4. Wrota piekieł.


     Mały żółty domek jednorodzinny położony niedaleko centrum Warszawy, zamieszkany był przez rodzinę z dwójką dzieci. Mężczyzna, głowa rodziny o imieniu Andrzej z zawodu był budowlańcem. Wystarczył jeden rzut oka przez nieznajomego, by wiedział czym się zajmował by wyżywić rodzinę. Wykonywał ten zawód już od ponad dwudziestu lat, jego ciało powoli się poddawało: problemy z kręgosłupem, zniszczone dłonie a nawet łysina na czubku głowy spowodowana przez stres z dotrzymaniem terminów.
Były momenty, w których chciał rzucić to wszystko, lecz gdy tylko spoglądał na swoje dwie małe córeczki i kochającą żonę, odzyskiwał chęć życia, wiedział, że one na niego liczą i nie może ich zawieść.
     Andrzej siedział przed telewizorem razem z żoną Anną, która byłą z zawodu nauczycielką. Chociaż łącznie zarabiali dosyć sporo, to jednak nie starczyło im na spełnienie swoich marzeń. Każdy zarobiony grosz odkładali na przyszłość swoich dzieci, bo nie wiadomo co ten rząd jeszcze wymyśli, by zabrać im ciężko zarobione pieniądze. Gdy Andrzej rozmyślał o swoich marzeniach, myślał o wyjeździe do Egiptu, może nawet zwiedzeniu całego świata, lecz był pewny jednego, najważniejsze z jego marzeń już się spełniło, marzenie o posiadaniu kochającej rodziny.
     W telewizji leciała jakaś telenowela, które z wielkim zamiłowaniem oglądała Anna. Andrzej się tym kompletnie nie interesował, wręcz go to odrzucało, jednak nie mógł odmówić swojej żonie tej odrobiny przyjemności. Stwarzał tylko pozory, by jego żona czuła, że mają jakąś wspólną pasję. Cały ten czas rozmyślał o wydarzeniach na świecie, bardzo go to interesowało. Wierzył, że świat sam z siebie nie jest zły, był pewny, że za wszystkimi złymi wydarzeniami stoi tajna organizacja, która kontroluje świat za pomocą pieniędzy i przywódców marionetek. Całkowicie zdawał sobie sprawę z tego, że wiara w coś takiego jest głupia, lecz wiedział, że ludzie potrafią wierzyć w jeszcze głupsze rzeczy.
     Ostatnio zainteresowała go międzynarodowa akcja „Stop ACTA”. Wcześniej myślał, że ludzie są jak stado owiec i zrobią wszystko co tylko rząd im rozkaże, ale dzięki ogromnemu sprzeciwowi przeciwko ACTA ze strony społeczeństwa, odzyskał wiarę w ludzi. Może w końcu ludzie zrozumieją, że rząd powinien się ich obawiać, a nie oni rządu– pomyślał. Jednak sprawa z ACTA i jego amerykańskimi odpowiednikami SOPA i PIPA zaniepokoiła go. Zdał sobie sprawę, że Władca Marionetek(jak nazywał najpotężniejszego człowieka na ziemi, który stał na czele tej tajemniczej organizacji) powoli traci cierpliwość. Bardzo ciekawił go dalszy rozwój wydarzeń, nie wiedział czego się spodziewać, lecz był pewny, że po tym jak ludzie wyszli na ulicę, protestując przeciwko ograniczeniu ich swobody w tym niby wolnym świecie, nie stanie się nic dobrego.
    – Aniu – Andrzej zwrócił się do swojej żony, która trzymała w dłoniach pilota. – Proszę, przełącz na obrady sejmu. Dzisiaj ma przemawiać nasz ukochany Premier Dominik Arsen, jestem ciekaw co takiego wymyślił.
    – Po co ci to kochanie? – Zapytała Anna obrzucając swojego męża karcącym spojrzeniem – Wiesz jak to na ciebie działa, masz wysokie ciśnienie i jeszcze sam się dobijasz.
Andrzej nic nie odpowiedział, tylko spojrzał na nią błagalnie. Anna całkowicie zdawała sobie sprawę z tego, jaką męczarnią są dla niego jej seriale, więc nie mówiąc już nic więcej, przełączyła program.
    – Zobacz Aniu, czterystu sześćdziesięciu posłów, każdy z nich siedzi na dupie i co jakiś czas przyciska guzik: czy jest za czy przeciw i oni dostają za to ponad dziesięć tysięcy złotych miesięcznie! My musimy ciężko pracować, łącznie zarabiamy 5 tysięcy, ledwo starcza nam czasu na rodzinę a oni dostają kasę za nic nierobienie!. Gdzie tu jest sprawiedliwość? – Powiedział z oburzeniem Andrzej.
    – Takie jest życie – odpowiedziała Anna – przecież nie możemy z tym nic zrobić.
    – Mylisz się Aniu. Ludzie powoli zdają sobie sprawę z tego, że mogą coś zrobić. I nie tylko „coś” ludzie mogą zrobić wszystko! Zapamiętaj te słowa kochanie: Rząd jaki znamy niedługo przestanie istnieć!.
    – Mam nadzieję, że tak się stanie – przytaknęła mu Anna. Chociaż sama w to nie wierzyła, nie chciała niszczyć marzeń swojego męża.
     Zaczęły się Obrady. Na podest wszedł Premier w towarzystwie kobiety o orientalnym typie urody.
   – Zobacz Aniu. Od czterech miesięcy ta kobieta nie odstępuje naszego Premiera na krok. Może ona jest jego kochanką? – zapytał Andrzej uśmiechając się szeroko.
    – Myślę, że gdyby to była tylko jego kobieta, nie pozwolili by jej stać tam razem z nim. Wydaję mi się, że ona jest jego ochroniarzem. Przypatrz się jej. Bacznie obserwuję wszystkich zgromadzonych na sali, przypatruje się dokładnie każdemu człowiekowi, jakby według niej, każdy był wrogiem. Tak, teraz jestem stuprocentowo pewna. Ta kobieta jest jego strażnikiem. – powiedziała Anna.
    – Ona jest zbyt pięk... – gdy spojrzał na twarz swojej żony, ucieszył się, że nie dokończył zdania. – Może masz rację. Tylko czego lub kogo obawia się nasz Premier? – zapytał Andrzej.
    – Nie wiem kochanie, naprawdę nie wiem. – Kobieta westchnęła ciężko.– Zresztą czy to jest nasz problem? – Anna usłyszała krzyki z pokoju dziewczynek. – Mój wolny czas już się skończył. Idę zająć się dziećmi, jakby stało się coś ciekawego to mnie zawołaj. – powiedziała Anna wychodząc z pokoju.
Andrzej poprawił spodnie w kroku i rozsiadł się wygodnie w fotelu. Premier zaczął swoją przemowę.
    – Na początku chciałbym przeprosić wszystkich za mój upór w sprawie podpisania ACTA. Przeprowadziliśmy badania opinii publicznej i wynikało z nich, że ta ustawa podoba się ludziom, dlatego właśnie zdecydowałem się ją podpisać. Dopiero kiedy zobaczyłem, że w każdym większym mieście, ludzie wychodzą na ulice protestując przeciwko ACTA, zdecydowałem się dokładnie przebadać tą sprawę, i okazuje się, że w takim stanie w jakim jest teraz ten dokument, nie mam prawa go podpisać – Premier uśmiechnął się kącikiem ust. Wiedział, że tymi słowami zarobił parę punktów u swoich wyborców. – Dlatego jeszcze raz przepraszam cały naród, za swoje zachowanie, i obiecuję, że...
W tym momencie z twarzą Premiera stało się coś dziwnego. Jego lewe oko zaczęło mrugać a usta wykrzywiły się w dziwnym grymasie.
    – Obiecuję, że.. – starał się kontynuować. – Obiecuję, że... Mój Pan przejmie nad wami całkowitą kontrolę...
    – Ania! Ania! Przyjdź tutaj szybko – krzyczał podekscytowany Andrzej – Nasz premier zwariował!
    – Co się dzieję?! – Spytała zdyszana Anna.
    – Zobacz! – w tym momencie Andrzej podkręcił głośność w telewizorze.
Ludzie zgromadzeni w Sali Obrad, patrzyli na siebie ze zdziwieniem. Premier kontynuował swoją przemowę.
    – Ludzie byli tylko stadem baranów ślepo ufającym swojemu pasterzowi. Nie musieliśmy się nawet starać, by przejąć nad wami kontrolę. Wy, ludzie, macie w sobie potrzebę kierowania wami. Nie możecie normalnie żyć, jeżeli ktoś nie trzyma was za rączkę. Przez wiele, wiele lat, kontrolowaliśmy was za pomocą mediów, ale wraz z rozwojem internetu... – Co się ze mną dzieje?! Dlaczego zdradzam nasze sekrety?! – ... dostaliście dostęp do informacji, o których nie powinniście mięć pojęcia. Dlatego właśnie powstały ACTA, SOPA i PIPA. Chcieliśmy zablokować wam dostęp, do tych informacji, żebyście znowu mogli żyć w błogiej niewiedzy. – Premier odwrócił się w kierunku swojego ochroniarza i powiedział – Kasumi zrób coś z tym!
Kasumi spojrzała w prawą stronę. Stała tam grupka ochroniarzy, których nigdy wcześniej nie widziała – Czy to możliwe, że przeoczyłam tak istotny szczegół? – pomyślała. By nie wzbudzać podejrzeń, wolnym krokiem ruszyła w ich kierunku. Premier (czy tego chciał czy nie) kontynuował swoją opowieść.
Wielu z was zaczęło wierzyć, w tajną organizację rządzącą światem z ukrycia. I wiecie co? Mieliście rację! Przez tysiące lat ta organizacja dawała wam to czego potrzebujecie. Dostaliście od nas Religię, dostaliście od nas Boga, w którego mogliście wierzyć, dostaliście od nas Mesjasza, którego przez swoją głupotę próbowaliście zabić.
    W tym momencie Andrzej wstał z fotela i pełny dumy powiedział do swojej żony – Widzisz kochanie? Przez cały czas miałem rację! Nie wierzyłaś w te moje teorie spiskowe. I kto teraz ma rację? Głupio ci kochanie?? – Dopiero teraz pomyślał, że jeżeli to wszystko jest prawdą, to ludzkość ma duży problem.
Anna nic nie odpowiedziała. Nie wiedziała czy wierzyć w słowa Premiera, który mógł po prostu zwariować, lecz jeśli mówił prawdę? Czy to możliwe, że ludzi da się tak łatwo ogłupić? W tym momencie już niczego nie była pewna.


     Dwa dni wcześniej.
     W jednym z pomieszczeń w pięknym zabytkowym domu, trzech mężczyzn siedziało przy okrągłym stole. Dwóch z nich, w pełnym skupieniu wsłuchanych było w przemowę trzeciego. Najmłodszy z nich – Dawid, wyglądał na góra dwadzieścia pięć lat, na twarzy miał trzydniowy zarost – myślał, że to dodaje mu męskości – a kruczoczarne włosy opadały mu na ramiona. Drugi ze słuchaczy – Olamide, który wolał by mówiono na niego Faust, miał trzydzieści lat, jego piękny biały uśmiech kontrastował z ciemnym kolorem skóry, przez co wydawał się jeszcze bielszy, niestety Faust rzadko się uśmiechał, nie miał ku temu powodów. Ostatni z trzech mężczyzn, wyglądał na czterdzieści lat, lecz jego prawdziwego wieku nie znał nikt. Na jego krótkich blond włosach widać już było ślady siwizny, nie postarzała go ona jednak, lecz dodawała mu charakteru.
     Najstarszy z nich, Sin, przemówił – Nie wiem czy o tym słyszałeś Dawidzie, ale zapewniam cię, że Illuminati istnieją naprawdę. Tajna organizacja, która kontroluje media, medycynę, polityków a nawet rozwój technologii, istnieje. Została ona założona przez człowieka, któremu zawdzięczam obecną formę. To z jego powodu stałem się Sin'em - Łowcą Dusz. I to jego dusza jest moim celem. – Sin wziął głębszy oddech – Lecz żeby tego dokonać muszę być silniejszy, o wiele silniejszy...
     Dawid zdziwił się, Sin był najpotężniejsza istotą jaką znał, nie był w stanie wyobrazić sobie nikogo silniejszego.
    – Kim jest przywódca Illuminati? Co cię z nim łączy? I jak stałeś się Łowcą Dusz? – Dawid nie potrafił ukryć podniecenia jakie ogarnęło go po słowach Sin'a.
    – Za dużo pytań, za mało czasu, Dawidzie. Obiecuję, że dowiesz się wszystkiego w swoim czasie. – po tych słowach, na twarzy Dawida można było dostrzec rozczarowanie.
    – Naszym celem jest Dominik Arsen, premier tego kraju.
    – Co w nim jest takiego wyjątkowego? – Zapytał Dawid.
    Sin tępym wzrokiem przyglądał się obrazowi wiszącemu na ścianie, który przedstawiał wniebowstąpienie Jezusa, wyglądało to jakby twórca tego dzieła był tam i widział wszystko na własne oczy, i tak naprawdę było. Autorem tego obrazu był sam Sin. Nie spuszczał z niego wzroku, patrzył, lecz nie widział, jego wzrok spowiła mgła przeszłości. Całkowicie pogrążył się we wspomnieniach.
 
    W pracowni tajemniczego naukowca panował przyjemny półmrok. Jedynym źródłem światła był ekran monitora, oraz parę czerwonych diod, święcących z wnętrza jednej z maszyn. Wielka maszyna wydawała z siebie piskliwe dźwięki, które były częściowo zagłuszane przez dźwięk stukania w klawisze.
     Człowiek w białym fartuchu siedział zgarbiony przed ekranem komputera, szaleńczo wprowadzając do niego kolejne linijki kodu. Tak bardzo zaabsorbowało go jego najnowsze dzieło, że nie usłyszał dźwięku kroków dochodzących zza jego pleców. Gdy jakiś człowiek położył mu rękę na ramieniu, omal nie krzyknął. Przerażonym wzrokiem obejrzał się za siebie, i dostrzegł znajomą twarz, był to najmądrzejszy z jego jedenastu uczniów: Dominik Arsen.
   – Przepraszam, profesorze, nie chciałem pana przestraszyć.
   – Nic się nie stało, chłopcze. – Profesor spojrzał na zegarek i ze zdziwieniem odkrył, że przesiedział całą noc w pracowni.
   – Nad czym pan tak intensywnie pracuje? – Zapytał Dominik.
    Nauczyciel klasnął w dłonie, pomieszczenie zostało rozświetlone przez wiele małych lamp zwisających z sufitu. Profesor skrzywił się, nie lubił takiego jasnego światła, lecz było ono niezbędne do zaprezentowania jego dzieła. Wskazał prawą dłonią, wielki szklany zbiornik, stojący na metalowym podeście w prawym rogu pomieszczenia. Akurat skończył wpisywać kod, mógł rozpocząć kolejny etap,
    – Spójrz – powiedział, po czym wcisnął czerwony przycisk na klawiaturze komputera.
Pompy podłączone do spodu zbiornika zaczęły wpompowywać w niego różowy płyn, był to syntetyczny płyn owodniowy. Gdy zbiornik wypełnił się płynem w 3/4 pojemności, mechanicznie ramię włożyło do niego coś, co przypominało szary kombinezon.
    – To, mój drogi, jest przyszłość! Egzoszkielet... Wróć. Nanokombinezon, umożliwiający przezwyciężenie ludzkich słabości! Specjalny splot włókna węglowego pokrytego Victorium czyni go niewiarygodnie odpornym na wszelki rodzaj obrażeń. Nanorurki węglowe reagujące ponad tysiąc razy szybciej niż prawdziwe mięśnie, zagwarantują szybkość i siłę znacznie przekraczające możliwości stu mężczyzn.
Dominik był zafascynowany najnowszym projektem swojego nauczyciela. Wpatrywał się w reakcję zachodzącą w zbiorniku.
    – Przy poruszaniu się z ogromną prędkością, nagłe wyhamowanie będzie oznaczało pewną śmierć, przeciążenie będzie niewyobrażalnie wysokie. Jak pan sobie z tym poradził?
    – Dobra uwaga. – Powiedział profesor, po czym wcisnął czarny przycisk na klawiaturze. – Odpowiedź jest prosta: nanoboty trzeciej generacji! Po założeniu kombinezonu, do organizmu wtłaczane są nanoboty, które wzmocnią każdą tkankę w ciele do tego stopnia, że przeciążenie równe 400g będzie odczuwalne jak zwykłe kichnięcie! Lecz to nie wszystko! One wzmocnią już i tak potwornie silne mięśnie.
    – Wszystko to brzmi aż zbyt pięknie, by było prawdziwe, lecz coś mi tu nie pasuje, skoro nanoboty scalają kombinezon z użytkownikiem, to oznacza, że nie będzie go można ściągnąć?
    – Niestety, masz rację, jeszcze pracuje nad tym problemem.
    – Mam jeszcze jedno pytanie: jakiego rodzaju zasilania pan użył?
    – Cruciari anima – odpowiedział profesor prawie szeptem. Dominik nie pytał o nic więcej. Wykorzystanie „tego” było tematem tabu, nawet w ich ośrodku.
     Po chwili niezręczniej ciszy, Dominik w końcu się odezwał – Na nas już czas, profesorze. Wszyscy na pana czekają.
    – A więc chodźmy – odrzekł.
Podczas ich wolnego marszu korytarzem, Dominik zadał pytanie, które męczyło go od pięciu lat, czyli od dnia, w którym pierwszy raz zobaczył profesora.
    – Zastanawia mnie, dlaczego pan nosi maskę? Nikt z nas nigdy nie widział pańskiej twarzy.
Profesor przystanął na chwilkę, spojrzał na Dominika, jakby ten wspomniał o czymś, co jest bardziej niebezpieczne od wykorzystania przeklętej duszy do zasilania nanokombinezonu.
Wiesz aż nazbyt dobrze czym się tu zajmujemy. Ta maska, – mówiąc te słowa przyłożył do niej prawą dłoń. – To moje zabezpieczenie. Gdyby nie ona... nie mógłbym spojrzeć na własną twarz. Gdy zakładam tą maskę, staje się szalonym naukowcem, gotowym poświęcić wszystko dla nauki. Kiedy jednak wracam do domu, do swojej żony i synka, gdy ściągam tą maskę, na powrót staję się kochającym rodzicem, który jest w stanie spojrzeć w oczy swojej własnej rodzinie.
     Dominik wiedział doskonale co miał na myśli jego nauczyciel. To wszystko co miało miejsce za zamkniętymi bramami tego ośrodka, było czymś co nie dawało mu zasnąć. Dopiero po przyjęciu ogromnej ilości środków nasennych, zasypiał w spokoju. Nie śniły mu się żadne sny, i tak było nawet lepiej. Z zadumy wyrwał go głos jego nauczyciela, który oznajmił, że są już na miejscu.
Profesor stanął przy białej ścianie, która na pierwszy rzut oka nie różniła się zupełnie niczym od reszty korytarza, jednak gdy przyłożył do niej dłoń, ściana nie wydając żadnego dźwięku, otworzyła się do wewnątrz. Dominik i profesor weszli w otwór powstały w ścianie i ruszyli schodami w dół, wprost do małego pomieszczenia, w którym, przy okrągłym stole, siedziało dziesięciu mężczyzn. Grobowa cisza jaka tam panowała była porównywalna tylko do dźwięku jaki słyszy człowiek wydający ostatnie tchnienie.
    – Spokojnie, to tylko my. – Powiedział profesor, czym uspokoił wszystkich mężczyzn znajdujących się w pokoju.
     Profesor i Dominik zajęli dwa ostatnie wolne miejsca przy stole. Jedenastu mężczyzn wpatrywało się w twarz profesora, ukrytą za maską teatralną, która nie wyrażała żadnych emocji. Nauczyciel przyglądał się chwilę swoim wiernym uczniom. Wszyscy byli bardzo młodzi, najstarszy z nich był w wieku jego syna. Targały nim wątpliwości, czy na pewno chce ich w to mieszać? Nie miał czasu na pogrążanie się w myślach. Przemówił cichym, lecz pewnym siebie głosem – Dwa dni... Za dwa dni wszystko się rozstrzygnie. Jesteście jeszcze młodzi, lecz nigdy w życiu nie spotkałem odważniejszych ludzi od was, jestem dumny, że mogę nazywać się waszym nauczycielem oraz... przyjacielem.
Mężczyźni wydali z siebie cichy okrzyk, na znak, że czują dokładnie to samo. Tylko jeden z nich był jakiś niespokojny, czym wzbudził mały niepokój profesora.
    – Magnus, czy coś jest nie tak?
    – Mam wątpliwości... – odpowiedział po chwili uczeń. – Co jeżeli Stary Mędrzec wcale nie jest taki zły?
    – Nie jest taki zły?! – Krzyknął profesor nie ukrywając gniewu. – Chłopcze, co ty, za przeproszeniem, pierdolisz? Na twoje szczęście, twój iloraz inteligencji był na tyle wysoki, by nie przerobili cię na karmę dla zwierząt. Wyobraź sobie taką sytuację: poznałeś kobietę, z którą chcesz spędzić resztę życia. Staracie się o dziecko, gdy ono się już urodziło, ty i twoja żona, dowiadujecie się, że jego iloraz inteligencji jest za mały jak na normy naszego społeczeństwa, i wiesz co wtedy robi Stary Mędrzec? Wiesz? To dziecko zostaje zniszczone! Więc nie pierdol mi tu, że Stary Mędrzec nie jest zły., bo jeżeli on nie jest zły, to ja już nie wiem kto może być. A wiesz w ogóle po co to wszystko? To jest zwykły eksperyment, który trwa od pojawienia się pierwszej żywej istoty. On chce się dowiedzieć jak powstał, czy dzięki zwykłej ewolucji, czy może jest czymś w rodzaju eksperymentu naukowego, to wszystko.
Słowa profesora wstrząsnęły Magnusem, lecz jego wątpliwości nie zniknęły. Po chwili powiedział z wahaniem – Czy jesteśmy w stanie go zabić?
Profesor już się troszkę uspokoił i powiedział – Wybacz, Magnusie, naprawdę nie chciałem tak zareagować... Odpowiedź na twoje pytanie brzmi „Nie ma rzeczy niemożliwych, są tylko takie, których nie jesteśmy w stanie wykonać na chwilę obecną”. Za dwa dni wszystko będzie gotowe i mam nadzieję, że wy też będziecie. Nasze posiedzenie dobiegło końca, przygotujcie się.
 
    – Sin! Sin! Odpowiesz mi wreszcie? – Powiedział podniesionym głosem Dawid.
Sin ocknął się, jakby dopiero wybudził się z nieprzyjemnego snu. Rozejrzał się po pokoju i zrozumiał, że znowu odpłynął.
    – Wybaczcie, już mówię.
Sin zwlekał chwilę z odpowiedzią. Dominik był ważną częścią jego przeszłości.
    – Dominik jest... – Sin zrobił krótką przerwę by wziąć głębszy oddech – Jednym z dwunastu apostołów. Apostołowie byli zespołem naukowców pod przywództwem Starego Mędrca, w ich skład wchodzili najwybitniejsi i najinteligentniejsi ludzie mojego świata... Linus, który przyjął imię Linh hồn điện, Magnus – człowiek, który stoi na czele illuminati, Dominik, oraz paru innych, w tym i ja... Sin spuścił wzrok, nie lubił mówić o swojej przeszłości, dlatego że przywracało to jego wspomnienia o wszystkich grzechach które popełnił, stąd też wziął się jego przydomek, „Sin” w starym języku jego świata oznaczało „Grzech”.
    – Nie mówmy już o tym – powiedział Faust widząc jak trudne było to dla Sin'a. – Opowiedz nam o swoim planie.
Sin spojrzał na Fausta wzrokiem, który wyrażał tylko jedno, to była wdzięczność.
    – Chcę otworzyć oczy ludzkości. Chcę pokazać im prawdziwy świat, w którym żyją. Nie robię tego dla nich. Może to źle zabrzmi, ale ludzie mało mnie interesują. Chcę, żeby ludzie zaczęli się buntować przeciwko Illuminati. Dzięki temu nie będą mogli się skupić na nas. Dzięki mocy Fausta, z ust Premiera ludzkość usłyszy prawdę i zaufaj mi Dawidzie, nie spodoba im się to co usłyszą.
    – Ale skoro illuminati kontrolują Medią, to wyłączą transmisje z obrad i nikt się nie dowie prawdy. – Zauważył Dawid.
    – Och zaufaj mi chłopcze. Mam pewnego przyjaciela, który na to nie pozwoli. Co więcej, on sprawi, że w każdym domu, w którym będzie włączony telewizor, wyświetli się transmisja z Obrad Sejmu. Cała Polska to zobaczy, a dzięki internetowi; cały świat.
Niestety – kontynuował Sin – by zaklęcie zadziałało, Faust musi być nie dalej niż dwadzieścia pięć metrów od Premiera. Nie wiem jak to zrobimy... Wymyślę coś jak już będziemy na miejscu.
     Sin wstał z krzesła, spojrzał na brudne okno, przez które z ogromnym trudem przebijały się promienie zachodzącego słońca. – Przypatrz się temu widokowi – powiedział do Dawida. – Istnieje duże prawdopodobieństwo, że nie przeżyjemy, jeżeli jednak, na co mam wielką nadzieję, uda nam się zwyciężyć, będziemy ścigani, będziemy musieli się ukrywać niczym szczury, jednak taka jest cena, którą przyjdzie nam zapłacić. Dziś zakończył się twój trening. Już nie jesteśmy nauczycielem i uczniem. Teraz jesteśmy tacy sami. Tylko nie myśl, że w tym momencie jesteś niezwyciężony i nie będziesz musiał się doskonalić. Jeżeli pomyślałeś tak choćby przez chwilę... to już jesteś martwy. Ach i jeszcze jedno Dawidzie – kontynuował Sin – uznaj to za ostatnią lekcję: Każdy kto stanie na twojej drodze, nie ważne czy to będzie potwór, zwykły człowiek, czy nawet... ja. Każdy kto spróbuje ci przeszkodzić jest twoim wrogiem, a każdy wróg ma zostać... zgładzony.
Tymi pięknymi słowami Sin zakończył swoją przygodę z byciem nauczycielem. Teraz stali się braćmi.
 
     Sala Obrad. Premier zdradzał wszystkie sekrety, gdy jego strażnik: kobieta o imieniu Kasumi, ruszyła w stronę podejrzanej grupki ochroniarzy.
Zaczyna się – powiedział jeden z ochroniarzy – Ja zajmę się tą kobietą, ty i Faust weźmiecie na siebie premiera. Pamiętaj Dawidzie, każdy kto stanie na twojej drodze ma zostać zniszczony!
    Kasumi wiedziała już, że grupa ludzi znajdująca się przy drzwiach stoi za dziwnym zachowaniem premiera, a jej zadanie polegało na likwidacji takich ludzi.
    – Koniec zabawy! – powiedział Sin do swoich towarzyszy. – Czas rozpętać piekło!
     Sin zrzucił z siebie mundur ochroniarza i jego całe ciało pokryła ciemnozielona zbroja. Na jego plecach, były dwa czarne ostrza zawieszone na krzyż, a do pasów przy jego udach, przyczepione były kabury ze srebrnymi rewolwerami.
Dawid stanął w rozkroku, udał, że wyciąga coś zza pleców, wyciągnął dłonie przed siebie i krzyknął – ”It's morphin time!”– Jego ciało pokryła czarna zbroja z czerwonymi pasami, z jego pleców wyrosły ogromne czarne skrzydła pokryte piórami, a z dolnej części kręgosłupa wyrósł mu ogon. W formie Zbawiciela jego skóra przybierała czerwony kolor.
Sin spojrzał na Dawida wzorkiem, który zdawał się pytać: serio?... – chociaż nigdy by się do tego nie przyznał, to jednak bardzo rozśmieszyło go zachowanie Dawida.
Faust ucieszył się, że mógł w końcu przestać kontrolować Dominika. Faust był potężnym nekromantą, lecz nie był taki jak Sin czy Dawid, nie miał w sobie potężnej duszy. Był zwykłym człowiekiem, a kontrolowanie tak potężnej istoty jak jeden z apostołów, prawie całkowicie wyczerpało jego siły. Faust zrzucił z siebie mundur ochroniarza, założył kaptur na głowę i powiedział – Wybaczcie, że nie zrobię tego tak efektownie jak wy, jedyne co mogę zrobić to powiedzieć: Ta da! – Dawid roześmiał się, a Sin pomyślał – To cudowne, że w takiej chwili jak ta potrafimy się śmiać.

     Na Sali obrad zapanowała panika, Sin i Faust jakoś nie zrobili na nikim wrażenia, ale pojawienie się Zbawiciela w całej okazałości, przyprawiło paru posłów o zawał, zresztą nie było się czemu dziwić, w tej formie Dawid wyglądał jak demon. Posłowie, którzy nie zemdleli na widok Zbawiciela, zaczęli uciekać w stronę drzwi, nie interesowało ich nic, oprócz ratowania własnego życia. Pechowcy, którzy potknęli się na schodach, zostali dosłownie zmiażdżeni pod butami przebiegających po nich ludzi.
    – Zobacz Sin – powiedział Faust z obrzydzeniem – to są ludzie, dla których ryzykujesz życie! Pierdolone bydło, które zasługuje tylko na śmierć!
    – A więc zabij ich, mój przyjacielu – odpowiedział mu Sin – Według mnie masz rację. Oni nie zasługują na życie, i to wcale nie dla nich się narażam. Pamiętaj, że na tym świecie są też dobrzy ludzie, którzy zasługują na ratunek. Zresztą kim my jesteśmy, żeby ich oceniać? Każdy....
Sin nie był w stanie dokończyć zdania, w ostatniej sekundzie dostrzegł sztylet nadlatujący w jego stronę. Zdążył zasłonić się mieczem i odbił sztylet w stronę, z której został rzucony.
Kasumi chwyciła sztylet w locie, zdziwiła się, że przeciwnik dał radę uniknąć jej ataku z taką łatwością, jednak gdy się nad tym zastanowiła, doszła do wniosku, że byle kto nie atakuje członka rządu na oczach tylu ludzi. Zrozumiała, że nie może pozwolić sobie nawet na najmniejszy błąd. Zrzuciła z siebie krępujący jej ruchy mundur. Dawid aż zaniemówił, przyglądał się pięknej kobiecie, ubranej w coś, co przypominało czerwony kostium pływacki, w którym ledwo mieściły się jej idealnie zaokrąglone piersi.
    – C? – Zapytał Dawid całkiem nieświadomie.
    – C. – Odpowiedział mu Sin z uśmiechem, po czym dodał – zajmij się Dominikiem. Ona jest moja.
Dawid wydał z siebie ciche westchnienie, ale cóż miał zrobić... Rozpostarł skrzydła i poleciał w stronę Arsen'a.
    Faust widząc co się dzieje zwyczajnie uciekł. Miał plan jak wykorzystać posłów, w taki sposób, żeby pierwszy raz w życiu przysłużyli się ludzkości(a przynajmniej jemu). Sin chciał, żeby ludzie zobaczyli, jakie zło istnieje na tym świecie, ale pewnie nie chciał, żebyśmy to my byli tym złem – pomyślał Faust. Spojrzał na kamery porozstawiane przy ścianach pomieszczenia, zastanawiał się jak załatwić posłów w taki sposób, żeby wyglądało to na robotę kogoś innego. Zdecydował się poczekać na rozwój wydarzeń.
     Postarali się o to, by nikt nie mógł opuścić tego budynku. Faust stworzył potężną barierę naokoło budynku i tylko on, lub istota potężniejsza od niego mogła ją zniszczyć.
     Zbawiciel zawisł w powietrzu, spojrzał na Sin'a, który skupił się całkowicie na walce z piękną kobietą, później spojrzał na Fausta, który przykucnął za fotelem i z dziką satysfakcją przyglądał się panikującym ludziom. „Każdy kto stanie na twojej drodze, musi zostać zniszczony” Te słowa brzęczały mu w głowie niczym głupia piosenka, której nikt nie lubi, ale każdy zna jej słowa. Skupił wzrok na Premierze, który kierował się w stronę tłumu, licząc na to, że później wytłumaczy się chwilową niepoczytalnością. Dawid nie mógł mu na to pozwolić, zresztą ich głównym celem, była jego dusza.
     Zbawiciel poleciał w stronę premiera, wylądował tuż przed nim. Chwilę stali w bezruchu, przyglądając się sobie. W tym momencie Dominik zdał sobie sprawę, że już po wszystkim, już nie będzie mógł rządzić tym krajem, jedyne co mu teraz pozostało, to przeżyć za wszelką cenę. Dawid zadał mu cios w tors, tak potężny, że premier odleciał w tył, Dawid dogonił go w locie, i pikując nogami skierowanymi w dół, wbił mu stopy w twarz miażdżąc ją o podłogę wyłożoną marmurem. Z głowy Dominika została krwawa miazga.
     Sin stał cały czas w tym samym miejscu, obracając miecz w dłoni, nucił pod nosem motyw z filmu „Szczęki”, nie spoglądał nawet na Kasumi, która szła w jego kierunku. Kobieta poczuła coś, czego nigdy wcześniej nie czuła do żadnego mężczyzny: poczuła ogarniającą ją nienawiść, ten człowiek okazał jej całkowity brak szacunku. Rzuciła się w jego kierunku z furią wypełniającą każdą, nawet najmniejszą część jej ciała. Sin widząc to, schował miecz do pochwy zawieszonej na jego plecach, pochylił się w jej kierunku i wykonał gest zapraszający ją do tańca. Kasumi podbiegła do niego, celując w punkt witalny jakim było jabłko Adama. Sin uchylił się, końcówka sztyletu omal nie wbija się z zabójczą precyzją w jego gardło. Następny cios skierowany był w jego skroń. Tym razem Sin złapał Kasumi za nadgarstek prawie go miażdżąc, kobieta wydała z siebie cichy jęk i upadła na jedno kolano. Gdy klęczała przed nim, Sin pochylił się i spojrzał prosto w jej piwne oczy. Nie zobaczył w nich strachu ani zrezygnowania, przepełniał je spokój i żądza zwycięstwa. Sin puścił jej dłoń, kobieta natychmiast odskoczyła, sięgnęła do pasa i rzuciła dwie małe kulki prosto w jego twarz. Sin nie uznał tego za zagrożenie, nie starał się ich uniknąć. Kulki w zetknięciu z jego głową wybuchły, potężna eksplozja zatrzęsła budynkiem.
     Kasumi z wielkim skupieniem przyglądała się obłokowi dymu, jaki pojawił się w miejscu jej przeciwnika. Gdy dym się przerzedził, zobaczyła zarys postaci. Człowiek ten szedł w jej kierunku. Gdy jego twarz przestał spowijać obłok dymu, ze zgroza zobaczyła, że lewa połowa jego twarzy jest całkowicie rozerwana. Rozszarpana skóra zwisała z jego twarzy, policzek zniknął, całkowicie odsłaniając gołe zęby i pół czaszki. Nagle pozostałe tkanki jego twarzy zaczęły się poruszać niczym larwy much. Zaczęły się rozrastać, najpierw pojawiły się naczynka krwionośne, następnie mięśnie, ścięgna, skóra a na końcu całość pokryła się zielonym materiałem.
    – Bakemono! – Powiedziała podniesionym głosem kobieta.
    – Potwór? Może masz rację, może... Lecz ty też nie jesteś zupełnie normalna, zwykły człowiek ugiął by się pod samym moim spojrzeniem. – W jego głosie można było wyczuć rozbawienie.
     Kasumi zdecydowała się postawić wszystko na jedna kartę. Doskoczyła do wroga, który stał całkiem blisko, udała że celuje sztyletem prosto w jego serce. Sin szybko zasłonił się dłonią. – Dał się nabrać! – pomyślała Kasumi, po czym lewą ręką wyciągnęła zza pleców drugi sztylet i wbiła go w Fu – tru – punkt na zewnętrznej stronie uda Sin'a, powodując natychmiastowy paraliż nogi.
    – Zakochałem się... – powiedział do niej Sin, czym wybił ją całkowicie z rytmu – ...w twoich umiejętnościach.
Ułamek sekundy jaki zyskał po tych słowach, wystarczył do zadania ciosu. Uderzył ją otwartą dłonią w policzek, pokazując jej tym, że nie jest dla niego wartościowym przeciwnikiem. Nigdy wcześniej nikt jej tak nie poniżył, nigdy...
     Zbawiciel stał chwilę, przyglądając się bezgłowym zwłokom Premiera, spodziewał się, że zobaczy jak dusza ulatuje z jego ciała, by dołączyć do pozostałych w ciele Sin'a. Nieoczekiwanie ciało Dominika wstało, skóra z jego głowy zwisała mu przy obojczyku, a pozostałości czaszki i mózgu leżały rozgniecione na podłodze. Krew z jego tętnic szyjnych wypełniła przestrzeń, którą wcześniej zajmowała głowa, Dawid widział, jak z tej krwi tworzą się nowe tkanki, które po kilku sekundach zamieniły się w kompletną twarz. Zbawiciel nie czekał na jego ruch, przyłożył mu prawą dłoń do piersi, skoncentrował się, i ognistą kulą wypalił mu dziurę na wylot, nie robiąc na nim najmniejszego wrażenia. Dominik chwycił zbawiciela za włosy lewą ręką, a prawą uderzył go w twarz ciosem podbródkowym. Cios był tak silny, że Dawid na ułamek sekundy stracił przytomność. Machnął skrzydłami wyrywając się z uścisku, tracąc przy tym jedynie pukiel włosów. Gdy wisiał w powietrzu, zobaczył, że dziura w klatce piersiowej jego wroga, zrosła się tak samo jak głowa.
Dasz radę! Walczyłeś z Sin'em nie jeden raz, wiesz jak zadawać i unikać ciosów! DASZ RADĘ! – wmawiał sam sobie Dawid.
Dawid w powietrzu złożył skrzydła wzdłuż tułowia, spadł na ziemię na równe nogi, marmur pod jego stopami pękł od ciężaru jego ciała.
    – Zabawmy się – powiedział Dawid, nie spuszczając wzroku ze swojego wroga.
Dominik nie czekał na zaproszenie, wolnym krokiem ruszył w kierunku Zbawiciela, który przyjął gardę. Premier wyprowadził prawy sierpowy następnie lewy podbródkowy. Żaden z ciosów nie trafił Dawida, który skutecznie balansował ciałem. Zasypywał Dawida gradem ciosów, celując w górne partie ciała, lecz on był dla niego za szybki. Spodziewał się, że przy takim wzroście jego przeciwnik będzie bardzo silny, lecz nigdy nie spodziewał się po nim takiej szybkości. Dawid przeprowadził kontratak, celnie trafiając go pięścią w twarz, usłyszał ciche pęknięcie czaszki, lecz wiedział, że ona i tak się zrośnie. Podczas chwili gdy pogrążył się w myślach, spuścił gardę. Dominik uderzył go kolanem w brzuch. Dawid zachwiał się. Czym był ten cios? – pomyślał Dawid – przecież moja zbroja powinna całkowicie zamortyzować jego siłę.
     Dawid nie przejął się tym, że jego wnętrzności przerobione zostały na krwawą miazgę. Jego misją było pokonanie swojego wroga, i zamierzał ją wykonać. Wyprostował się, udał zamach prawą ręką, przeciwnik przechylił się na lewą stronę, patrząc na lewą dłoń Dawida, lecz ten nie miał zamiaru nic z nią robić, zamiast tego owinął ogon na szyi Premiera, podniósł go w powietrze i zaczął tłuc go po całym ciele jakby był workiem treningowym. Premier dostrzegł uśmiech na twarzy Zbawiciela. – Czy to możliwe, że poznał moją słabość? Jeżeli tak to nie będę miał wyboru... będę musiał....zamienić się w „to” – pomyślał Premier.
Dominik miał rację, Dawid zauważył, że rana na jego piersi jak i cała głowa, zaczynają się rozpadać. – Tak! W końcu wiem jak cie pokonać – pomyślał Dawid.
     Premier nie mógł już wytrzymać gradu ciosów jaki zaserwował mu Zbawiciel. Nie miał innego wyboru... ugryzł Dawida w ogon, odgryzając przy tym spory kawałek. Zbawiciel zawył z bólu. Upadł na ziemie, puszczając Premiera, który odskoczył do tyłu. Dawid wściekł się, tak jak nigdy wcześniej. Skierował otwarte dłonie w stronę Premiera, wystrzeliwując z nich kule ognia z prędkością karabinu maszynowego. Ogniste pociski nie miały zbyt dużej celności, ale nadrabiały to wielkością. Dawid musiał włożyć w nie naprawdę sporo energii, ponieważ kule ognia miały wielkość samochodu osobowego.
Jeden z pocisków o mało nie trafił Sin'a
    – Gdzie się patrzysz? – krzyknęła Kasumi. – Twój przeciwnik jest tutaj!
Sin cudem tylko uniknął ciosu. Gdyby nie jego nieziemski refleks, w tym momencie jego głowa była by przebita na wylot sztyletem. Udało mu się wyprowadzić celne kopnięcie. Kobieta dostała prosto w brzuch i poleciała w kierunku ściany. Kasumi w powietrzu ustabilizowała swoją pozycję, wylądowała gładko na ścianie, po czym przebiegła po niej dwa metry i odbiła się w kierunku Sin'a, trzymając sztylety przed sobą, wirowała z ogromną prędkością, troszkę przypominała świder. Sin przyjął pozycję obronną, zastanawiał się, czy da radę w porę uskoczyć przed takim atakiem. Nagle jedna z ognistych kul wystrzelonych przez Zbawiciela trafiła w Kasumi, która nie mogła uniknąć uderzenia w powietrzu. Kobieta upadła na podłogę. Sin postanowił wykorzystać okazję, podbiegł do Kasumi, która z trudem podnosiła się z podłogi, uderzył ją pięścią w brzuch, po czym uderzył ją ponownie, tym razem w tył szyi. Kobieta straciła przytomność.
     Faust zauważył, że kule ognia wystrzelone przez Dawida zniszczyły większość kamer. Zostały tylko dwie, które skierowane były w stronę Premiera. To była szansa, na którą czekał. Poszedł w kierunku posłów, którzy teraz, skuleni w rogu pomieszczenia przyglądali się temu co się dzieje. Stracili już nadzieję na ucieczkę, więc postanowili przypatrzeć się widowisku.
     Faust przyłożył dłoń do ściany, skupił w niej większość swojej energii, i spod jego palców wystrzeliły małe czarne kreski przesuwające się wzdłuż ściany. Każda z tych kresek rozgałęziła się, przypominając teraz pajęcza sieć. Czarne pasy zsunęły się na podłogę, każda z setek końcówek doleciała do zgromadzonych ludzi w rogu pomieszczenia, otwierając pod nimi małe portale. Z portali zaczęły wysuwać się kościste, żylaste dłonie, które brutalnie wyrywały kończyny jeszcze żywych ludzi.
Posłowie zaczęli panikować, starali się uciekać, lecz nie było ucieczki przed magią Fausta. Po kilku sekundach na podłodze leżało czterysta pięćdziesiąt zakrwawionych korpusów z głowami, chwilkę później nawet korpusy zostały wciągnięte w portale. Cały rytuał nie trwał dłużej, niż piętnaście sekund. Po posłach została tylko krwawa plama na podłodze.
     Drużyna Sin'a usłyszała mały wybuch, dochodzący z zewnątrz, lecz nie przejęli się tym, mieli ważniejsze sprawy na głowie.
     Sin zostawił nieprzytomną Kasumi i ruszył pomóc Dawidowi.
     Zbawiciel zauważył, że żadna z kul ognia, które wystrzelił w Premiera, nie dosięgła swego celu. Dominik był bardzo szybki, bez najmniejszych problemów uniknął każdej z nich. Premier zbliżał się do leżącego Zbawiciela, lecz w ostatnim momencie, między nich wkroczył Sin.
    – Witaj stary przyjacielu – powiedział Sin. – Przyszedłem po twoją duszę.
Sin podczas walki z Kasumi, miał chwilę czasu na przyglądnięcie się jego stylowi walki. Zauważył, że nie potrafi walczyć w dystansie, i to mu wystarczyło. Nie czekając na odpowiedź, sięgnął do ud i wyciągnął z kabur dwa srebrne rewolwery. Zaczął strzelać w stronę Premiera, który nie zdążył nawet wykonać jednego kroku. Z każdą sekundą jego ciało coraz bardziej przypominało sito. Krew premiera starała się regenerować jego ciało, lecz Sin nie wstrzymywał ostrzału. Kawałki ciała Dominika opadały jeden po drugim na podłogę. Po trzydziestu sekundach ostrzału z magicznej broni Sin'a, z Dominika została tylko krwawa zupa.
    – Udało ci się! – powiedział uradowany Dawid.
    – Możesz się poruszać? – zapytał Sin.
    – Tak mogę, ale o co chodzi? Czy to nie koniec naszej misji? – zapytał Dawid.
    – Przegrałem zakład. – Powiedział smutnym głosem. –Przypatrz się dobrze temu co z niego zostało. Nie widzisz tego? – zapytał zdziwiony Sin. – To jest dopiero początek. Zabierz Fausta oraz tą kobietę, z którą walczyłem i czekaj na rozwój wydarzeń. – rozkazał Sin.
     Pozostałości Premiera zaczęły bulgotać, nagle utworzyła się z nich kula, która zaczęła szybko rosnąć. Gdy sięgnęła sufitu, Sin usłyszał kolejny wybuch, o wiele potężniejszy od poprzedniego. Kula nie mieściła się już w pomieszczeniu. Budynek zaczął się rozpadać.
 
    Dziesięć minut wcześniej. Główna siedziba agencji ochrony rządu.
    – Generale Nowak, dostaliśmy wiadomość, że siedziba rządu została zaatakowana przez nieznanych sprawców!
    – Daj to na główny monitor! – powiedział rozkazującym tonem Generał Nowak. – Nie mógł uwierzyć w to co zobaczył. – Demony... Demony zaatakowały nasz rząd?! – Udawał przed swoimi ludźmi, że ten obraz wcale go nie zaszokował. Prawda była inna. Generał, który przeżył Drugą Wojnę Światową, miał pełne gacie na widok wroga, którego spodziewał się zobaczyć dopiero w piekle. Chwycił za słuchawkę i kazał połączyć się z Psycholem. W słuchawce odezwał się zaspany głos – Czego?...
    – Tu Generał Nowak. Masz dwie minuty na przygotowanie swojego oddziału. Za trzy minuty odlatujecie. – Rozkazał Generał.
    – Aż tak źle? – zapytał głos, który wydawał się być całkowicie gotowy do walki.
    – Nie.. Jest o wiele gorzej...
    – Te słowa zszokowały Psychola. Jego oddział był najbardziej elitarną jednostką Polski i wysyłali ich tylko na misję, z którą nie potrafił poradzić sobie nikt inny.
     Elitarna grupa o nazwie Cross składała się z pięciu członków, którzy wykazali się umiejętnościami znacznie przewyższającymi zwykłych żołnierzy. W jej skład wchodził: Burmistrz – spec od materiałów wybuchowych, Bruce – mistrz walki w zwarciu i broni białej, Oczko – Snajper i zarazem jedyna kobieta w oddziale. Potrafiła ze zwykłego pistoletu trafić w cel wielkości ziarnka grochu z odległości półtorej kilometra. Wyrocznia – Posiadał fotograficzną pamięć oraz bardzo wysoki iloraz inteligencji, pozostawał w ukryciu przez większość misji i koordynował oddziałem za pomocą komunikacji bezprzewodowej. Psychol – Dowódca oddziału, jeden z najszybszych strzelców na świecie. Na wojnie czuł się jak u siebie w domu. Nieoficjalnie mówi się, że zamiast grzechotek, ojciec dawał mu w kołysce do zabawy karabin maszynowy, a zasypiał przy dźwiękach eksplozji. Z miejsc, do których został wysłany ten człowiek nie było co zbierać. Zawsze wykonywał powierzone mu zadanie, jeszcze nigdy nie zawiódł.
Po dwóch minutach oddział Cross był w pełni gotowy. Na lądowisku czekał już na nich helikopter i Generał Nowak.
    – Jaki jest cel misji? – zapytał Psychol.
    – Zniszczyć wroga, i jeżeli będzie to możliwe, uratować posłów i Premiera – odpowiedział Generał.
    – Co z ewentualnymi ofiarami w ludziach?
    – Tym się nie martwcie, na wojnie nie da się uniknąć rozlewu krwi niewinnych. – Odpowiedział Generał Novak.
    – Tak jest Panie Generale – mówiąc te słowa Psychol uśmiechnął się. Uwielbiał misję, w których mógł się całkowicie skupić na wyeliminowaniu przeciwnika, nie przejmując się stratami w ludziach.
 
       Po pięciu minutach, helikopter z oddziałem Cross, zawisł nad budynkiem rządu. Psychol przyglądał się grupce ciekawskich ludzi, która chwilę wcześniej oglądała całe wydarzenie w telewizji, a po wyłączeniu sygnału, zdecydowała się zobaczyć prawdę na własne oczy. Policja starała się odgrodzić teren, lecz ludzi było zbyt wielu.
     Psychol razem z Brucem i Burmistrzem wyskoczyli z helikoptera. Podbiegli do największego skupiska ludzi i Psychol oddał serię ostrzegawczą z karabinu.
Przestraszeni ludzie zaczęli uciekać we wszystkich kierunkach. Jednak paru śmiałków zostało na miejscu razem z policją.
    – Ludzie oraz panowie z policji, to jest niebezpieczne miejsce, radzę wam uciekać jak najdalej. – Powiedział Psychol.
Zdziwieni policjanci przyglądali się trzem żołnierzom.
    – No już! WYPIERDALAĆ! – Krzyknął Bruce.
Tym razem podziałało, policjanci wsiedli do radiowozów i odjechali, jednak nie była to zasługa Bruce'a, dostali rozkaz odwrotu od komendanta. Paru ludzi zostało ma miejscu, widocznie prawda o świece była dla nich ważniejsza niż ich własne życie.
    – Tu Wyrocznia. Razem z Oczkiem zajęliśmy pozycję na pobliskim budynku. Najłatwiej będzie wam się dostać przez wschodnie wejście, ruszajcie.
     Burmistrz, Psychol i Bruce po trzydziestu sekundach byli już przy wschodnim wejściu. Z wnętrza budynku dochodziły ich dziwne dźwięki: krzyki, przeklinania oraz ciche błagania.
Burmistrz przyłożył dłoń do drzwi i poczuł coś dziwnego, jakby napięcie elektryczne. Psychol i Bruce zabezpieczali tyły podczas gdy Burmistrz starał się otworzyć drzwi.
    – Tych drzwi nie da się otworzyć – powiedział Burmistrz.
    – Ja się tym zajmie – odpowiedział Bruce – po czym wziął rozbieg i wbiegł w drzwi próbując je wyważyć. Wtedy stało się coś, czego nikt z oddziału Cross się nie spodziewał, Bruce w momencie zetknięcia się z drzwiami, odleciał cztery metry do tyłu.
    – Wyrocznia – powiedział Psychol do mikrofonu wbudowanego w kombinezon. – Drzwi chroni jakieś pole siłowe. Nie możemy się przedostać.
    – Tu wyrocznia – Burmistrz, dostajesz pozwolenie na użycie materiałów wybuchowych, ale nie przesadź tym razem...
Burmistrz przyczepił do bramy wejściowej pół kilo c4 – po tym co stało się z Brucem spodziewał się, że potrzebna będzie większa ilość, lecz nie chciał ryzykować.
Oddział oddalił się na bezpieczną odległość, zabierając ze sobą Bruce'a, który powoli dochodził do siebie.
Eksplozja nie zrobiła wrażenia na drzwiach, które stały nietknięte.
    – Jeszcze raz, lecz tym razem daj wszystko co masz – rozkazał Psychol.
Burmistrz wykonał ten rozkaz z oporem, ponieważ „wszystko co masz” oznaczało dosłownie wszystko. A miał tego sporo. Burmistrz podbiegł do drzewa, przy którym zostawił swoją torbę z materiałami wybuchowymi i wyciągnął z niej dziesięć kilogramów C4. Ta ilość spokojnie wystarczyła do zrównania połowy budynku z ziemią. Przyczepił całe swoje zapasy C4 do drzwi. Odbiegł na odległość kilometra i schował się za budynkiem z resztą oddziału.
    – Psychol – powiedział Burmistrz trzymając zapalnik w dłoni. – Jesteś pewny?
    – Wróg ma zostać zniszczony. Tylko to się liczy. – odpowiedział Psychol.
Burmistrz nacisnął zapalnik. Rozległ się dźwięk ogromnej eksplozji. Tak potężnej, że we wszystkich okolicznych budynkach pękły szyby.
Gdy opadł kurz, Psychol wyszedł zza budynku i zobaczył, że budynek stoi nietknięty. Nie mógł uwierzyć własnym oczom.
Gdy cały oddział zbliżał się powoli do budynku, usłyszeli przeraźliwy krzyk demona. Nagle budynek zaczął się walić, a ich oczom ukazał się potwór o jakim nie śnili nawet w najgorszych koszmarach.

    Sala obrad zawaliła się, a wraz z nią zniszczona została ostatnia z kamer nagrywających całe zdarzenie. Specjalista Sin'a nie zawiódł. W Każdym telewizorze w Polsce, wyświetlana była transmisja z Obrad Sejmu. Wiele osób uznało to za żart telewizyjny, reszta nie uwierzyła, że potwory i demony istnieją naprawdę. Sporo osób z Warszawy wyszło z domów i ruszyło w stronę ulicy Wiejskiej, na której znajdował się kompleks budynków Sejmu Rzeczypospolitej Polskiej. Chcieli zobaczyć na własne oczy, czy to co zobaczyli w telewizji było prawdą.
     Psychol i reszta oddziału przyglądała się uskrzydlonemu demonowi, który porwał trójkę ludzi, pewnie z zamiarem pożarcia.
    – Oddział! Przygotować się! – Krzyknął Psychol.
Demon zawisł w powietrzu, tuż nad ludźmi w szarych kombinezonach, którzy skierowali w jego stronę broń.
    – Nie strzelać! – Krzyknął potwór. – Spójrzcie w stronę zawalonego budynku. Widzicie? To jest nasz prawdziwy wróg!
    – Skąd mamy wiedzieć, że to nie jest wasz kolega i razem z nim nie zabijecie nas wszystkich? – zapytał Psychol.
    – Gdybym chciał was zabić, to bym z wami nie rozmawiał, w tym momencie już bylibyście martwi – powiedział Dawid.
Gdy spojrzeli w stronę budynku, zobaczyli coś, przy czym Dawid wyglądał jak zwykły wróbelek.
    – No cóż... Ma rację – stwierdził Bruce.
    – To mi wystarczy – odpowiedział po chwili zastanowienia Psychol – Oddział Cross! Zmiana planów. Pomożemy naszemu nowemu przyjacielowi.
Dawidowi spadł kamień z serca, bał się, że oprócz tego czym stał się Premier, będzie musiał jeszcze walczyć z ludźmi. 
    Zbawiciel wylądował, po czym postawił Sin'a i Fausta na ziemi. Kasumi, którą przewiesił sobie przez ramię, powoli odzyskiwała przytomność. Dawid delikatnie postawił ją na ziemię. Kasumi otworzyła oczy i zobaczyła przed sobą przystojnego młodzieńca o czerwonym kolorze skóry, instynktownie kopnęła go w twarz i uciekła w stronę pobliskich budynków.
    –A to suka! – wycedził przez zaciśnięte zęby Dawid, trzymając się za obolałą twarz.
Sin! – powiedział Faust – Jesteś mi potrzebny.
    – Tak, domyśliłem się – odpowiedział Sin. – Rób co musisz.
Faust podciągnął rękaw, prawą dłoń wbił w ciało Sin'a, wyciągając z niego jedną z dusz, w lewej dłoni Fausta pojawił się mały portal, do którego wsadził przeklętą duszę.
    – Potrzebuje dwie minuty na dokończenie rytuału. – powiedział Faust – wy musicie zająć się Behemotem.
    – Jakbyśmy mieli jakikolwiek wybór – skomentował Sin. 


    Czarna kula, którą stał się Dominik, zaczęła się poruszać. Z dwóch stron zaczęły jej wyrastać ogromne macki zakończone kolcami, wyglądały niczym buławy. Kula nieco się spłaszczyła, na jej przedniej części pojawiła się paszcza, która wypełniona była tysiącami ostrych zębisk, a nad paszczą otworzyły się wielkie czerwone ślepia. Behemot poruszał się na tysiącu mniejszych macek, wyrastających z dolnej części jego ciała.
     Bestia otworzyła paszczę i wydała z siebie głośny dźwięk, sam jej głos powodował małe trzęsienie ziemi.
    – Zapłacicie mi za to. Wszyscy!
Psychol upadł na ziemię trzymając się za obolałe uszy.
    – Co to kurwa jest?! – powiedział skulony Psychol.
    – To, mój nowy przyjacielu, jest wasz Premier, a przynajmniej jego prawdziwa forma – odpowiedział mu Sin.
    – Da się to zabić? Macie jakiś plan? – zapytał Psychol.
    – Oczywiście, że da się to zabić, problem polega na tym, że nie wiem jak. – Sin udzielił najszczerszej odpowiedzi na jaką go było stać.
    – Jeżeli da się to zabić, to mi to wystarczy. Powiedz co mamy robić – powiedział odrobinę spokojniejszy Psychol.
    – Słuchajcie uważnie. Zadaniem żołnierzy będzie odwrócenie jego uwagi. Szczerze mówiąc, będziecie mięsem armatnim. Dawid, ty staraj się z odległości wypalić oczy bestii. A ja muszę coś sprawdzić.
     Sin nie czekał na żadną odpowiedź. Pobiegł w kierunku Behemota z mieczami w obu dłoniach. Psychol nacisnął spust broni, wysyłając w stronę bestii serię zabójczych pocisków, które jednak nie zrobiły na niej wrażenia. Bruce i Burmistrz pobiegli w kierunku potwora, chowając się za każdym drzewem, czy nierównością terenu. Modlili się by bestia ich nie dostrzegła.
     Sin w tym czasie rzucił się w stronę jednej z macek potwora, cudem unikając zmiażdżenia. Szybkim ruchem skrócił mackę o cztery metry i uciekł w bezpieczne miejsce. Bestia wydała z siebie potworny ryk bólu. Sin odczekał moment, przyglądając się odciętej macce. Tak jak myślałem – pomyślał Sin – w tej formie nie może się regenerować!
    – Dawid! – krzyknął Sin – Zaczynaj!
Dawid skupił się na bestii, i rozpoczął ostrzał, tysiące ognistych kul leciało w stronę potwora z ogromną prędkością, lecz potwór, przy użyciu swoich macek, odbił każdą z nich, zamieniając w pył parę pobliskich samochodów.
     Potwór poruszając się na mackach, ruszył w stronę Dawida, nie interesowali go żołnierze, w tym momencie to mały demon był dla niego największym zagrożeniem, zresztą, musiał mu się odpłacić za to, co miało miejsce wewnątrz budynku. Nagle bestia zatrzymała się, wielkie czerwone ślepia zwróciły się w stronę pobliskiego drzewa. Mały czarny człowieczek, otoczony przez czerwoną aurę, spojrzał na potwora takim wzrokiem, jakby już był martwy. Behemot wyczuł ogromną moc tej istoty, otworzył paszczę, chciał go pochłonąć. Faust zobaczył ogromne zębiska, nie dalej niż dwa metry od swojej twarzy. Wtem, za Faustem otworzył się ogromny czerwony portal. Krwawa dłoń wielkości ciężarówki, stworzona z gnijących ludzkich ciał, uderzyła w potwora, który wydał z siebie ryk bólu. Behemot cofnął się. Z portalu wydobywały się jęki potępionych, krzyki setek umęczonych dusz. Kolejna krwawa dłoń wysunęła się z portalu, zaraz za nią pojawiła się ogromna istota. Większa nawet od samego Dominika.
     Krwawy golem był wysokości dziesięciu pięter. Całe jego ciało stworzone było z ciał poległych ludzi, oraz posłów, z których paru jeszcze żyło, wewnątrz w tej abominacji. Błagali o litość, błagali o skrócenie ich cierpień, jednak to było na nic. Oczodoły golema wypełnione były setkami ludzkich oczu, w paszczy, zamiast zębów, znajdowały się spróchniałe kości. Zamiast palców, miało połączone ludzkie tułowia, wielka kupa mięsa, śmierdzącą zgnilizną oraz śmiercią...
    – Abrakadabra, skurwysynu – powiedział pełen dumy Faust na widok swojego największego dzieła.
Behemot na widok Golema wydał z siebie dziwny pisk i zaczął tłuc mackami na oślep.
     Burmistrz widząc otwartą paszcze potwora, zerwał z siebie pas granatów, prawie udało mu się go odbezpieczyć, lecz został zmiażdżony przez jedną z macek. Widząc co stało się z jego przyjacielem Bruce wpadł w furie.
    – Zabije cię za to!
Behemot skupił się na golemie, dzięki temu Bruce bez żadnych problemów przebiegł między mackami i wbiegł pod potwora. Skierował karabin w górę i zaczął strzelać. Behemot ruszył w stronę golema, nawet nie zauważył jak przebiega bo Bruce'ie, zmieniając jego ciało w krwawą miazgę.
Sin pobiegł w stronę Dawida, który stał w miejscu, nie mogąc uwierzyć własnym oczom. Wcześniej myślał, że Faust potrafi najwyżej postawić portal, lub kontrolować kogoś za pomocą swojego umysłu. Lecz to... Tego się nigdy po nim nie spodziewał. Dawid podziwiał go, szanował, a nawet odrobinę się go bał
    – Niezłe co? – Powiedział Sin. Lecz nie doczekał się odpowiedzi, Dawid zaniemówił.
     Krwawy golem Fausta, ruszył ociężałym krokiem w kierunku potwora. Behemot starał się zniszczyć jego rozpadające się ciało potężnymi uderzeniami macek, lecz golem nic sobie z tego nie robił, nie czuł bólu. Golem potężną dłonią złapał za jedną z macek lecącą w jego kierunku, owinął ją wokół przedramienia i przyciągnął bestie do siebie. Behemot starał się wbić w ziemię resztą swoich macek, lecz golem był zbyt potężny. Olbrzym nadepnął prawą stopą na łeb bestii, i wyrwał jedną mackę z jego ciała, z rany potwora wylało się morze cuchnącej, zielonej mazi. Golem złapał obiema dłońmi Behemota, po czym podniósł go w powietrze. Potwór otworzył paszczę najeżoną setką ostrych jak brzytwa zębów i wgryzł się w ciało golema, odgryzając jego głowę. Krwawy golem nie wydał z siebie żadnego dźwięku, głowa wcale nie była mu do niczego potrzebna, ponieważ to Faust ruchami własnego ciała, kierował olbrzymem. Faust wykorzystał całą siłę golema, by uderzyć Behemotem o ziemię, raz po razie bestia wbijała się w podłoże, wydając z siebie potworne wycie.
     Nagle przed Sin'em pojawiła się Kasumi.
    – Nasza walka jeszcze się nie skończyła. Okazałeś mi brak szacunku, za co teraz zapłacisz własnym życiem – powiedziała do Sin'a. Po czym zaatakowała go z ogromną furią. Chociaż wiedziała, że to jest samobójstwo, jej honor nie pozwolił jej uciec.
     Sin nie chciał z nią teraz walczyć, lecz ona nie dała mu wyboru. Kasumi rzuciła jednym sztyletem w tors Sin'a i prześlizgnęła się między jego nogami wbijając mu drugi sztylet pod łopatkę. Sin zawył z bólu, obrócił się na pięcie i uderzył Kasumi w twarz rękojeścią miecza, po czym udało mu się wyprowadzić celne kopnięcie w łydkę kobiety. Kasumi upadła na ziemię, to już był jej koniec, niczego nie żałowała. Widząc ostrze miecza zbliżające się do jej twarzy, zamknęła oczy. Nagle poczuła coś ciepłego na twarzy, jakby krople wiosennego deszczu. Powoli otworzyła oczy, i zobaczyła czerwoną, gęstą krew, ściekającą z końcówki miecza na jej twarz. Czerwony demon, który wyniósł ją z budynku, trzymał ostrze miecza w żelaznym uścisku, to była krew z jego rozciętej dłoni.
Czując, że Sin przestał napierać na ostrze, zwolnił uścisk.
    – Mam nadzieję, że wiesz co robisz. – Powiedział Sin, chowając miecz do pochwy.
    – Też mam taką nadzieję. – Powiedział cichym, wręcz smutnym głosem Dawid.
    – Dlaczego? – zapytała Kasumi.
    – Mam swoje powody – odrzekł Dawid – po czym odwrócił się do niej plecami i poleciał w stronę potwora.
Kasumi chciała wstać, lecz ból w nodze uniemożliwiał jej to. Nie zostało jej nic innego jak siedzieć w miejscu i oglądać widowisko.
     Po tym co stało się z jego towarzyszami, Psychol wycofał się ze swojej pozycji i pobiegł w stronę Oczka i Wyroczni.
     Bestia uwolniła się z potwornego uścisku golema i zaczęła uciekać, jednak rany zadane jej przez golema były zbyt poważne, nie była w stanie uciec. Krwawy golem Fausta podszedł do potwora, nadepnął na niego i chwycił za dwie macki z lewej strony. W tym momencie Sin zajął się prawą stroną. Dawid wylądował na czubku potwora, zeskoczył w stronę otwartej paszczy i wystrzelił trzy ogniste kule prosto w prawe oko bestii. Behemot wydał z siebie demoniczny krzyk, Sin musiał zasłonić uszy, nie mógł tego wytrzymać. Zbawiciel odwrócił się w stronę Sin'a, gdy nagle potwór trafił go macką w plecy łamiąc obydwa jego skrzydła. Siła uderzenia była tak potworna, że nieprzytomny Dawid przeleciał siedemdziesiąt metrów, wbijając się w ziemię, niedaleko miejsca gdzie leżała Kasumi.
     Golem zaparł się nogami o bestie i wyrwał dwie macki z jej ciała, po czym zabrał się za kolejną. Potwór skierował otwartą paszczę w stronę golema, i wystrzelił z niej promień ognia. Ogromny golem odleciał na dwadzieścia metrów, lądując na domu pełnym ludzi – w powietrzu rozchodził się zapach smażonego boczku.
Na polu walki został tylko Sin, który bał się ,że może nie dać rady. Macki waliły w miejsca, w których ułamek sekundy wcześniej stał Sin, Szybkimi ruchami omijał uderzenia, i kiedy tylko się dało skracał macki o parę metrów. Stwór otworzył paszczę i skierował ją w stronę swojego wroga.
     Sin zauważył pas granatów przy zmiażdżonych zwłokach, podniósł go, odbezpieczył i rzucił prosto w paszczę Behemota. Siła wybuchu wstrząsnęła całym potworem. To była okazja dla Sin'a, który wbiegł na niego i pozbawił go ostatniego widzącego oka rozcinając je ostrzem miecza.
     Potwór wpadł w szał, zaczął machać trzema ocalałymi mackami we wszystkie strony. Co chwila otwierał paszczę i strzelał ognistym promieniem. Sin uciekł w stronę Kasumi, przy której leżał poturbowany Dawid.
     Krwawy golem wstał z budynku i ruszył w stronę Behemota, już miał zająć się pozostałymi mackami, gdy nagle potwór wystrzelił prosto w niego ognisty promień dziesięciokrotnie potężniejszy od poprzedniego. Z golema zostały same dymiące się stopy.
     Kasumi klęczała przy Dawidzie, który odzyskał przytomność, lecz nie był już w stanie walczyć.
    – No to teraz jesteśmy w dupie – powiedział z trudem Dawid.
    – Niekoniecznie – odpowiedział mu Sin. – Jesteś w stanie rzucić jeszcze jedną ognistą kulę? – zapytał.
    – Tak, nie wiem skąd czerpię energie do wytwarzania ognia, ale na pewno nie ma na to wpływu moja sprawność fizyczna – odpowiedział Dawid.
    – Stwórz największą kule ognia jaką potrafisz i wyceluj w sam środek potwora. Nie przerywaj, obojętnie co by się nie działo. Zaufaj mi, mam plan. – powiedział Sin, chociaż sam wątpił w to, że mu się uda.
     Dawid leżąc, wyciągnął obydwie dłonie przed siebie i skupił się na swoim celu. Kumulował energię dłużej niż kiedykolwiek, po czym wystrzelił potężną ognisty pocisk w stronę potwora. Nagle Sin wskoczył przed ognistą kulę, która wybuchła w zetknięciu z jego stopami. Siła wybuchu wyrzuciła Sin'a z niewyobrażalną prędkością w stronę Behemota. Sin wyciągnął dłonie w których trzymał miecze przed siebie i zaczął wirować. Na ten widok Kasumi zaśmiała się.
     Sin wbił się między oczy potwora szatkując jego mózg na tysiące małych kawałków, po czym wyleciał drugą stroną i wbił się w ziemię łamiąc przy tym lewą rękę. Wstał z trudem i pełen obaw, odwrócił się w stronę Behemota. Potwór wydał z siebie okropny dźwięk podobny do ludzkiego płaczu. Dominik umierał. Sin podszedł do umierającej bestii, która teraz zaczęła się kurczyć, by po chwili przybrać postać Dominika. Sin kucnął przy nim i chciał mu coś powiedzieć, lecz było za późno, Dominik Arsen był martwy. Nie pozostało mu nic innego jak wchłonąć jego duszę.
Ten widok bardzo spodobał się Dawidowi. Wyglądało to jakby Sin wchłaniał słońce.

 
     Psychol stał obok Oczka i słuchał rozkazów od Generała Nowaka.
    – Pan chyba żartuje?! Przecież oni uratowali nas wszystkich – powiedział oburzony Psychol.
    – To są rozkazy z góry. Nie możemy z tym nic zrobić. Wsparcie już jest w drodze. – odpowiedział Generał.
     Sin podszedł do Kasumi i Dawida, do których dołączył już Faust.
    – Udało nam się – powiedział Sin z ulgą w głosie. – Wiesz czym był ten potwór, prawda Faust?
    – Tak, wiem. Mistyczna księga naprawdę istnieje, i będzie moja! – powiedział Faust.
    – O czym mówicie? – zapytał Dawid.
Nie zdążył usłyszeć odpowiedzi. Sin usłyszał huk wystrzału z karabinu snajperskiego i zobaczył jak Dawid z dziurą w głowie upada na ziemię. Kasumi wydała z siebie rozpaczliwy krzyk.

    Nieprzenikniona ciemność, Dawid czuł na plecach dotyk zimnej ściany. Chciał się poruszyć lecz nie był w stanie. Jego dłonie oraz nogi, spętane były łańcuchem, który brzęczał dźwięcznie przy każdym ruchu Dawida.
    – Co się stało? – Dawid spytał się na głos, lecz nie oczekiwał odpowiedzi.
    – Przegrałeś... – Odpowiedział mu głos podobny, wręcz identyczny do jego własnego głosu.
    – Strażnik?! Jakim cudem?
    – Co jakim cudem? Nie mów mi, że nie pamiętasz naszej umowy. Nie staraj się teraz głupio wykręcić, nic to nie da. Twoje ciało... Jest moje!

 
     Nagle Zbawiciel wstał. Jego ciało otoczone było ognistą aurą. Ziemia topiła się pod jego stopami . W jego oczach nie było widać źrenic, były całe czarne.
    – Faust! Otocz nas swoją najpotężniejszą barierą– rozkazał Sin. – To Strażnik!
    – Faust użył ostatnich sił do rzucenia tego czaru, otoczył magiczną bańką siebie, Sin'a i Kasumi.
    Strażnik w ciele Zbawiciela spojrzał na Sin'a i resztę tej wesołej gromadki. Podszedł wolnym krokiem w ich kierunku. Położył dłoń na magicznej barierze, która cały czas była wzmacniana przez Fausta. Bariera zaczęła się załamywać. Faust był na skraju wyczerpania fizycznego i psychicznego, krew trysnęła mu z nosa, niczym woda z wodospadu Niagara, pod którym Strażnik miał zostać zniszczony.
     Strażnik zdjął dłoń z bariery, ponieważ usłyszał dźwięk nadlatujących helikopterów, co go całkowicie zafascynowało. Z lądujących helikopterów wyskakiwali żołnierze, było ich ponad dwustu. Wszyscy zaczęli strzelać do płonącego Zbawiciela, lecz kule topiły się zanim dotarły do jego ciała. Zbawiciel wydał z siebie potworny ryk. Aura, która otoczyła jego ciało wybuchła. Ten widok przypominał wybuch supernowy, wszystko czego dotknął zamieniało się w popiół.
     Psychol widział, że nie da rady przed tym uciec, to był jego koniec. Podszedł do Oczka, objął ją i pocałował. Kochał się w niej już od wielu lat, lecz bał się do tego przyznać. Teraz już wiedział, że powinien był jej wyznać miłość o wiele wcześniej. W najgorszym wypadku zrobiłby z siebie głupka, a w najlepszym... mógł z nią żyć długo i szczęśliwie. Psychol i Oczko w miłosnym uścisku zamienili się w popiół.
     Andrzej który obserwował wszystko ze swojego okna, rzucił się w stronę żony, która siedziała na podłodze przytulona do dzieci i wtulił się w nich. Pięć sekund później spotkał ich taki sam los jak Psychola i Oczko. Taki sam los spotkał wszystkich w promieniu dwustu kilometrów od epicentrum. Wszystkich oprócz jednego szesnastoletniego chłopca, który przyglądał się całemu widowisku. Wszystko zostało zrównane z ziemią, pozostała tylko płonąca ziemia, która zamieniła się w magmę. Warszawa przestała istnieć. Od tego momentu to miejsce nazywane było "Wrotami piekieł".

 
     Magiczna Bańka Fausta ochroniła ich przed płomieniem Dawida. Nie mogli uwierzyć w to co zobaczyli. Po horyzont widzieli tylko płonącą ziemię, nic więcej. Wszystko zostało zniszczone.
     Strażnik przeliczył swoje umiejętności. Zużycie tak ogromnej ilości energii, zwaliło go z nóg. Sin nie zważając na żar panujący na zewnątrz bariery, wyskoczył z niej, dobiegł do Zbawiciela, przyłożył palce do jego czoła i zamknął świadomość obydwu w niezniszczalnej klatce. Jego ciało zaczęło się przegrzewać. Nanokombinezon był odporny na wysokie temperatury, lecz nie aż tak wysokie. Sin wziął nieprzytomnego Zbawiciela na ręce i wszedł z nim do magicznej Bańki.
    – Faust, postaw portal. – Powiedział Sin.
    – Dokąd?
    – Do domu...
    – Kobieto...– powiedział Sin – Idziesz z nami czy zostajesz tutaj?
    – A gdzie miałabym pójść? Przecież nie przejdę po lawie... Zresztą zawdzięczam mu życie, a ja zawsze spłacam swoje długi.
    – A więc postanowione! – odrzekł Sin po czym wkroczyli do portalu postawionego przez Fausta.
 

4 komentarze:

  1. Dobry rozdział , ciekawy motyw z "Andrzejem" i rodziną , wywołał jakieś ciekawe uczucie po jego śmierci co w sumie jest bardzo dobre.
    Sama walka opisana dość chaotycznie ... ciężko zrozumieć co dokładnie sie dzieje.
    I oczywiście wielka ciekawość co dokładnie wydarzyło sie w świadomości dawida , powoduje , że chce sie czytać dalej.
    No i wielki plus za zaangażowanie w opowieść polityki osobiście lubie takie "klimaty"
    A przy okazji "...to rząd powinien obawiać sie ludzi" czyżby v for vendetta ?

    OdpowiedzUsuń
  2. Miałem wielką nadzieję, że "Andrzej" właśnie tak zadziała :)
    Nie odniosłem wrażenia, że ta walka jest chaotyczna, pewnie dlatego, że czytałem ten rozdział jakieś 60 razy... Walki Sin'a w pierwszym rozdziale pisało się całkiem fajnie i fajnie się je czytało, jednak opis walk trzech postaci naraz przerósł moje umiejętności.
    Czy podobał Ci się fragment z przeszłości Sin'a? Czujesz może,że musisz wiedzieć więcej o tym kim jest "Stary Mędrzec", jak to się stało, że "Szalony naukowiec" przywdział nanokombinezon i stał się "Łowcą Dusz"? Odpowiedź pewnie brzmi "tak", jednak chodzi mi o to, czy ten fragment był na tyle dobrze napisany, że pojawił się niedosyt, czy jednak "przeleciałeś" go bez żadnych głębszych emocji?
    Kolejne pytanie: Czy ten fragment "Nie spuszczał z niego wzroku, patrzył, lecz nie widział, jego wzrok spowiła mgła przeszłości. Całkowicie pogrążył się we wspomnieniach." wydaje się taki "na siłę" czy jednak jest całkiem fajny i z przyjemnością zobaczyłbyś więcej takich opisów?
    Szczerze mówiąc, nie wiem jak wybrnąć z tego, co napisałem o Dawidzie. We wcześniejszej wersji nie było strażnika, tzn, w pewnym sensie był, jednak to była nienawiść Dawida, która przejęła nad nim kontrolę. Coś wymyśle :D
    Guy Fawkes powiedział: "People should not be afraid of their governments. Governments should be afraid of their people." Nie da się tego napisać(powiedzieć) lepiej, a te słowa pasowały idealnie do tego, co chciałem przekazać. Troszkę tam zmieniłem, by to nie był bezczelny plagiat, ale i tak wiadomo o co chodzi.

    OdpowiedzUsuń
  3. Raczej , "przeleciałem" bez głębszych emocji , traktując to jako czyste informacje o przeszłości. Mimo wszystko pojawił się niedosyt , a raczej ciekawość o co chodzi z dwunastoma apostołami i starym mędrcem , nie wiem konkretnie o co chodzi dokładnie , aczkolwiek pojawiają sie domysły co jest bardzo dobre ;)
    Fragment o którym wspomniałeś w drugim fragmencie , nie był zły , ale też nic wyjątkowego czyli może być.
    A czy cytując słowa wielkich ludzi plagiatujemy ich ? Nie wydaje mi się , a jeśli ten cytat znasz bezpośrednio od Fawkes'a to o ile nie widziałeś polecam obejrzeć film "V for vendetta" być może natchnie Cie do napisania , czegoś ciekawego bo sam film jest niesamowity.
    A co do samej walki , póki akcja działa się w budynku - wszystko szło jakoś ogarnąć , kiedy już Dominik zmienił się , i ogółem zrobił sie chaos
    Swoją drogą , na tekst "It's morphin time" sam zareagowałem jak Sin , i już myślałem , że Cie wysmieje , dopiero potem cały kontekst nabrał sensu ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jeżeli chodzi o "Starego Mędrca" to wpadłem na ten pomysł pod wpływem twórczości "Anne Rice". Nie mogę napisać nic więcej, bo nie chcę zdradzać szczegółów.
    Starałem się nie pisać nic w stylu tego małego fragmentu, ponieważ uważałem, że czytanie czegoś takiego jest nudne, jednak zauważyłem, że jeżeli umiejętnie się to wprowadzi, to tekst nabiera głębi.
    Cytując słowa np: Mahatmy Gandhiego "Miłość jest czymś najmocniejszym na świecie, a jednak nie można wyobrazić sobie nic bardziej skromnego." pokazuje tym, ile jego słowa znaczą, i jak zwykłe słowa mogą zmienić światopogląd czy nawet całe życie. Jest to swoisty hołd dla autora. Wspominając o plagiacie chodziło mi o stronę prawną wykorzystania czyjegoś znanego zdania, bez wiedzy autora.
    Film "V for vendetta" obejrzałem parę razy. Za każdym razem był coraz lepszy i można powiedzieć, że czerpałem z niego inspirację(tak jak z wielu innych filmów)
    Rozumiem, że moja mała powieść jest raczej bardzo serio, jednak odrobina humoru (nawet takiego) nikomu nie zaszkodziła :)
    To co teraz napiszę jest bardzo ważne! Nie chcę teraz poprawiać tego rozdziału(ani poprzednich) ponieważ dalej jestem zbyt słaby, by napisać to całkowicie poprawnie. Oczywiście czytam z przyjemnością wszystkie Twoje komentarze i zapisuję je, bo mam zamiar napisać wszystko od nowa jak już zakończę całą powieść. Mam nadzieję, że wtedy będę już Prawdziwym pisarzem, który wie co robi... Swoją drogą pasuje tutaj napisać coś takiego: Parafrazując słowa Johnnego Deppa(bo to chyba jego słowa) "Jeżeli kiedykolwiek nazwę się Wielkim pisarzem, podejdź i uderz mnie w twarz"

    OdpowiedzUsuń