy, których
nigdy wcześniej nie widziała – Czy to możliwe, że przeoczyłam
tak istotny szczegół? – pomyślała. By nie wzbudzać podejrzeń,
wolnym krokiem ruszyła w ich kierunku. Premier (czy tego chciał czy
nie) kontynuował swoją opowieść.
– Wielu
z was zaczęło wierzyć, w tajną organizację rządzącą światem
z ukrycia. I wiecie co? Mieliście rację! Przez tysiące lat ta
organizacja dawała wam to czego potrzebujecie. Dostaliście od nas
Religię, dostaliście od nas Boga, w którego mogliście wierzyć,
dostaliście od nas Mesjasza, którego przez swoją głupotę
próbowaliście zabić.
W
tym momencie Andrzej wstał z fotela i pełny dumy powiedział do
swojej żony – Widzisz kochanie? Przez cały czas miałem rację!
Nie wierzyłaś w te moje teorie spiskowe. I kto teraz ma rację?
Głupio ci kochanie?? – Dopiero teraz pomyślał, że jeżeli to
wszystko jest prawdą, to ludzkość ma duży problem.
Anna
nic nie odpowiedziała. Nie wiedziała czy wierzyć w słowa
Premiera, który mógł po prostu zwariować, lecz jeśli mówił
prawdę? Czy to możliwe, że ludzi da się tak łatwo ogłupić? W
tym momencie już niczego nie była pewna.
Dwa
dni wcześniej.
W
jednym z pomieszczeń w pięknym zabytkowym domu, trzech mężczyzn
siedziało przy okrągłym stole. Dwóch z nich, w pełnym skupieniu
wsłuchanych było w przemowę trzeciego. Najmłodszy z nich –
Dawid, wyglądał na góra dwadzieścia pięć lat, na twarzy miał
trzydniowy zarost – myślał, że to dodaje mu męskości – a
kruczoczarne włosy opadały mu na ramiona. Drugi ze słuchaczy –
Olamide, który wolał by mówiono na niego Faust, miał trzydzieści
lat, jego piękny biały uśmiech kontrastował z ciemnym kolorem
skóry, przez co wydawał się jeszcze bielszy, niestety Faust
rzadko się uśmiechał, nie miał ku temu powodów. Ostatni z trzech
mężczyzn, wyglądał na czterdzieści lat, lecz jego prawdziwego
wieku nie znał nikt. Na jego krótkich blond włosach widać już
było ślady siwizny, nie postarzała go ona jednak, lecz dodawała
mu charakteru.
Najstarszy
z nich, Sin, przemówił – Nie wiem czy o tym słyszałeś
Dawidzie, ale zapewniam cię, że Illuminati istnieją naprawdę.
Tajna organizacja, która kontroluje media, medycynę, polityków a
nawet rozwój technologii, istnieje. Została ona założona przez
człowieka, któremu zawdzięczam obecną formę. To z jego powodu
stałem się Sin'em - Łowcą Dusz. I to jego dusza jest moim celem.
– Sin wziął głębszy oddech – Lecz żeby tego dokonać muszę
być silniejszy, o wiele silniejszy...
Dawid
zdziwił się, Sin był najpotężniejsza istotą jaką znał, nie
był w stanie wyobrazić sobie nikogo silniejszego.
– Kim
jest przywódca Illuminati? Co cię z nim łączy? I jak stałeś się
Łowcą Dusz? – Dawid nie potrafił ukryć podniecenia jakie
ogarnęło go po słowach Sin'a.
– Za
dużo pytań, za mało czasu, Dawidzie. Obiecuję, że dowiesz się
wszystkiego w swoim czasie. – po tych słowach, na twarzy Dawida
można było dostrzec rozczarowanie.
– Naszym
celem jest Dominik Arsen, premier tego kraju.
– Co
w nim jest takiego wyjątkowego? – Zapytał Dawid.
Sin
tępym wzrokiem przyglądał się obrazowi wiszącemu na ścianie,
który przedstawiał wniebowstąpienie Jezusa, wyglądało to jakby
twórca tego dzieła był tam i widział wszystko na własne oczy, i
tak naprawdę było. Autorem tego obrazu był sam Sin. Nie spuszczał
z niego wzroku, patrzył, lecz nie widział, jego wzrok spowiła mgła
przeszłości. Całkowicie pogrążył się we wspomnieniach.
W
pracowni tajemniczego naukowca panował przyjemny półmrok. Jedynym
źródłem światła był ekran monitora, oraz parę czerwonych diod,
święcących z wnętrza jednej z maszyn. Wielka maszyna wydawała z
siebie piskliwe dźwięki, które były częściowo zagłuszane przez
dźwięk stukania w klawisze.
Człowiek w białym
fartuchu siedział zgarbiony przed ekranem komputera, szaleńczo
wprowadzając do niego kolejne linijki kodu. Tak bardzo zaabsorbowało
go jego najnowsze dzieło, że nie usłyszał dźwięku kroków
dochodzących zza jego pleców. Gdy jakiś człowiek położył mu
rękę na ramieniu, omal nie krzyknął. Przerażonym wzrokiem
obejrzał się za siebie, i dostrzegł znajomą twarz, był to
najmądrzejszy z jego jedenastu uczniów: Dominik Arsen.
–
Przepraszam, profesorze,
nie chciałem pana przestraszyć.
–
Nic się nie stało,
chłopcze. – Profesor spojrzał na zegarek i ze zdziwieniem odkrył,
że przesiedział całą noc w pracowni.
–
Nad czym pan tak
intensywnie pracuje? – Zapytał Dominik.
Nauczyciel
klasnął w dłonie, pomieszczenie zostało rozświetlone przez wiele
małych lamp zwisających z sufitu. Profesor skrzywił się, nie
lubił takiego jasnego światła, lecz było ono niezbędne do
zaprezentowania jego dzieła. Wskazał prawą dłonią, wielki
szklany zbiornik, stojący na metalowym podeście w prawym rogu
pomieszczenia. Akurat skończył wpisywać kod, mógł rozpocząć
kolejny etap,
–
Spójrz – powiedział,
po czym wcisnął czerwony przycisk na klawiaturze komputera.
Pompy
podłączone do spodu zbiornika zaczęły wpompowywać w niego różowy
płyn, był to syntetyczny płyn owodniowy. Gdy zbiornik wypełnił
się płynem w 3/4 pojemności, mechanicznie ramię włożyło do
niego coś, co przypominało szary kombinezon.
–
To, mój drogi, jest
przyszłość! Egzoszkielet... Wróć. Nanokombinezon, umożliwiający
przezwyciężenie ludzkich słabości! Specjalny splot włókna
węglowego pokrytego Victorium czyni go niewiarygodnie odpornym na
wszelki rodzaj obrażeń. Nanorurki węglowe reagujące ponad tysiąc
razy szybciej niż prawdziwe mięśnie, zagwarantują szybkość i
siłę znacznie przekraczające możliwości stu mężczyzn.
Dominik
był zafascynowany najnowszym projektem swojego nauczyciela.
Wpatrywał się w reakcję zachodzącą w zbiorniku.
–
Przy poruszaniu się z
ogromną prędkością, nagłe wyhamowanie będzie oznaczało pewną
śmierć, przeciążenie będzie niewyobrażalnie wysokie. Jak pan
sobie z tym poradził?
–
Dobra uwaga. –
Powiedział profesor, po czym wcisnął czarny przycisk na
klawiaturze. – Odpowiedź jest prosta: nanoboty trzeciej generacji!
Po założeniu kombinezonu, do organizmu wtłaczane są nanoboty,
które wzmocnią każdą tkankę w ciele do tego stopnia, że
przeciążenie równe 400g będzie odczuwalne jak zwykłe kichnięcie!
Lecz to nie wszystko! One wzmocnią już i tak potwornie silne
mięśnie.
–
Wszystko to brzmi aż
zbyt pięknie, by było prawdziwe, lecz coś mi tu nie pasuje, skoro
nanoboty scalają kombinezon z użytkownikiem, to oznacza, że nie
będzie go można ściągnąć?
–
Niestety, masz rację,
jeszcze pracuje nad tym problemem.
–
Mam jeszcze jedno
pytanie: jakiego rodzaju zasilania pan użył?
– Cruciari
anima –
odpowiedział profesor prawie szeptem. Dominik nie pytał o nic
więcej. Wykorzystanie „tego” było tematem tabu, nawet w ich
ośrodku.
Po
chwili niezręczniej ciszy, Dominik w końcu się odezwał – Na
nas już czas, profesorze. Wszyscy na pana czekają.
–
A więc chodźmy –
odrzekł.
Podczas ich wolnego
marszu korytarzem, Dominik zadał pytanie, które męczyło go od
pięciu lat, czyli od dnia, w którym pierwszy raz zobaczył
profesora.
–
Zastanawia mnie, dlaczego
pan nosi maskę? Nikt z nas nigdy nie widział pańskiej twarzy.
Profesor
przystanął na chwilkę, spojrzał na Dominika, jakby ten wspomniał
o czymś, co jest bardziej niebezpieczne od wykorzystania przeklętej
duszy do zasilania nanokombinezonu.
–
Wiesz aż nazbyt dobrze
czym się tu zajmujemy. Ta maska, – mówiąc te słowa przyłożył
do niej prawą dłoń. – To moje zabezpieczenie. Gdyby nie ona...
nie mógłbym spojrzeć na własną twarz. Gdy zakładam tą maskę,
staje się szalonym naukowcem, gotowym poświęcić wszystko dla
nauki. Kiedy jednak wracam do domu, do swojej żony i synka, gdy
ściągam tą maskę, na powrót staję się kochającym rodzicem,
który jest w stanie spojrzeć w oczy swojej własnej rodzinie.
Dominik wiedział
doskonale co miał na myśli jego nauczyciel. To wszystko co miało
miejsce za zamkniętymi bramami tego ośrodka, było czymś co nie
dawało mu zasnąć. Dopiero po przyjęciu ogromnej ilości środków
nasennych, zasypiał w spokoju. Nie śniły mu się żadne sny, i tak
było nawet lepiej. Z zadumy wyrwał go głos jego nauczyciela, który
oznajmił, że są już na miejscu.
Profesor stanął przy
białej ścianie, która na pierwszy rzut oka nie różniła się
zupełnie niczym od reszty korytarza, jednak gdy przyłożył do niej
dłoń, ściana nie wydając żadnego dźwięku, otworzyła się do
wewnątrz. Dominik i profesor weszli w otwór powstały w ścianie i
ruszyli schodami w dół, wprost do małego pomieszczenia, w którym,
przy okrągłym stole, siedziało dziesięciu mężczyzn. Grobowa
cisza jaka tam panowała była porównywalna tylko do dźwięku jaki
słyszy człowiek wydający ostatnie tchnienie.
–
Spokojnie, to tylko my. –
Powiedział profesor, czym uspokoił wszystkich mężczyzn
znajdujących się w pokoju.
Profesor i Dominik zajęli
dwa ostatnie wolne miejsca przy stole. Jedenastu mężczyzn
wpatrywało się w twarz profesora, ukrytą za maską teatralną,
która nie wyrażała żadnych emocji. Nauczyciel przyglądał się
chwilę swoim wiernym uczniom. Wszyscy byli bardzo młodzi,
najstarszy z nich był w wieku jego syna. Targały nim wątpliwości,
czy na pewno chce ich w to mieszać? Nie miał czasu na pogrążanie
się w myślach. Przemówił cichym, lecz pewnym siebie głosem –
Dwa dni... Za dwa dni wszystko się rozstrzygnie. Jesteście jeszcze
młodzi, lecz nigdy w życiu nie spotkałem odważniejszych ludzi od
was, jestem dumny, że mogę nazywać się waszym nauczycielem
oraz... przyjacielem.
Mężczyźni wydali z
siebie cichy okrzyk, na znak, że czują dokładnie to samo. Tylko
jeden z nich był jakiś niespokojny, czym wzbudził mały niepokój
profesora.
–
Magnus, czy coś jest nie
tak?
–
Mam wątpliwości... –
odpowiedział po chwili uczeń. – Co jeżeli Stary Mędrzec wcale
nie jest taki zły?
–
Nie jest taki zły?! –
Krzyknął profesor nie ukrywając gniewu. – Chłopcze, co ty, za
przeproszeniem, pierdolisz? Na twoje szczęście, twój iloraz
inteligencji był na tyle wysoki, by nie przerobili cię na karmę
dla zwierząt. Wyobraź sobie taką sytuację: poznałeś kobietę, z
którą chcesz spędzić resztę życia. Staracie się o dziecko, gdy
ono się już urodziło, ty i twoja żona, dowiadujecie się, że
jego iloraz inteligencji jest za mały jak na normy naszego
społeczeństwa, i wiesz co wtedy robi Stary Mędrzec? Wiesz? To
dziecko zostaje zniszczone! Więc nie pierdol mi tu, że Stary
Mędrzec nie jest zły., bo jeżeli on nie jest zły, to ja już nie
wiem kto może być. A wiesz w ogóle po co to wszystko? To jest
zwykły eksperyment, który trwa od pojawienia się pierwszej żywej
istoty. On chce się dowiedzieć jak powstał, czy dzięki zwykłej
ewolucji, czy może jest czymś w rodzaju eksperymentu naukowego, to
wszystko.
Słowa profesora
wstrząsnęły Magnusem, lecz jego wątpliwości nie zniknęły. Po
chwili powiedział z wahaniem – Czy jesteśmy w stanie go zabić?
Profesor
już się troszkę uspokoił i powiedział – Wybacz, Magnusie,
naprawdę nie chciałem tak zareagować... Odpowiedź na twoje
pytanie brzmi „Nie ma rzeczy niemożliwych, są tylko takie,
których nie jesteśmy w stanie wykonać na chwilę obecną”. Za
dwa dni wszystko będzie gotowe i mam nadzieję, że wy też
będziecie. Nasze posiedzenie dobiegło końca, przygotujcie się.
– Sin!
Sin! Odpowiesz mi wreszcie? – Powiedział podniesionym głosem
Dawid.
Sin
ocknął się, jakby dopiero wybudził się z nieprzyjemnego snu.
Rozejrzał się po pokoju i zrozumiał, że znowu odpłynął.
– Wybaczcie,
już mówię.
Sin
zwlekał chwilę z odpowiedzią. Dominik był ważną częścią jego
przeszłości.
– Dominik
jest... – Sin zrobił krótką przerwę by wziąć głębszy oddech
– Jednym z dwunastu apostołów. Apostołowie byli zespołem
naukowców pod przywództwem Starego Mędrca, w ich skład wchodzili
najwybitniejsi i najinteligentniejsi ludzie mojego świata... Linus,
który przyjął imię Linh
hồn điện, Magnus – człowiek, który stoi na czele illuminati,
Dominik, oraz paru innych, w tym i ja... Sin spuścił wzrok, nie
lubił mówić o swojej przeszłości, dlatego że przywracało to
jego wspomnienia o wszystkich grzechach które popełnił, stąd też
wziął się jego przydomek, „Sin” w starym języku jego świata
oznaczało „Grzech”.
–
Nie mówmy już o tym –
powiedział Faust widząc jak trudne było to dla Sin'a. – Opowiedz
nam o swoim planie.
Sin
spojrzał na Fausta wzrokiem, który wyrażał tylko jedno, to była
wdzięczność.
– Chcę
otworzyć oczy ludzkości. Chcę pokazać im prawdziwy świat, w
którym żyją. Nie robię tego dla nich. Może to źle zabrzmi, ale
ludzie mało mnie interesują. Chcę, żeby ludzie zaczęli się
buntować przeciwko Illuminati. Dzięki temu nie będą mogli się
skupić na nas. Dzięki mocy Fausta, z ust Premiera ludzkość
usłyszy prawdę i zaufaj mi Dawidzie, nie spodoba im się to co
usłyszą.
– Ale
skoro illuminati kontrolują Medią, to wyłączą transmisje z obrad
i nikt się nie dowie prawdy. – Zauważył Dawid.
– Och
zaufaj mi chłopcze. Mam pewnego przyjaciela, który na to nie
pozwoli. Co więcej, on sprawi, że w każdym domu, w którym będzie
włączony telewizor, wyświetli się transmisja z Obrad Sejmu. Cała
Polska to zobaczy, a dzięki internetowi; cały świat.
Niestety
– kontynuował Sin – by zaklęcie zadziałało, Faust musi być
nie dalej niż dwadzieścia pięć metrów od Premiera. Nie wiem jak
to zrobimy... Wymyślę coś jak już będziemy na miejscu.
Sin
wstał z krzesła, spojrzał na brudne okno, przez które z ogromnym
trudem przebijały się promienie zachodzącego słońca. –
Przypatrz się temu widokowi – powiedział do Dawida. – Istnieje
duże prawdopodobieństwo, że nie przeżyjemy, jeżeli jednak, na co
mam wielką nadzieję, uda nam się zwyciężyć, będziemy ścigani,
będziemy musieli się ukrywać niczym szczury, jednak taka jest
cena, którą przyjdzie nam zapłacić. Dziś zakończył się twój
trening. Już nie jesteśmy nauczycielem i uczniem. Teraz jesteśmy
tacy sami. Tylko nie myśl, że w tym momencie jesteś niezwyciężony
i nie będziesz musiał się doskonalić. Jeżeli pomyślałeś tak
choćby przez chwilę... to już jesteś martwy. Ach i jeszcze jedno
Dawidzie – kontynuował Sin – uznaj to za ostatnią lekcję:
Każdy kto stanie na twojej drodze, nie ważne czy to będzie potwór,
zwykły człowiek, czy nawet... ja. Każdy kto spróbuje ci
przeszkodzić jest twoim wrogiem, a każdy wróg ma zostać...
zgładzony.
Tymi
pięknymi słowami Sin zakończył swoją przygodę z byciem
nauczycielem. Teraz stali się braćmi.
Sala
Obrad. Premier zdradzał wszystkie sekrety, gdy jego strażnik:
kobieta o imieniu Kasumi, ruszyła w stronę podejrzanej grupki
ochroniarzy.
Zaczyna
się – powiedział jeden z ochroniarzy – Ja zajmę się tą
kobietą, ty i Faust weźmiecie na siebie premiera. Pamiętaj
Dawidzie, każdy kto stanie na twojej drodze ma zostać zniszczony!
Kasumi
wiedziała już, że grupa ludzi znajdująca się przy drzwiach stoi
za dziwnym zachowaniem premiera, a jej zadanie polegało na
likwidacji takich ludzi.
– Koniec
zabawy! – powiedział Sin do swoich towarzyszy. – Czas rozpętać
piekło!
Sin
zrzucił z siebie mundur ochroniarza i jego całe ciało pokryła
ciemnozielona zbroja. Na jego plecach, były dwa czarne ostrza
zawieszone na krzyż, a do pasów przy jego udach, przyczepione były
kabury ze srebrnymi rewolwerami.
Dawid
stanął w rozkroku, udał, że wyciąga coś zza pleców, wyciągnął
dłonie przed siebie i krzyknął – ”It's morphin time!”–
Jego ciało pokryła czarna zbroja z czerwonymi pasami, z jego pleców
wyrosły ogromne czarne skrzydła pokryte piórami, a z dolnej części
kręgosłupa wyrósł mu ogon. W formie Zbawiciela jego skóra
przybierała czerwony kolor.
Sin
spojrzał na Dawida wzorkiem, który zdawał się pytać: serio?... –
chociaż nigdy by się do tego nie przyznał, to jednak bardzo
rozśmieszyło go zachowanie Dawida.
Faust
ucieszył się, że mógł w końcu przestać kontrolować Dominika.
Faust był potężnym nekromantą, lecz nie był taki jak Sin czy
Dawid, nie miał w sobie potężnej duszy. Był zwykłym człowiekiem,
a kontrolowanie tak potężnej istoty jak jeden z apostołów, prawie
całkowicie wyczerpało jego siły. Faust zrzucił z siebie mundur
ochroniarza, założył kaptur na głowę i powiedział –
Wybaczcie, że nie zrobię tego tak efektownie jak wy, jedyne co
mogę zrobić to powiedzieć: Ta da! – Dawid roześmiał się, a
Sin pomyślał – To cudowne, że w takiej chwili jak ta potrafimy
się śmiać.
Na
Sali obrad zapanowała panika, Sin i Faust jakoś nie zrobili na
nikim wrażenia, ale pojawienie się Zbawiciela w całej okazałości,
przyprawiło paru posłów o zawał, zresztą nie było się czemu
dziwić, w tej formie Dawid wyglądał jak demon. Posłowie, którzy
nie zemdleli na widok Zbawiciela, zaczęli uciekać w stronę drzwi,
nie interesowało ich nic, oprócz ratowania własnego życia.
Pechowcy, którzy potknęli się na schodach, zostali dosłownie
zmiażdżeni pod butami przebiegających po nich ludzi.
– Zobacz
Sin – powiedział Faust z obrzydzeniem – to są ludzie, dla
których ryzykujesz życie! Pierdolone bydło, które zasługuje
tylko na śmierć!
– A
więc zabij ich, mój przyjacielu – odpowiedział mu Sin – Według
mnie masz rację. Oni nie zasługują na życie, i to wcale nie dla
nich się narażam. Pamiętaj, że na tym świecie są też dobrzy
ludzie, którzy zasługują na ratunek. Zresztą kim my jesteśmy,
żeby ich oceniać? Każdy....
Sin
nie był w stanie dokończyć zdania, w ostatniej sekundzie
dostrzegł sztylet nadlatujący w jego stronę. Zdążył zasłonić
się mieczem i odbił sztylet w stronę, z której został rzucony.
Kasumi
chwyciła sztylet w locie, zdziwiła się, że przeciwnik dał radę
uniknąć jej ataku z taką łatwością, jednak gdy się nad tym
zastanowiła, doszła do wniosku, że byle kto nie atakuje członka
rządu na oczach tylu ludzi. Zrozumiała, że nie może pozwolić
sobie nawet na najmniejszy błąd. Zrzuciła z siebie krępujący jej
ruchy mundur. Dawid aż zaniemówił, przyglądał się pięknej
kobiecie, ubranej w coś, co przypominało czerwony kostium pływacki,
w którym ledwo mieściły się jej idealnie zaokrąglone piersi.
– C?
– Zapytał Dawid całkiem nieświadomie.
– C.
– Odpowiedział mu Sin z uśmiechem, po czym dodał – zajmij się
Dominikiem. Ona jest moja.
Dawid
wydał z siebie ciche westchnienie, ale cóż miał zrobić...
Rozpostarł skrzydła i poleciał w stronę Arsen'a.
Faust
widząc co się dzieje zwyczajnie uciekł. Miał plan jak wykorzystać
posłów, w taki sposób, żeby pierwszy raz w życiu przysłużyli
się ludzkości(a przynajmniej jemu). Sin chciał, żeby ludzie
zobaczyli, jakie zło istnieje na tym świecie, ale pewnie nie
chciał, żebyśmy to my byli tym złem – pomyślał Faust.
Spojrzał na kamery porozstawiane przy ścianach pomieszczenia,
zastanawiał się jak załatwić posłów w taki sposób, żeby
wyglądało to na robotę kogoś innego. Zdecydował się poczekać
na rozwój wydarzeń.
Postarali
się o to, by nikt nie mógł opuścić tego budynku. Faust stworzył
potężną barierę naokoło budynku i tylko on, lub istota
potężniejsza od niego mogła ją zniszczyć.
Zbawiciel
zawisł w powietrzu, spojrzał na Sin'a, który skupił się
całkowicie na walce z piękną kobietą, później spojrzał na
Fausta, który przykucnął za fotelem i z dziką satysfakcją
przyglądał się panikującym ludziom. „Każdy kto stanie na
twojej drodze, musi zostać zniszczony” Te słowa brzęczały mu w
głowie niczym głupia piosenka, której nikt nie lubi, ale każdy
zna jej słowa. Skupił wzrok na Premierze, który kierował się w
stronę tłumu, licząc na to, że później wytłumaczy się
chwilową niepoczytalnością. Dawid nie mógł mu na to pozwolić,
zresztą ich głównym celem, była jego dusza.
Zbawiciel
poleciał w stronę premiera, wylądował tuż przed nim. Chwilę
stali w bezruchu, przyglądając się sobie. W tym momencie Dominik
zdał sobie sprawę, że już po wszystkim, już nie będzie mógł
rządzić tym krajem, jedyne co mu teraz pozostało, to przeżyć za
wszelką cenę. Dawid zadał mu cios w tors, tak potężny, że
premier odleciał w tył, Dawid dogonił go w locie, i pikując
nogami skierowanymi w dół, wbił mu stopy w twarz miażdżąc ją o
podłogę wyłożoną marmurem. Z głowy Dominika została krwawa
miazga.
Sin
stał cały czas w tym samym miejscu, obracając miecz w dłoni,
nucił pod nosem motyw z filmu „Szczęki”, nie spoglądał nawet
na Kasumi, która szła w jego kierunku. Kobieta poczuła coś, czego
nigdy wcześniej nie czuła do żadnego mężczyzny: poczuła
ogarniającą ją nienawiść, ten człowiek okazał jej całkowity
brak szacunku. Rzuciła się w jego kierunku z furią wypełniającą
każdą, nawet najmniejszą część jej ciała. Sin widząc to,
schował miecz do pochwy zawieszonej na jego plecach, pochylił się
w jej kierunku i wykonał gest zapraszający ją do tańca. Kasumi
podbiegła do niego, celując w punkt witalny jakim było jabłko
Adama. Sin uchylił się, końcówka sztyletu omal nie wbija się z
zabójczą precyzją w jego gardło. Następny cios skierowany był w
jego skroń. Tym razem Sin złapał Kasumi za nadgarstek prawie go
miażdżąc, kobieta wydała z siebie cichy jęk i upadła na jedno
kolano. Gdy klęczała przed nim, Sin pochylił się i spojrzał
prosto w jej piwne oczy. Nie zobaczył w nich strachu ani
zrezygnowania, przepełniał je spokój i żądza zwycięstwa. Sin
puścił jej dłoń, kobieta natychmiast odskoczyła, sięgnęła do
pasa i rzuciła dwie małe kulki prosto w jego twarz. Sin nie uznał
tego za zagrożenie, nie starał się ich uniknąć. Kulki w
zetknięciu z jego głową wybuchły, potężna eksplozja zatrzęsła
budynkiem.
Kasumi
z wielkim skupieniem przyglądała się obłokowi dymu, jaki pojawił
się w miejscu jej przeciwnika. Gdy dym się przerzedził, zobaczyła
zarys postaci. Człowiek ten szedł w jej kierunku. Gdy jego twarz
przestał spowijać obłok dymu, ze zgroza zobaczyła, że lewa
połowa jego twarzy jest całkowicie rozerwana. Rozszarpana skóra
zwisała z jego twarzy, policzek zniknął, całkowicie odsłaniając
gołe zęby i pół czaszki. Nagle pozostałe tkanki jego twarzy
zaczęły się poruszać niczym larwy much. Zaczęły się rozrastać,
najpierw pojawiły się naczynka krwionośne, następnie mięśnie,
ścięgna, skóra a na końcu całość pokryła się zielonym
materiałem.
– Bakemono!
– Powiedziała podniesionym głosem kobieta.
– Potwór?
Może masz rację, może... Lecz ty też nie jesteś zupełnie
normalna, zwykły człowiek ugiął by się pod samym moim
spojrzeniem. – W jego głosie można było wyczuć rozbawienie.
Kasumi
zdecydowała się postawić wszystko na jedna kartę. Doskoczyła do
wroga, który stał całkiem blisko, udała że celuje sztyletem
prosto w jego serce. Sin szybko zasłonił się dłonią. – Dał
się nabrać! – pomyślała Kasumi, po czym lewą ręką wyciągnęła
zza pleców drugi sztylet i wbiła go w Fu – tru – punkt na
zewnętrznej stronie uda Sin'a, powodując natychmiastowy paraliż
nogi.
– Zakochałem
się... – powiedział do niej Sin, czym wybił ją całkowicie z
rytmu – ...w twoich umiejętnościach.
Ułamek
sekundy jaki zyskał po tych słowach, wystarczył do zadania ciosu.
Uderzył ją otwartą dłonią w policzek, pokazując jej tym, że
nie jest dla niego wartościowym przeciwnikiem. Nigdy wcześniej nikt
jej tak nie poniżył, nigdy...
Zbawiciel
stał chwilę, przyglądając się bezgłowym zwłokom Premiera,
spodziewał się, że zobaczy jak dusza ulatuje z jego ciała, by
dołączyć do pozostałych w ciele Sin'a. Nieoczekiwanie ciało
Dominika wstało, skóra z jego głowy zwisała mu przy obojczyku, a
pozostałości czaszki i mózgu leżały rozgniecione na podłodze.
Krew z jego tętnic szyjnych wypełniła przestrzeń, którą
wcześniej zajmowała głowa, Dawid widział, jak z tej krwi tworzą
się nowe tkanki, które po kilku sekundach zamieniły się w
kompletną twarz. Zbawiciel nie czekał na jego ruch, przyłożył mu
prawą dłoń do piersi, skoncentrował się, i ognistą kulą
wypalił mu dziurę na wylot, nie robiąc na nim najmniejszego
wrażenia. Dominik chwycił zbawiciela za włosy lewą ręką, a
prawą uderzył go w twarz ciosem podbródkowym. Cios był tak silny,
że Dawid na ułamek sekundy stracił przytomność. Machnął
skrzydłami wyrywając się z uścisku, tracąc przy tym jedynie
pukiel włosów. Gdy wisiał w powietrzu, zobaczył, że dziura w
klatce piersiowej jego wroga, zrosła się tak samo jak głowa.
Dasz
radę! Walczyłeś z Sin'em nie jeden raz, wiesz jak zadawać i
unikać ciosów! DASZ RADĘ! – wmawiał sam sobie Dawid.
Dawid
w powietrzu złożył skrzydła wzdłuż tułowia, spadł na ziemię
na równe nogi, marmur pod jego stopami pękł od ciężaru jego
ciała.
– Zabawmy
się – powiedział Dawid, nie spuszczając wzroku ze swojego wroga.
Dominik
nie czekał na zaproszenie, wolnym krokiem ruszył w kierunku
Zbawiciela, który przyjął gardę. Premier wyprowadził prawy
sierpowy następnie lewy podbródkowy. Żaden z ciosów nie trafił
Dawida, który skutecznie balansował ciałem. Zasypywał Dawida
gradem ciosów, celując w górne partie ciała, lecz on był dla
niego za szybki. Spodziewał się, że przy takim wzroście jego
przeciwnik będzie bardzo silny, lecz nigdy nie spodziewał się po
nim takiej szybkości. Dawid przeprowadził kontratak, celnie
trafiając go pięścią w twarz, usłyszał ciche pęknięcie
czaszki, lecz wiedział, że ona i tak się zrośnie. Podczas chwili
gdy pogrążył się w myślach, spuścił gardę. Dominik uderzył
go kolanem w brzuch. Dawid zachwiał się. Czym był ten cios? –
pomyślał Dawid – przecież moja zbroja powinna całkowicie
zamortyzować jego siłę.
Dawid
nie przejął się tym, że jego wnętrzności przerobione zostały
na krwawą miazgę. Jego misją było pokonanie swojego wroga, i
zamierzał ją wykonać. Wyprostował się, udał zamach prawą ręką,
przeciwnik przechylił się na lewą stronę, patrząc na lewą dłoń
Dawida, lecz ten nie miał zamiaru nic z nią robić, zamiast tego
owinął ogon na szyi Premiera, podniósł go w powietrze i zaczął
tłuc go po całym ciele jakby był workiem treningowym. Premier
dostrzegł uśmiech na twarzy Zbawiciela. – Czy to możliwe, że
poznał moją słabość? Jeżeli tak to nie będę miał wyboru...
będę musiał....zamienić się w „to” – pomyślał Premier.
Dominik
miał rację, Dawid zauważył, że rana na jego piersi jak i cała
głowa, zaczynają się rozpadać. – Tak! W końcu wiem jak cie
pokonać – pomyślał Dawid.
Premier
nie mógł już wytrzymać gradu ciosów jaki zaserwował mu
Zbawiciel. Nie miał innego wyboru... ugryzł Dawida w ogon,
odgryzając przy tym spory kawałek. Zbawiciel zawył z bólu. Upadł
na ziemie, puszczając Premiera, który odskoczył do tyłu. Dawid
wściekł się, tak jak nigdy wcześniej. Skierował otwarte dłonie
w stronę Premiera, wystrzeliwując z nich kule ognia z prędkością
karabinu maszynowego. Ogniste pociski nie miały zbyt dużej
celności, ale nadrabiały to wielkością. Dawid musiał włożyć w
nie naprawdę sporo energii, ponieważ kule ognia miały wielkość
samochodu osobowego.
Jeden
z pocisków o mało nie trafił Sin'a
– Gdzie
się patrzysz? – krzyknęła Kasumi. – Twój przeciwnik jest
tutaj!
Sin
cudem tylko uniknął ciosu. Gdyby nie jego nieziemski refleks, w tym
momencie jego głowa była by przebita na wylot sztyletem. Udało mu
się wyprowadzić celne kopnięcie. Kobieta dostała prosto w brzuch
i poleciała w kierunku ściany. Kasumi w powietrzu ustabilizowała
swoją pozycję, wylądowała gładko na ścianie, po czym przebiegła
po niej dwa metry i odbiła się w kierunku Sin'a, trzymając
sztylety przed sobą, wirowała z ogromną prędkością, troszkę
przypominała świder. Sin przyjął pozycję obronną, zastanawiał
się, czy da radę w porę uskoczyć przed takim atakiem. Nagle jedna
z ognistych kul wystrzelonych przez Zbawiciela trafiła w Kasumi,
która nie mogła uniknąć uderzenia w powietrzu. Kobieta upadła na
podłogę. Sin postanowił wykorzystać okazję, podbiegł do Kasumi,
która z trudem podnosiła się z podłogi, uderzył ją pięścią w
brzuch, po czym uderzył ją ponownie, tym razem w tył szyi. Kobieta
straciła przytomność.
Faust
zauważył, że kule ognia wystrzelone przez Dawida zniszczyły
większość kamer. Zostały tylko dwie, które skierowane były w
stronę Premiera. To była szansa, na którą czekał. Poszedł w
kierunku posłów, którzy teraz, skuleni w rogu pomieszczenia
przyglądali się temu co się dzieje. Stracili już nadzieję na
ucieczkę, więc postanowili przypatrzeć się widowisku.
Faust
przyłożył dłoń do ściany, skupił w niej większość swojej
energii, i spod jego palców wystrzeliły małe czarne kreski
przesuwające się wzdłuż ściany. Każda z tych kresek rozgałęziła
się, przypominając teraz pajęcza sieć. Czarne pasy zsunęły się
na podłogę, każda z setek końcówek doleciała do zgromadzonych
ludzi w rogu pomieszczenia, otwierając pod nimi małe portale. Z
portali zaczęły wysuwać się kościste, żylaste dłonie, które
brutalnie wyrywały kończyny jeszcze żywych ludzi.
Posłowie
zaczęli panikować, starali się uciekać, lecz nie było ucieczki
przed magią Fausta. Po kilku sekundach na podłodze leżało
czterysta pięćdziesiąt zakrwawionych korpusów z głowami,
chwilkę później nawet korpusy zostały wciągnięte w portale.
Cały rytuał nie trwał dłużej, niż piętnaście sekund. Po
posłach została tylko krwawa plama na podłodze.
Drużyna
Sin'a usłyszała mały wybuch, dochodzący z zewnątrz, lecz nie
przejęli się tym, mieli ważniejsze sprawy na głowie.
Sin
zostawił nieprzytomną Kasumi i ruszył pomóc Dawidowi.
Zbawiciel
zauważył, że żadna z kul ognia, które wystrzelił w Premiera,
nie dosięgła swego celu. Dominik był bardzo szybki, bez
najmniejszych problemów uniknął każdej z nich. Premier zbliżał
się do leżącego Zbawiciela, lecz w ostatnim momencie, między nich
wkroczył Sin.
– Witaj
stary przyjacielu – powiedział Sin. – Przyszedłem po twoją
duszę.
Sin
podczas walki z Kasumi, miał chwilę czasu na przyglądnięcie się
jego stylowi walki. Zauważył, że nie potrafi walczyć w dystansie,
i to mu wystarczyło. Nie czekając na odpowiedź, sięgnął do ud i
wyciągnął z kabur dwa srebrne rewolwery. Zaczął strzelać w
stronę Premiera, który nie zdążył nawet wykonać jednego kroku.
Z każdą sekundą jego ciało coraz bardziej przypominało sito.
Krew premiera starała się regenerować jego ciało, lecz Sin nie
wstrzymywał ostrzału. Kawałki ciała Dominika opadały jeden po
drugim na podłogę. Po trzydziestu sekundach ostrzału z magicznej
broni Sin'a, z Dominika została tylko krwawa zupa.
– Udało
ci się! – powiedział uradowany Dawid.
– Możesz
się poruszać? – zapytał Sin.
– Tak
mogę, ale o co chodzi? Czy to nie koniec naszej misji? – zapytał
Dawid.
– Przegrałem
zakład. – Powiedział smutnym głosem. –Przypatrz się dobrze
temu co z niego zostało. Nie widzisz tego? – zapytał zdziwiony
Sin. – To jest dopiero początek. Zabierz Fausta oraz tą kobietę,
z którą walczyłem i czekaj na rozwój wydarzeń. – rozkazał
Sin.
Pozostałości
Premiera zaczęły bulgotać, nagle utworzyła się z nich kula,
która zaczęła szybko rosnąć. Gdy sięgnęła sufitu, Sin
usłyszał kolejny wybuch, o wiele potężniejszy od poprzedniego.
Kula nie mieściła się już w pomieszczeniu. Budynek zaczął się
rozpadać.
Dziesięć
minut wcześniej. Główna siedziba agencji ochrony rządu.
– Generale
Nowak, dostaliśmy wiadomość, że siedziba rządu została
zaatakowana przez nieznanych sprawców!
– Daj
to na główny monitor! – powiedział rozkazującym tonem Generał
Nowak. – Nie mógł uwierzyć w to co zobaczył. – Demony...
Demony zaatakowały nasz rząd?! – Udawał przed swoimi ludźmi, że
ten obraz wcale go nie zaszokował. Prawda była inna. Generał,
który przeżył Drugą Wojnę Światową, miał pełne gacie na
widok wroga, którego spodziewał się zobaczyć dopiero w piekle.
Chwycił za słuchawkę i kazał połączyć się z Psycholem. W
słuchawce odezwał się zaspany głos – Czego?...
– Tu
Generał Nowak. Masz dwie minuty na przygotowanie swojego oddziału.
Za trzy minuty odlatujecie. – Rozkazał Generał.
– Aż
tak źle? – zapytał głos, który wydawał się być całkowicie
gotowy do walki.
– Nie..
Jest o wiele gorzej...
– Te
słowa zszokowały Psychola. Jego oddział był najbardziej elitarną
jednostką Polski i wysyłali ich tylko na misję, z którą nie
potrafił poradzić sobie nikt inny.
Elitarna
grupa o nazwie Cross składała się z pięciu członków, którzy
wykazali się umiejętnościami znacznie przewyższającymi zwykłych
żołnierzy. W jej skład wchodził: Burmistrz – spec od materiałów
wybuchowych, Bruce – mistrz walki w zwarciu i broni białej, Oczko
– Snajper i zarazem jedyna kobieta w oddziale. Potrafiła ze
zwykłego pistoletu trafić w cel wielkości ziarnka grochu z
odległości półtorej kilometra. Wyrocznia – Posiadał
fotograficzną pamięć oraz bardzo wysoki iloraz inteligencji,
pozostawał w ukryciu przez większość misji i koordynował
oddziałem za pomocą komunikacji bezprzewodowej. Psychol – Dowódca
oddziału, jeden z najszybszych strzelców na świecie. Na wojnie
czuł się jak u siebie w domu. Nieoficjalnie mówi się, że zamiast
grzechotek, ojciec dawał mu w kołysce do zabawy karabin maszynowy,
a zasypiał przy dźwiękach eksplozji. Z miejsc, do których został
wysłany ten człowiek nie było co zbierać. Zawsze wykonywał
powierzone mu zadanie, jeszcze nigdy nie zawiódł.
Po
dwóch minutach oddział Cross był w pełni gotowy. Na lądowisku
czekał już na nich helikopter i Generał Nowak.
– Jaki
jest cel misji? – zapytał Psychol.
– Zniszczyć
wroga, i jeżeli będzie to możliwe, uratować posłów i Premiera –
odpowiedział Generał.
– Co
z ewentualnymi ofiarami w ludziach?
– Tym
się nie martwcie, na wojnie nie da się uniknąć rozlewu krwi
niewinnych. – Odpowiedział Generał Novak.
– Tak
jest Panie Generale – mówiąc te słowa Psychol uśmiechnął się.
Uwielbiał misję, w których mógł się całkowicie skupić na
wyeliminowaniu przeciwnika, nie przejmując się stratami w ludziach.
Po pięciu minutach, helikopter z oddziałem Cross, zawisł nad budynkiem rządu. Psychol przyglądał się grupce ciekawskich ludzi, która chwilę wcześniej oglądała całe wydarzenie w telewizji, a po wyłączeniu sygnału, zdecydowała się zobaczyć prawdę na własne oczy. Policja starała się odgrodzić teren, lecz ludzi było zbyt wielu.
Po pięciu minutach, helikopter z oddziałem Cross, zawisł nad budynkiem rządu. Psychol przyglądał się grupce ciekawskich ludzi, która chwilę wcześniej oglądała całe wydarzenie w telewizji, a po wyłączeniu sygnału, zdecydowała się zobaczyć prawdę na własne oczy. Policja starała się odgrodzić teren, lecz ludzi było zbyt wielu.
Psychol
razem z Brucem i Burmistrzem wyskoczyli z helikoptera. Podbiegli do
największego skupiska ludzi i Psychol oddał serię ostrzegawczą z
karabinu.
Przestraszeni
ludzie zaczęli uciekać we wszystkich kierunkach. Jednak paru
śmiałków zostało na miejscu razem z policją.
– Ludzie
oraz panowie z policji, to jest niebezpieczne miejsce, radzę wam
uciekać jak najdalej. – Powiedział Psychol.
Zdziwieni
policjanci przyglądali się trzem żołnierzom.
– No
już! WYPIERDALAĆ! – Krzyknął Bruce.
Tym
razem podziałało, policjanci wsiedli do radiowozów i odjechali,
jednak nie była to zasługa Bruce'a, dostali rozkaz odwrotu od
komendanta. Paru ludzi zostało ma miejscu, widocznie prawda o świece
była dla nich ważniejsza niż ich własne życie.
– Tu
Wyrocznia. Razem z Oczkiem zajęliśmy pozycję na pobliskim budynku.
Najłatwiej będzie wam się dostać przez wschodnie wejście,
ruszajcie.
Burmistrz,
Psychol i Bruce po trzydziestu sekundach byli już przy wschodnim
wejściu. Z wnętrza budynku dochodziły ich dziwne dźwięki:
krzyki, przeklinania oraz ciche błagania.
Burmistrz
przyłożył dłoń do drzwi i poczuł coś dziwnego, jakby napięcie
elektryczne. Psychol i Bruce zabezpieczali tyły podczas gdy
Burmistrz starał się otworzyć drzwi.
– Tych
drzwi nie da się otworzyć – powiedział Burmistrz.
– Ja
się tym zajmie – odpowiedział Bruce – po czym wziął rozbieg i
wbiegł w drzwi próbując je wyważyć. Wtedy stało się coś,
czego nikt z oddziału Cross się nie spodziewał, Bruce w momencie
zetknięcia się z drzwiami, odleciał cztery metry do tyłu.
– Wyrocznia
– powiedział Psychol do mikrofonu wbudowanego w kombinezon. –
Drzwi chroni jakieś pole siłowe. Nie możemy się przedostać.
– Tu
wyrocznia – Burmistrz, dostajesz pozwolenie na użycie materiałów
wybuchowych, ale nie przesadź tym razem...
Burmistrz
przyczepił do bramy wejściowej pół kilo c4 – po tym co stało
się z Brucem spodziewał się, że potrzebna będzie większa ilość,
lecz nie chciał ryzykować.
Oddział
oddalił się na bezpieczną odległość, zabierając ze sobą
Bruce'a, który powoli dochodził do siebie.
Eksplozja
nie zrobiła wrażenia na drzwiach, które stały nietknięte.
– Jeszcze
raz, lecz tym razem daj wszystko co masz – rozkazał Psychol.
Burmistrz
wykonał ten rozkaz z oporem, ponieważ „wszystko co masz”
oznaczało dosłownie wszystko. A miał tego sporo. Burmistrz
podbiegł do drzewa, przy którym zostawił swoją torbę z
materiałami wybuchowymi i wyciągnął z niej dziesięć kilogramów
C4. Ta ilość spokojnie wystarczyła do zrównania połowy budynku z
ziemią. Przyczepił całe swoje zapasy C4 do drzwi. Odbiegł na
odległość kilometra i schował się za budynkiem z resztą
oddziału.
– Psychol
– powiedział Burmistrz trzymając zapalnik w dłoni. – Jesteś
pewny?
– Wróg
ma zostać zniszczony. Tylko to się liczy. – odpowiedział
Psychol.
Burmistrz
nacisnął zapalnik. Rozległ się dźwięk ogromnej eksplozji. Tak
potężnej, że we wszystkich okolicznych budynkach pękły szyby.
Gdy
opadł kurz, Psychol wyszedł zza budynku i zobaczył, że budynek
stoi nietknięty. Nie mógł uwierzyć własnym oczom.
Gdy
cały oddział zbliżał się powoli do budynku, usłyszeli
przeraźliwy krzyk demona. Nagle budynek zaczął się walić, a ich
oczom ukazał się potwór o jakim nie śnili nawet w najgorszych
koszmarach.
Sala
obrad zawaliła się, a wraz z nią zniszczona została ostatnia z
kamer nagrywających całe zdarzenie. Specjalista Sin'a nie zawiódł.
W Każdym telewizorze w Polsce, wyświetlana była transmisja z Obrad
Sejmu. Wiele osób uznało to za żart telewizyjny, reszta nie
uwierzyła, że potwory i demony istnieją naprawdę. Sporo osób z
Warszawy wyszło z domów i ruszyło w stronę ulicy Wiejskiej, na
której znajdował się kompleks budynków Sejmu Rzeczypospolitej
Polskiej. Chcieli zobaczyć na własne oczy, czy to co zobaczyli w
telewizji było prawdą.
Psychol
i reszta oddziału przyglądała się uskrzydlonemu demonowi, który
porwał trójkę ludzi, pewnie z zamiarem pożarcia.
– Oddział!
Przygotować się! – Krzyknął Psychol.
Demon
zawisł w powietrzu, tuż nad ludźmi w szarych kombinezonach, którzy
skierowali w jego stronę broń.
– Nie
strzelać! – Krzyknął potwór. – Spójrzcie w stronę
zawalonego budynku. Widzicie? To jest nasz prawdziwy wróg!
– Skąd
mamy wiedzieć, że to nie jest wasz kolega i razem z nim nie
zabijecie nas wszystkich? – zapytał Psychol.
– Gdybym
chciał was zabić, to bym z wami nie rozmawiał, w tym momencie już
bylibyście martwi – powiedział Dawid.
Gdy
spojrzeli w stronę budynku, zobaczyli coś, przy czym Dawid wyglądał
jak zwykły wróbelek.
– No
cóż... Ma rację – stwierdził Bruce.
– To
mi wystarczy – odpowiedział po chwili zastanowienia Psychol –
Oddział Cross! Zmiana planów. Pomożemy naszemu nowemu
przyjacielowi.
Dawidowi
spadł kamień z serca, bał się, że oprócz tego czym stał się
Premier, będzie musiał jeszcze walczyć z ludźmi.
Zbawiciel
wylądował, po czym postawił Sin'a i Fausta na ziemi. Kasumi, którą
przewiesił sobie przez ramię, powoli odzyskiwała przytomność.
Dawid delikatnie postawił ją na ziemię. Kasumi otworzyła oczy i
zobaczyła przed sobą przystojnego młodzieńca o czerwonym kolorze
skóry, instynktownie kopnęła go w twarz i uciekła w stronę
pobliskich budynków.
–A
to suka! – wycedził przez zaciśnięte zęby Dawid, trzymając się
za obolałą twarz.
Sin!
– powiedział Faust – Jesteś mi potrzebny.
– Tak,
domyśliłem się – odpowiedział Sin. – Rób co musisz.
Faust
podciągnął rękaw, prawą dłoń wbił w ciało Sin'a, wyciągając
z niego jedną z dusz, w lewej dłoni Fausta pojawił się mały
portal, do którego wsadził przeklętą duszę.
– Potrzebuje
dwie minuty na dokończenie rytuału. – powiedział Faust – wy
musicie zająć się Behemotem.
– Jakbyśmy
mieli jakikolwiek wybór – skomentował Sin.
Czarna
kula, którą stał się Dominik, zaczęła się poruszać. Z dwóch
stron zaczęły jej wyrastać ogromne macki zakończone kolcami,
wyglądały niczym buławy. Kula nieco się spłaszczyła, na jej
przedniej części pojawiła się paszcza, która wypełniona była
tysiącami ostrych zębisk, a nad paszczą otworzyły się wielkie
czerwone ślepia. Behemot poruszał się na tysiącu mniejszych
macek, wyrastających z dolnej części jego ciała.
Bestia
otworzyła paszczę i wydała z siebie głośny dźwięk, sam jej
głos powodował małe trzęsienie ziemi.
– Zapłacicie
mi za to. Wszyscy!
Psychol
upadł na ziemię trzymając się za obolałe uszy.
– Co
to kurwa jest?! – powiedział skulony Psychol.
– To,
mój nowy przyjacielu, jest wasz Premier, a przynajmniej jego
prawdziwa forma – odpowiedział mu Sin.
– Da
się to zabić? Macie jakiś plan? – zapytał Psychol.
– Oczywiście,
że da się to zabić, problem polega na tym, że nie wiem jak. –
Sin udzielił najszczerszej odpowiedzi na jaką go było stać.
– Jeżeli
da się to zabić, to mi to wystarczy. Powiedz co mamy robić –
powiedział odrobinę spokojniejszy Psychol.
– Słuchajcie
uważnie. Zadaniem żołnierzy będzie odwrócenie jego uwagi.
Szczerze mówiąc, będziecie mięsem armatnim. Dawid, ty staraj się
z odległości wypalić oczy bestii. A ja muszę coś sprawdzić.
Sin
nie czekał na żadną odpowiedź. Pobiegł w kierunku Behemota z
mieczami w obu dłoniach. Psychol nacisnął spust broni, wysyłając
w stronę bestii serię zabójczych pocisków, które jednak nie
zrobiły na niej wrażenia. Bruce i Burmistrz pobiegli w kierunku
potwora, chowając się za każdym drzewem, czy nierównością
terenu. Modlili się by bestia ich nie dostrzegła.
Sin
w tym czasie rzucił się w stronę jednej z macek potwora, cudem
unikając zmiażdżenia. Szybkim ruchem skrócił mackę o cztery
metry i uciekł w bezpieczne miejsce. Bestia wydała z siebie
potworny ryk bólu. Sin odczekał moment, przyglądając się
odciętej macce. Tak jak myślałem – pomyślał Sin – w tej
formie nie może się regenerować!
– Dawid!
– krzyknął Sin – Zaczynaj!
Dawid
skupił się na bestii, i rozpoczął ostrzał, tysiące ognistych
kul leciało w stronę potwora z ogromną prędkością, lecz potwór,
przy użyciu swoich macek, odbił każdą z nich, zamieniając w pył
parę pobliskich samochodów.
Potwór
poruszając się na mackach, ruszył w stronę Dawida, nie
interesowali go żołnierze, w tym momencie to mały demon był dla
niego największym zagrożeniem, zresztą, musiał mu się odpłacić
za to, co miało miejsce wewnątrz budynku. Nagle bestia zatrzymała
się, wielkie czerwone ślepia zwróciły się w stronę pobliskiego
drzewa. Mały czarny człowieczek, otoczony przez czerwoną aurę,
spojrzał na potwora takim wzrokiem, jakby już był martwy. Behemot
wyczuł ogromną moc tej istoty, otworzył paszczę, chciał go
pochłonąć. Faust zobaczył ogromne zębiska, nie dalej niż dwa
metry od swojej twarzy. Wtem, za Faustem otworzył się ogromny
czerwony portal. Krwawa dłoń wielkości ciężarówki, stworzona z
gnijących ludzkich ciał, uderzyła w potwora, który wydał z
siebie ryk bólu. Behemot cofnął się. Z portalu wydobywały się
jęki potępionych, krzyki setek umęczonych dusz. Kolejna krwawa
dłoń wysunęła się z portalu, zaraz za nią pojawiła się
ogromna istota. Większa nawet od samego Dominika.
Krwawy
golem był wysokości dziesięciu pięter. Całe jego ciało
stworzone było z ciał poległych ludzi, oraz posłów, z których
paru jeszcze żyło, wewnątrz w tej abominacji. Błagali o litość,
błagali o skrócenie ich cierpień, jednak to było na nic. Oczodoły
golema wypełnione były setkami ludzkich oczu, w paszczy, zamiast
zębów, znajdowały się spróchniałe kości. Zamiast palców,
miało połączone ludzkie tułowia, wielka kupa mięsa, śmierdzącą
zgnilizną oraz śmiercią...
– Abrakadabra,
skurwysynu – powiedział pełen dumy Faust na widok swojego
największego dzieła.
Behemot
na widok Golema wydał z siebie dziwny pisk i zaczął tłuc mackami
na oślep.
Burmistrz
widząc otwartą paszcze potwora, zerwał z siebie pas granatów,
prawie udało mu się go odbezpieczyć, lecz został zmiażdżony
przez jedną z macek. Widząc co stało się z jego przyjacielem
Bruce wpadł w furie.
– Zabije
cię za to!
Behemot
skupił się na golemie, dzięki temu Bruce bez żadnych problemów
przebiegł między mackami i wbiegł pod potwora. Skierował karabin
w górę i zaczął strzelać. Behemot ruszył w stronę golema,
nawet nie zauważył jak przebiega bo Bruce'ie, zmieniając jego
ciało w krwawą miazgę.
Sin
pobiegł w stronę Dawida, który stał w miejscu, nie mogąc
uwierzyć własnym oczom. Wcześniej myślał, że Faust potrafi
najwyżej postawić portal, lub kontrolować kogoś za pomocą
swojego umysłu. Lecz to... Tego się nigdy po nim nie spodziewał.
Dawid podziwiał go, szanował, a nawet odrobinę się go bał
– Niezłe
co? – Powiedział Sin. Lecz nie doczekał się odpowiedzi, Dawid
zaniemówił.
Krwawy
golem Fausta, ruszył ociężałym krokiem w kierunku potwora.
Behemot starał się zniszczyć jego rozpadające się ciało
potężnymi uderzeniami macek, lecz golem nic sobie z tego nie robił,
nie czuł bólu. Golem potężną dłonią złapał za jedną z macek
lecącą w jego kierunku, owinął ją wokół przedramienia i
przyciągnął bestie do siebie. Behemot starał się wbić w ziemię
resztą swoich macek, lecz golem był zbyt potężny. Olbrzym
nadepnął prawą stopą na łeb bestii, i wyrwał jedną mackę z
jego ciała, z rany potwora wylało się morze cuchnącej, zielonej
mazi. Golem złapał obiema dłońmi Behemota, po czym podniósł go
w powietrze. Potwór otworzył paszczę najeżoną setką ostrych jak
brzytwa zębów i wgryzł się w ciało golema, odgryzając jego
głowę. Krwawy golem nie wydał z siebie żadnego dźwięku, głowa
wcale nie była mu do niczego potrzebna, ponieważ to Faust ruchami
własnego ciała, kierował olbrzymem. Faust wykorzystał całą siłę
golema, by uderzyć Behemotem o ziemię, raz po razie bestia wbijała
się w podłoże, wydając z siebie potworne wycie.
Nagle
przed Sin'em pojawiła się Kasumi.
– Nasza
walka jeszcze się nie skończyła. Okazałeś mi brak szacunku, za
co teraz zapłacisz własnym życiem – powiedziała do Sin'a. Po
czym zaatakowała go z ogromną furią. Chociaż wiedziała, że to
jest samobójstwo, jej honor nie pozwolił jej uciec.
Sin
nie chciał z nią teraz walczyć, lecz ona nie dała mu wyboru.
Kasumi rzuciła jednym sztyletem w tors Sin'a i prześlizgnęła się
między jego nogami wbijając mu drugi sztylet pod łopatkę. Sin
zawył z bólu, obrócił się na pięcie i uderzył Kasumi w twarz
rękojeścią miecza, po czym udało mu się wyprowadzić celne
kopnięcie w łydkę kobiety. Kasumi upadła na ziemię, to już był
jej koniec, niczego nie żałowała. Widząc ostrze miecza zbliżające
się do jej twarzy, zamknęła oczy. Nagle poczuła coś ciepłego na
twarzy, jakby krople wiosennego deszczu. Powoli otworzyła oczy, i
zobaczyła czerwoną, gęstą krew, ściekającą z końcówki miecza
na jej twarz. Czerwony demon, który wyniósł ją z budynku, trzymał
ostrze miecza w żelaznym uścisku, to była krew z jego rozciętej
dłoni.
Czując,
że Sin przestał napierać na ostrze, zwolnił uścisk.
– Mam
nadzieję, że wiesz co robisz. – Powiedział Sin, chowając miecz
do pochwy.
– Też
mam taką nadzieję. – Powiedział cichym, wręcz smutnym głosem
Dawid.
– Dlaczego?
– zapytała Kasumi.
– Mam
swoje powody – odrzekł Dawid – po czym odwrócił się do niej
plecami i poleciał w stronę potwora.
Kasumi
chciała wstać, lecz ból w nodze uniemożliwiał jej to. Nie
zostało jej nic innego jak siedzieć w miejscu i oglądać
widowisko.
Po
tym co stało się z jego towarzyszami, Psychol wycofał się ze
swojej pozycji i pobiegł w stronę Oczka i Wyroczni.
Bestia
uwolniła się z potwornego uścisku golema i zaczęła uciekać,
jednak rany zadane jej przez golema były zbyt poważne, nie była w
stanie uciec. Krwawy golem Fausta podszedł do potwora, nadepnął na
niego i chwycił za dwie macki z lewej strony. W tym momencie Sin
zajął się prawą stroną. Dawid wylądował na czubku potwora,
zeskoczył w stronę otwartej paszczy i wystrzelił trzy ogniste kule
prosto w prawe oko bestii. Behemot wydał z siebie demoniczny krzyk,
Sin musiał zasłonić uszy, nie mógł tego wytrzymać. Zbawiciel
odwrócił się w stronę Sin'a, gdy nagle potwór trafił go macką
w plecy łamiąc obydwa jego skrzydła. Siła uderzenia była tak
potworna, że nieprzytomny Dawid przeleciał siedemdziesiąt metrów,
wbijając się w ziemię, niedaleko miejsca gdzie leżała Kasumi.
Golem
zaparł się nogami o bestie i wyrwał dwie macki z jej ciała, po
czym zabrał się za kolejną. Potwór skierował otwartą paszczę w
stronę golema, i wystrzelił z niej promień ognia. Ogromny golem
odleciał na dwadzieścia metrów, lądując na domu pełnym ludzi –
w powietrzu rozchodził się zapach smażonego boczku.
Na
polu walki został tylko Sin, który bał się ,że może nie dać
rady. Macki waliły w miejsca, w których ułamek sekundy wcześniej
stał Sin, Szybkimi ruchami omijał uderzenia, i kiedy tylko się
dało skracał macki o parę metrów. Stwór otworzył paszczę i
skierował ją w stronę swojego wroga.
Sin
zauważył pas granatów przy zmiażdżonych zwłokach, podniósł
go, odbezpieczył i rzucił prosto w paszczę Behemota. Siła
wybuchu wstrząsnęła całym potworem. To była okazja dla Sin'a,
który wbiegł na niego i pozbawił go ostatniego widzącego oka
rozcinając je ostrzem miecza.
Potwór
wpadł w szał, zaczął machać trzema ocalałymi mackami we
wszystkie strony. Co chwila otwierał paszczę i strzelał ognistym
promieniem. Sin uciekł w stronę Kasumi, przy której leżał
poturbowany Dawid.
Krwawy
golem wstał z budynku i ruszył w stronę Behemota, już miał
zająć się pozostałymi mackami, gdy nagle potwór wystrzelił
prosto w niego ognisty promień dziesięciokrotnie potężniejszy od
poprzedniego. Z golema zostały same dymiące się stopy.
Kasumi
klęczała przy Dawidzie, który odzyskał przytomność, lecz nie
był już w stanie walczyć.
– No
to teraz jesteśmy w dupie – powiedział z trudem Dawid.
– Niekoniecznie
– odpowiedział mu Sin. – Jesteś w stanie rzucić jeszcze jedną
ognistą kulę? – zapytał.
– Tak,
nie wiem skąd czerpię energie do wytwarzania ognia, ale na pewno
nie ma na to wpływu moja sprawność fizyczna – odpowiedział
Dawid.
– Stwórz
największą kule ognia jaką potrafisz i wyceluj w sam środek
potwora. Nie przerywaj, obojętnie co by się nie działo. Zaufaj mi,
mam plan. – powiedział Sin, chociaż sam wątpił w to, że mu się
uda.
Dawid
leżąc, wyciągnął obydwie dłonie przed siebie i skupił się na
swoim celu. Kumulował energię dłużej niż kiedykolwiek, po czym
wystrzelił potężną ognisty pocisk w stronę potwora. Nagle Sin
wskoczył przed ognistą kulę, która wybuchła w zetknięciu z jego
stopami. Siła wybuchu wyrzuciła Sin'a z niewyobrażalną prędkością
w stronę Behemota. Sin wyciągnął dłonie w których trzymał
miecze przed siebie i zaczął wirować. Na ten widok Kasumi zaśmiała
się.
Sin
wbił się między oczy potwora szatkując jego mózg na tysiące
małych kawałków, po czym wyleciał drugą stroną i wbił się w
ziemię łamiąc przy tym lewą rękę. Wstał z trudem i pełen
obaw, odwrócił się w stronę Behemota. Potwór wydał z siebie
okropny dźwięk podobny do ludzkiego płaczu. Dominik umierał. Sin
podszedł do umierającej bestii, która teraz zaczęła się
kurczyć, by po chwili przybrać postać Dominika. Sin kucnął przy
nim i chciał mu coś powiedzieć, lecz było za późno, Dominik
Arsen był martwy. Nie pozostało mu nic innego jak wchłonąć jego
duszę.
Ten
widok bardzo spodobał się Dawidowi. Wyglądało to jakby Sin
wchłaniał słońce.
Psychol
stał obok Oczka i słuchał rozkazów od Generała Nowaka.
– Pan
chyba żartuje?! Przecież oni uratowali nas wszystkich –
powiedział oburzony Psychol.
– To
są rozkazy z góry. Nie możemy z tym nic zrobić. Wsparcie już
jest w drodze. – odpowiedział Generał.
Sin podszedł do Kasumi i Dawida, do których dołączył już Faust.
Sin podszedł do Kasumi i Dawida, do których dołączył już Faust.
– Udało
nam się – powiedział Sin z ulgą w głosie. – Wiesz czym był
ten potwór, prawda Faust?
– Tak,
wiem. Mistyczna księga naprawdę istnieje, i będzie moja! –
powiedział Faust.
– O
czym mówicie? – zapytał Dawid.
Nie
zdążył usłyszeć odpowiedzi. Sin usłyszał huk wystrzału z
karabinu snajperskiego i zobaczył jak Dawid z dziurą w głowie
upada na ziemię. Kasumi wydała z siebie rozpaczliwy krzyk.
Nieprzenikniona
ciemność, Dawid czuł na plecach dotyk zimnej ściany. Chciał się
poruszyć lecz nie był w stanie. Jego dłonie oraz nogi, spętane
były łańcuchem, który brzęczał dźwięcznie przy każdym ruchu
Dawida.
– Co
się stało? – Dawid spytał się na głos, lecz nie oczekiwał
odpowiedzi.
– Przegrałeś...
– Odpowiedział mu głos podobny, wręcz identyczny do jego
własnego głosu.
– Strażnik?!
Jakim cudem?
– Co
jakim cudem? Nie mów mi, że nie pamiętasz naszej umowy. Nie staraj
się teraz głupio wykręcić, nic to nie da. Twoje ciało... Jest
moje!
Nagle
Zbawiciel wstał. Jego ciało otoczone było ognistą aurą. Ziemia
topiła się pod jego stopami . W jego oczach nie było widać
źrenic, były całe czarne.
– Faust!
Otocz nas swoją najpotężniejszą barierą– rozkazał Sin. – To
Strażnik!
– Faust
użył ostatnich sił do rzucenia tego czaru, otoczył magiczną
bańką siebie, Sin'a i Kasumi.
Strażnik
w ciele Zbawiciela spojrzał na Sin'a i resztę tej wesołej
gromadki. Podszedł wolnym krokiem w ich kierunku. Położył dłoń
na magicznej barierze, która cały czas była wzmacniana przez
Fausta. Bariera zaczęła się załamywać. Faust był na skraju
wyczerpania fizycznego i psychicznego, krew trysnęła mu z nosa,
niczym woda z wodospadu Niagara, pod którym Strażnik miał zostać
zniszczony.
Strażnik
zdjął dłoń z bariery, ponieważ usłyszał dźwięk nadlatujących
helikopterów, co go całkowicie zafascynowało. Z lądujących
helikopterów wyskakiwali żołnierze, było ich ponad dwustu.
Wszyscy zaczęli strzelać do płonącego Zbawiciela, lecz kule
topiły się zanim dotarły do jego ciała. Zbawiciel wydał z siebie
potworny ryk. Aura, która otoczyła jego ciało wybuchła. Ten widok przypominał wybuch supernowy, wszystko czego dotknął
zamieniało się w popiół.
Psychol
widział, że nie da rady przed tym uciec, to był jego koniec.
Podszedł do Oczka, objął ją i pocałował. Kochał się w niej
już od wielu lat, lecz bał się do tego przyznać. Teraz już
wiedział, że powinien był jej wyznać miłość o wiele wcześniej.
W najgorszym wypadku zrobiłby z siebie głupka, a w najlepszym...
mógł z nią żyć długo i szczęśliwie. Psychol i Oczko w
miłosnym uścisku zamienili się w popiół.
Andrzej
który obserwował wszystko ze swojego okna, rzucił się w stronę
żony, która siedziała na podłodze przytulona do dzieci i wtulił
się w nich. Pięć sekund później spotkał ich taki sam los jak
Psychola i Oczko. Taki sam los spotkał wszystkich w promieniu dwustu
kilometrów od epicentrum. Wszystkich oprócz jednego
szesnastoletniego chłopca, który przyglądał się całemu
widowisku. Wszystko zostało zrównane z ziemią, pozostała tylko
płonąca ziemia, która zamieniła się w magmę. Warszawa przestała
istnieć. Od tego momentu to miejsce nazywane było "Wrotami
piekieł".
Magiczna
Bańka Fausta ochroniła ich przed płomieniem Dawida. Nie mogli
uwierzyć w to co zobaczyli. Po horyzont widzieli tylko płonącą
ziemię, nic więcej. Wszystko zostało zniszczone.
Strażnik
przeliczył swoje umiejętności. Zużycie tak ogromnej ilości
energii, zwaliło go z nóg. Sin nie zważając na żar panujący na
zewnątrz bariery, wyskoczył z niej, dobiegł do Zbawiciela,
przyłożył palce do jego czoła i zamknął świadomość obydwu w
niezniszczalnej klatce. Jego ciało zaczęło się przegrzewać.
Nanokombinezon był odporny na wysokie temperatury, lecz nie aż tak
wysokie. Sin wziął nieprzytomnego Zbawiciela na ręce i wszedł z
nim do magicznej Bańki.
– Faust,
postaw portal. – Powiedział Sin.
– Dokąd?
– Do
domu...
– Kobieto...–
powiedział Sin – Idziesz z nami czy zostajesz tutaj?
– A
gdzie miałabym pójść? Przecież nie przejdę po lawie... Zresztą
zawdzięczam mu życie, a ja zawsze spłacam swoje długi.
– A
więc postanowione! – odrzekł Sin po czym wkroczyli do portalu
postawionego przez Fausta.
Dobry rozdział , ciekawy motyw z "Andrzejem" i rodziną , wywołał jakieś ciekawe uczucie po jego śmierci co w sumie jest bardzo dobre.
OdpowiedzUsuńSama walka opisana dość chaotycznie ... ciężko zrozumieć co dokładnie sie dzieje.
I oczywiście wielka ciekawość co dokładnie wydarzyło sie w świadomości dawida , powoduje , że chce sie czytać dalej.
No i wielki plus za zaangażowanie w opowieść polityki osobiście lubie takie "klimaty"
A przy okazji "...to rząd powinien obawiać sie ludzi" czyżby v for vendetta ?
Miałem wielką nadzieję, że "Andrzej" właśnie tak zadziała :)
OdpowiedzUsuńNie odniosłem wrażenia, że ta walka jest chaotyczna, pewnie dlatego, że czytałem ten rozdział jakieś 60 razy... Walki Sin'a w pierwszym rozdziale pisało się całkiem fajnie i fajnie się je czytało, jednak opis walk trzech postaci naraz przerósł moje umiejętności.
Czy podobał Ci się fragment z przeszłości Sin'a? Czujesz może,że musisz wiedzieć więcej o tym kim jest "Stary Mędrzec", jak to się stało, że "Szalony naukowiec" przywdział nanokombinezon i stał się "Łowcą Dusz"? Odpowiedź pewnie brzmi "tak", jednak chodzi mi o to, czy ten fragment był na tyle dobrze napisany, że pojawił się niedosyt, czy jednak "przeleciałeś" go bez żadnych głębszych emocji?
Kolejne pytanie: Czy ten fragment "Nie spuszczał z niego wzroku, patrzył, lecz nie widział, jego wzrok spowiła mgła przeszłości. Całkowicie pogrążył się we wspomnieniach." wydaje się taki "na siłę" czy jednak jest całkiem fajny i z przyjemnością zobaczyłbyś więcej takich opisów?
Szczerze mówiąc, nie wiem jak wybrnąć z tego, co napisałem o Dawidzie. We wcześniejszej wersji nie było strażnika, tzn, w pewnym sensie był, jednak to była nienawiść Dawida, która przejęła nad nim kontrolę. Coś wymyśle :D
Guy Fawkes powiedział: "People should not be afraid of their governments. Governments should be afraid of their people." Nie da się tego napisać(powiedzieć) lepiej, a te słowa pasowały idealnie do tego, co chciałem przekazać. Troszkę tam zmieniłem, by to nie był bezczelny plagiat, ale i tak wiadomo o co chodzi.
Raczej , "przeleciałem" bez głębszych emocji , traktując to jako czyste informacje o przeszłości. Mimo wszystko pojawił się niedosyt , a raczej ciekawość o co chodzi z dwunastoma apostołami i starym mędrcem , nie wiem konkretnie o co chodzi dokładnie , aczkolwiek pojawiają sie domysły co jest bardzo dobre ;)
OdpowiedzUsuńFragment o którym wspomniałeś w drugim fragmencie , nie był zły , ale też nic wyjątkowego czyli może być.
A czy cytując słowa wielkich ludzi plagiatujemy ich ? Nie wydaje mi się , a jeśli ten cytat znasz bezpośrednio od Fawkes'a to o ile nie widziałeś polecam obejrzeć film "V for vendetta" być może natchnie Cie do napisania , czegoś ciekawego bo sam film jest niesamowity.
A co do samej walki , póki akcja działa się w budynku - wszystko szło jakoś ogarnąć , kiedy już Dominik zmienił się , i ogółem zrobił sie chaos
Swoją drogą , na tekst "It's morphin time" sam zareagowałem jak Sin , i już myślałem , że Cie wysmieje , dopiero potem cały kontekst nabrał sensu ;)
Jeżeli chodzi o "Starego Mędrca" to wpadłem na ten pomysł pod wpływem twórczości "Anne Rice". Nie mogę napisać nic więcej, bo nie chcę zdradzać szczegółów.
OdpowiedzUsuńStarałem się nie pisać nic w stylu tego małego fragmentu, ponieważ uważałem, że czytanie czegoś takiego jest nudne, jednak zauważyłem, że jeżeli umiejętnie się to wprowadzi, to tekst nabiera głębi.
Cytując słowa np: Mahatmy Gandhiego "Miłość jest czymś najmocniejszym na świecie, a jednak nie można wyobrazić sobie nic bardziej skromnego." pokazuje tym, ile jego słowa znaczą, i jak zwykłe słowa mogą zmienić światopogląd czy nawet całe życie. Jest to swoisty hołd dla autora. Wspominając o plagiacie chodziło mi o stronę prawną wykorzystania czyjegoś znanego zdania, bez wiedzy autora.
Film "V for vendetta" obejrzałem parę razy. Za każdym razem był coraz lepszy i można powiedzieć, że czerpałem z niego inspirację(tak jak z wielu innych filmów)
Rozumiem, że moja mała powieść jest raczej bardzo serio, jednak odrobina humoru (nawet takiego) nikomu nie zaszkodziła :)
To co teraz napiszę jest bardzo ważne! Nie chcę teraz poprawiać tego rozdziału(ani poprzednich) ponieważ dalej jestem zbyt słaby, by napisać to całkowicie poprawnie. Oczywiście czytam z przyjemnością wszystkie Twoje komentarze i zapisuję je, bo mam zamiar napisać wszystko od nowa jak już zakończę całą powieść. Mam nadzieję, że wtedy będę już Prawdziwym pisarzem, który wie co robi... Swoją drogą pasuje tutaj napisać coś takiego: Parafrazując słowa Johnnego Deppa(bo to chyba jego słowa) "Jeżeli kiedykolwiek nazwę się Wielkim pisarzem, podejdź i uderz mnie w twarz"