2. Dawid.


    O tej późnej godzinie wieczornej, miasto skąpane było w ciemnościach. Gwiazdy schowane były za gęstymi chmurami, przez które tylko księżyc z trudem przebijał się swoim blaskiem. Lampy miejskie nie dawały światła, w każdym domu panowała ciemność. Awaria zasilania prawie nikomu nie przeszkadzała, większość ludzi o tej porze już smacznie spało w swoich domach. W tą ciemną, sobotnią noc, Gdańsk przypominał miasto potępionych.
     Mężczyzna ubrany w drogi włoski garnitur, szedł powoli ulicą, beznamiętnym wzrokiem spoglądając przed siebie. Intensywnie myślał o przyszłości, przeszłości i o tym co stanie się dzisiejszej nocy. Z zadumy wyrwał go krzyk mężczyzny.
   – Nie słyszałeś kurwa? Kazałem ci się zatrzymać – powiedział ktoś za jego plecami.
Mężczyzna w garniturze odwrócił się za siebie i zobaczył trzech ludzi. Każdy z nich był umięśniony, głowy mieli zgolone na łyso, a jeden z nich miał złoty łańcuch na szyi. Po ich sposobie poruszania się i ich ubiorze domyślił się kim oni są, w młodzieżowym slangu takich ludzi nazywa się „Rycerzami ortalionu” lub po prostu „dresami”
   – Mówiliście do mnie? – Zapytał człowiek w garniturze. – Po chwili zdał sobie sprawę z tego jak głupie pytanie zadał, przecież oprócz nich, nikogo nie było w pobliżu.
   – Pewnie, że kurwa do ciebie. Wyskakuj z forsy stary dziadu – powiedział ten stojący na czele.
   – Panowie wybaczą, ale nie mam dla was czasu – odpowiedział.
   – Panowie! Hah – zaśmiał się jeden z mężczyzn – Słyszałeś Łysy?
   – Ta słyszałem – odpowiedział – Dobra dziadku – mówiąc te słowa, dostrzegł na prawym nadgarstku człowieka w garniturze złoty zegarek. – Ty, Zdzichu, patrz – kiwnął głową w stronę zegarka.
Trzeci z mężczyzn, który do tej pory siedział cicho, powiedział – przez brak prądu zamknęli dyskotekę, już myślałem, że to będzie stracony dzień, a tutaj zobacz, stanął nam na drodze chodzący bankomat! To jest Karma!
   – Ty, Bolo, a co to jest Karma? – zapytał Łysy.
   – Karma to jest tak jakby niewidzialna siła, która odwdzięcza się za dobre uczynki, czyli jak zrobisz coś dobrego to spotka cię coś dobrego. – odpowiedział, po czym dodał – Ostatnio zobaczyłem gówniarza z telefonem, pomyślałem sobie, że przyda mi się nowa komórka. Podbiegłem do niego i już chciałem mu ją wyrwać, gdy młody uderzył mnie w twarz. Spuściłem mu taki wpierdol, że musieli wzywać karetkę, ale nie zabrałem mu tego telefonu, w nagrodę za to, że się postawił. To był dobry uczynek, za który Karma mnie wynagradza. Na bank!
   – Ale ty jesteś mądry, Bolo. Skąd ty w ogóle wiesz co to jest Karma? – Zapytał Łysy.
   – Moja nowa „dupa” mi powiedziała – odpowiedział.
W tym momencie dostrzegli, że starszy mężczyzna ze złotym zegarkiem znikł.
   – Ty, kurwa. Spierdolił nam! – Powiedział nie tyle zdenerwowany co zdziwiony Bolo.
Mężczyzna w garniturze uciekł w momencie, gdy Bolo wspomniał o Karmie. Bardzo chciał się z nimi zabawić, ale nie miał na to czasu, tego dnia miało zdarzyć się coś, co mogło zadecydować o dalszych losach świata.
     Grupa mężczyzn poszła w swoją stronę, szukając kogoś (jak to pięknie ujął Bolo) komu należy się wpierdol. Na ich nieszczęście jeszcze tej nocy znaleźli kogoś, z kim nie powinni byli zadzierać.



    W starym bloku mieszkaniowym, stare małżeństwo obudził krzyk.
   – To znowu ten z góry? –  zapytała kobieta zaspanym głosem.
   – Tak, to znowu on – odpowiedział jej mąż. – Jak Boga kocham – kontynuował – Jutro składam papiery do urzędu, ten człowiek musi się stąd wynieść jak najszybciej.
   – Nie bądź taki surowy, przecież wiesz, przez co on przeszedł.
   – Wiem, wiem, ale czy my też musimy cierpieć? Co najmniej trzy razy w tygodniu budzi nas swoimi krzykami, przez niego nie możemy się nawet wyspać. Czy za dużo wymagam, pragnąc spokojnie spędzić noc?
   – Niby nie... Ufam Ci kochanie. Wiem ze zrobisz to co dla nas najlepsze.
     Piętro wyżej. Zalany potem mężczyzna siedział na rogu łóżka, opierając zapłakaną twarz o dłonie.
Kolejny raz śnił mu się koszmar, którego po przebudzeniu nie mógł sobie przypomnieć. Wstał powoli i podszedł do włącznika światła, naciskał go wielokrotnie jakby miało to coś zmienić. Nie ma prądu – pomyślał. Usiadł na skórzanym fotelu, wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów, wyjął jednego i zapalił. Obracając paczkę w dłoni zobaczył napis: Palenie zabija! Nie wiedział dlaczego, ale bardzo rozbawiło go to zdanie, prawie się roześmiał. Jak co noc wyjrzał przez okno, chciał zobaczyć światło lamp, które dawało mu nadzieję na lepsze jutro, niestety, zobaczył tylko ciemność.
     Jego umęczony umysł nie mógł tego znieść, zbawienne światło było mu potrzebne do życia prawie tak bardzo jak powietrze. Sięgnął po drugiego papierosa, potrzebował tego, musiał uspokoić swoje ciało, które jeszcze nie doszło do siebie po kolejnym złym śnie. Natłok myśli nie pozwalał mu się uspokoić. Ciągle myślał o swojej przeszłości, o tym co stracił przez swoją niemoc. Stracić coś przez zwykły kaprys losu to nie to samo, co stracić coś przez to, że nie miało się siły by o to walczyć. Świadomość tego nie dawała mu spokoju, prawie przez to zwariował. Postanowił przejść się po ciemnym mieście, o trzeciej w nocy raczej nie spotka nikogo, kto przeszkodziłby mu w użalaniu się nad sobą. Ubrał się w pierwsze lepsze ciuchy, które znalazł w szafie, po czym ruszył w kierunku drzwi wejściowych. W korytarzu zobaczył kogoś kim gardził z całego serca, zobaczył swoje własne odbicie w lustrze. W przypływie gniewu uderzył w nie z całej siły zmieniając lustro w szklany pył. Szklane odłamki pocięły mu dłoń, ale nie przejął się tym. Wyszedł z mieszkania nie zakluczywszy drzwi. Nie zrobił tego, bo nie nie zależało mu na przyszłości, w głębi serca pragnął by to wszystko się już skończyło, ale bał się do tego przyznać.
     Wychodząc z bloku poczuł, że jest obserwowany, rozejrzał się, lecz nikogo nie zobaczył. Pewnie tylko mi się zdawało – pomyślał. Włożył słuchawki w uszy, podkręcił głośność i ruszył przed siebie, bez określonego celu. Gdy szedł powoli ciasnymi uliczkami Gdańska, zdał sobie sprawę z tego, że nawet podoba mu się ciemność panująca w mieście. Po dziesięciu minutach wolnego spaceru, zauważył grupę pijaczków, którzy pili tanie wino, zastanawiał się chwile czy oni piją by zapomnieć o błędach, które popełnili, czy może nie mają już innego celu w życiu. Machnął ręką jakby sam sobie musiał uświadomić, że to nie jego problem. Uczucie, że ktoś go śledzi nie opuściło go przez całą drogę, parę razy obejrzał się za siebie, ale nikogo nie zobaczył. Nagle dostrzegł przed sobą mężczyznę w ciemnym garniturze, który znikł tak niespodziewanie jak się pojawił. Mężczyzna ze słuchawkami w uszach stał chwilkę zdziwiony, pomyślał, że brak snu daje mu się we znaki. Rozejrzał się wokół i przeraził się na widok tego gdzie się znajdował. Jego nogi same poniosły go w miejsce, którego unikał od wielu miesięcy. Stał na Moście miłości.
To miejsce zostało nazwane Mostem miłości, ponieważ zakochani ludzie wieszali na nim kłódki ze swoimi imionami na znak uczucia jakie ich łączy. Rok wcześniej sam był jednym z tych ludzi.
     Przykucnął przy lewej stronie mostu, chwilę grzebał w kieszeni szukając swojej zapalniczki,która miała wbudowaną latarkę, chwilkę mu to zajęło, ale w końcu znalazł to czego szukał. Znalazł kłódkę z napisem „Dawid i Natalia”. Trzymał ją w dłoniach jakiś czas, a po jego policzkach pociekły łzy.
Dawid spojrzał w niebo, po jego policzkach wciąż ciekły łzy, kiedyś obiecał sobie, że już nie będzie płakał, ale to było silniejsze od niego.
   – Mam nadzieję, że czekasz na mnie, Natalio – powiedział wciąż patrząc w niebo.
Mężczyzna w garniturze przyglądał się Dawidowi z ukrycia, czekał na właściwy moment by podejść i z nim porozmawiać. Gdy usłyszał te słowa prawie wyrwało mu się „Nie było jej przeznaczone trafić do nieba”.
     Dawid usłyszał za plecami tupot stóp, nim zdążył się odwrócić, padł na ziemię od silnego ciosu w tył głowy. Uderzenie nie było na tyle silne by stracił przytomność, starał się wstać lecz kolejny cios znów powalił go na ziemię. Tym razem jednak udało mu się zobaczyć twarz napastnika, była to twarz, która wyrażała nieskończone pokłady głupoty. Wystarczył jeden rzut oka, by wiedzieć z kim ma się do czynienia. Dawid powoli tracił przytomność, zdał sobie sprawę z tego, że wrogów było co najmniej trzech. Kopali go po całym ciele jakby był zwykłą piłką.
     Czy moje cierpienie w końcu się skończy? Czy dane mi będzie spotkać moją ukochaną? – myśli kłębiły się w jego głowie – Czy... Nie.. Ja... Ja nie chcę... Nie chcę umierać! – ostatnim wysiłkiem udało mu się krzyknąć „POMOCY!” jednak pomoc nie nadchodziła, czuł zbliżający się koniec.
Powoli godził się na swój los, w ostatnich sekundach życia zaczął się śmiać, śmiał się tak, że napastnicy na chwilkę zaprzestali ataku. Śmiał się z tego, że w końcu zrozumiał czego tak naprawdę pragnie. Zrozumiał co jest dla niego ważne i co chciałby jeszcze osiągnąć... Zrozumiał, że chce żyć dopiero wtedy, gdy jego życie miało się zakończyć.
   – Nie! Zginiesz dlatego, że jesteś słaby! – Dawid usłyszał w swojej głowie obcy głos. Czuł, że to są jego własne myśli, ale wydało mu się, jakby powiedział to ktoś, kto jest głęboko schowany w jego umyśle.
   – Bolo – odezwał się jeden z napastników. – Może powinniśmy przestać? On już ledwo oddycha!
   – Nie pierdol, Łysy. Miał pecha, że się tu pojawił.
Napastnicy usłyszeli znajomy głos dochodzący z drugiej strony mostu. – To wy macie pecha, bando skurwysynów – Głos ten był spokojny, lecz można było w nim wyczuć rządzę mordu.
     Dawid miał opuchniętą twarz, nie mógł otworzyć oczu, ale słyszał wszystko bardzo wyraźnie. Przez chwilę zdawało mu się, że umarł i trafił do piekła. Słyszał krzyki ludzi, dźwięk łamanych kości, głosy błagające o litość. Słyszał plusk wody jakby wpadło do niej coś ciężkiego.
Dźwięki ucichły tak nagle jak się zaczęły. Nie słyszał już nic. Nagle poczuł, że ktoś go podnosi z ziemi. Człowiek, który trzymał go na rękach, powiedział spokojnym głosem – Spokojnie, mój przyjacielu, jesteś bezpieczny.
Dawid starał się odezwać, chciał się zapytać kim on jest i dlaczego go uratował, ale nie dał rady, jego ciało odmawiało mu posłuszeństwa.
     Po około dziesięciu minutach Dawid poczuł dotyk zimnego betonu. Tajemniczy człowiek położył go na ziemi i powiedział – Nie ruszaj się. To wymaga ode mnie ogromnego skupienia.
Poturbowany mężczyzna nawet gdyby chciał, nie dałby rady ruszyć chociażby palcem. Dawid nagle poczuł coś dziwnego, uczucie spokoju, jego ciało relaksowało się a ból znikał. Powoli otwierał oczy, dostrzegł mężczyznę w garniturze klęczącego przy nim. Tajemniczy człowiek trzymał prawą dłoń na klatce piersiowej poturbowanego mężczyzny, z tej dłoni wydobywała się złota aura, która przechodziła na ciało Dawida, lecząc jego rany.
   –  Skończone – powiedział mężczyzna, a na jego twarzy pojawił się miły dla oka uśmiech.
Dawid usiadł na ziemi, był bardzo zdziwiony tym co zaszło, wierzył w nadprzyrodzone siły, ale wierzyć w coś a zobaczyć to na własne oczy to ogromna różnica. Po krótkiej chwili doszedł do siebie, po czym powiedział – Dlaczego to zrobiłeś? Dlaczego mnie uratowałeś?
   – Mam co do ciebie wielkie plany Dawidzie. Jest ci przeznaczone zasiać chaos na tym przegniłym świecie. – Powiedział tajemniczy mężczyzna, z dziwnym spokojem.
   – Robisz sobie ze mnie żarty? Zasiać chaos? Ja? Nie rób sobie jaj. I skąd wiesz jak się nazywam?!
Chociaż tajemniczy mężczyzna starał się to ukryć, to jednak Dawid dostrzegł na jego twarzy wściekłość.
   – Posłuchaj mnie uważnie bo nie będę się powtarzał – powiedział gniewnym głosem. –  Mam dla ciebie propozycje. Pójdziesz teraz ze mną do mojego domu i wysłuchasz tego co mam ci do powiedzenia. Ostrzegam Cię, niewielu ludzi potrafi znieść prawdę o tym świecie. Jest to jeden z wielu powodów, dla których wybrałem właśnie ciebie.
     Dawid zamyślił się. – Co jeżeli on mówi prawdę? Naprawdę mogę coś zmienić? – Dopiero teraz rozejrzał się wokół siebie, zobaczył, że stoją przed wielkim budynkiem.
     Budynek był stosunkowo nowy, ale stylizowany na styl barokowy. Na początku wielkich marmurowych schodów prowadzących do drzwi wejściowych, stały dwa posągi. Figury wyglądały jak dwa anioły stojące na straży tego domu. Jednak było w nich coś dziwnego, coś co nie dawało Dawidowi spokoju. Były one zwrócone do siebie, a na ich twarzach malowała się nienawiść. Ten po lewej stronie trzymał w dłoniach miecz, który wyglądał jakby płonął. Natomiast ten po prawej nie miał żadnej broni, lecz nie wyglądał na bezbronnego, szczerze mówiąc, wyglądał jeszcze straszniej od swojego przeciwnika. Dawid nie miał zbyt dużej wiedzy na ten temat, nie przyszło mu do głowy nic innego jak to, że te dwa posągi przedstawiają Lucyfera i Archanioła Michała przed ostatecznym starciem, na myśl o tym przeszył go dreszcz.
   – Widzę, że podziwiasz moje arcydzieło. – powiedział człowiek w garniturze
   – Ty to stworzyłeś? – Zapytał Dawid.
   – Tak – odpowiedział – po czym dodał – Nie zmieniajmy tematu, wciąż czekam na twoją odpowiedź.
   – A więc – zaczął Dawid – Nic na tym nie stracę, a jeżeli mówisz prawdę, mogę wiele zyskać. Moja odpowiedz brzmi Tak, wysłucham tego, co masz mi do powiedzenia. Jeszcze jedno – kontynuował. Nie wiem skąd znasz moje imię i szczerze mówiąc mało mnie to obchodzi, ale wypadało by żebyś się przedstawił, bo na razie jesteś dla mnie „mężczyzną w garniturze”.
Człowiek w garniturze uśmiechnął się i powiedział – nazywam się Sin.


    Weszli po schodach do środka budynku, mijając po drodze marmurowe posągi. Stanęli przed wielkimi drewnianymi drzwiami, Dawid zdziwił się, bo nie zauważył w nich klamki. Człowiek, który kazał mówić na siebie Sin, przyłożył otwartą dłoń do drzwi, wyszeptał jakieś słowo w nieznanym mu języku a one otworzyły się same jakby za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Dawid wszedł za nim do budynku, jego oczom ukazał się ogromny korytarz, brak jakichkolwiek mebli optycznie go powiększał. Sin prowadził Dawida w głąb korytarza, po drodze mijali wiele zamkniętych drzwi, gdy nagle Sin zatrzymał się, wskazał dłonią wejście do pomieszczenia i powiedział – zapraszam.
     Dawid z ulgą stwierdził, że w pokoju, do którego weszli, w końcu są jakieś meble. W pomieszczeniu znajdował się wielki drewniany stół, przy którym stał skórzany fotel. Na środku małego pokoju stała kanapa, a całą lewą ścianę zajmował regał z książkami.
     Tajemniczy mężczyzna usiadł w fotelu, a Dawid zajął kanapę. Siedzieli chwilę w milczeniu. Sin dał parę minut Dawidowi, na oswojenie się z tym wszystkim co go dzisiaj spotkało. Siedział wygodne i przyglądał mu się, zauważył, że Dawid stara się nie patrzeć wprost na niego, tak jakby się go obawiał. Zrozumiał, że musi jakoś rozładować napięcie, wstał z fotela i powiedział – Nie musisz się mnie obawiać, gdybym chciał zrobić ci krzywdę, już dawno bym to zrobił. – nie zdziwił się, że te słowa wcale nie uspokoiły Dawida, dalej siedział na kanapie, wiercąc się jak kot, który stara się znaleźć jak najwygodniejszą pozycję. – Zrobimy inaczej – kontynuował – Opowiem ci pewną historię związaną z tym światem.
     Sin nie czekał na reakcję Dawida, zaczął swoją opowieść. Z każdą mijającą sekundą, z każdym słowem jakie wypowiedział, Dawid coraz bardziej panikował, teraz zrozumiał co miał na myśli mówiąc "niewielu ludzi potrafi znieść prawdę o tym świecie". Sin widząc reakcję Dawida, przestał mówić, rozsiadł się wygodniej i czekał, czekał na jakiś komentarz, cokolwiek co utwierdzi go w przekonaniu, że Dawid jest tym kogo szukał. Doczekał się odpowiedzi, która wcale mu nie pomogła.
   – To... To nie może być prawda... – mówił łamiącym się głosem Dawid. – Przecież ludzie dawno by coś z tym zrobili!
   – Przeceniasz zwykłych ludzi, mój drogi chłopcze. Spisek, o którym ci powiedziałem, ma ponad dwa tysiące lat. Ludzie odpowiedzialni za niego, zaplanowali wszystko w najdrobniejszych szczegółach, ale nie uwzględnili w swoich planach jednego... Nie uwzględnili w nich mnie. Co prawda byli zwykli ludzie, którzy starali się im przeciwstawić. Zostali oni w brutalny sposób zabici, stali się oni przykładem tego, co może się stać z innymi, którzy będą chcieli im przeszkodzić. Strach jest potęgą. Każda istota odczuwa strach, począwszy od zwykłego szczura aż do aniołów a nawet i.... samego Boga.
     Sin zdał sobie sprawę z tego, że Dawid mu nie wierzy, zresztą, mówiąc mu takie rzeczy pewnie wyszedł na zwykłego szaleńca.
     Dawid zauważył, że tajemniczy mężczyzna zamyślił się. Nie był w stanie przewidzieć tego co miało się za chwilę stać. Dawid nie zdążył nawet otworzyć ust by cokolwiek powiedzieć. Sin w mgnieniu oka pojawił się przed nim, lewą ręką łapiąc go za szyje podniósł go w powietrze, jak szmacianą lalkę. Dawid szarpał się z całych sił, nie zrobiło to jednak wrażenia na jego wrogu. Stał dalej niewzruszony, patrząc się prosto w jego oczy, a jego twarz nie wyrażała prawie żadnych emocji. Tajemniczy mężczyzna, który stał się jego wrogiem, wyglądał jakby na coś czekał, jednak nie wiadomo na co. Sin odczekał jeszcze chwilkę, trzymając Dawida w żelaznym uścisku po czym zaczął okładać go drugą ręką po całym ciele. Dawid wydał z siebie krzyk bólu. Starał się oswobodzić, ale z każdą sekundą jego opór malał. Nie miał już siły by dalej walczyć, zemdlał z bólu.
     Dawid ocknął się po około dziesięciu minutach. Starał się przypomnieć sobie, co się stało. Zamglonym wzrokiem przyglądał się pomieszczeniu, w którym się znajdował. Powoli przypomniał sobie co zaszło, jednak ten pokój wyglądał inaczej. Gdy odzyskał całkowicie świadomość, rozejrzał się i ze zgrozą dostrzegł, że przed chwilą stało się coś strasznego. Regał z książkami leżał na podłodze, biurko przy którym siedział Sin zniknęło a na jego miejscu leżała tylko kupka popiołu. Ściany były osmolone, jakby chwilę wcześniej wybuchł pożar. Nagle coś się poruszyło w miejscu, w którym leżał regał. Dawid spojrzał w tamtą stronę, i dostrzegł Sin'a, który wyczołgiwał się spod sterty zwalonych książek.
     Sin wstał, po czym podszedł do fotela, który jakimś cudem stał nietknięty i usiadł na nim jakby nic się nie stało. Siedział chwilkę w milczeniu, przyglądając się Dawidowi, po czym powiedział – Nie pamiętasz tego co przed chwilą tu zaszło, prawda?
     Dawid zwlekał z odpowiedzią, wszystko co dzisiaj go spotkało, było czymś w co nie mógł uwierzyć, a ta noc nie dobiegła jeszcze końca.
Sin nie czekał na jego odpowiedź. – To wszystko – wskazał dłonią na zniszczone elementy pomieszczenia – to twoje dzieło – na jego twarzy pojawił się ledwo dostrzegalny uśmiech.
Dawid opadł na to co zostało z kanapy i zamyślił się. Czy to możliwe, że ten człowiek mówi prawdę? Jakim cudem mógłbym zrobić coś takiego i o tym nie pamiętać?
    Dopiero teraz zaczął się zastanawiać czym tak w ogóle jest tajemniczy mężczyzna. Miał w głowie mnóstwo pytań, ale Sin nie dał mu możliwości zadania chociażby jednego.
   – Przyglądałem się tobie na moście – zaczął Sin. – Myślałem, że zniszczysz ludzi, którzy ciebie zaatakowali, lecz nic takiego się nie stało, sam musiałem się ich pozbyć. Podczas naszej krótkiej pogawędki zastanawiałem się, dlaczego tak się stało. Teraz już wiem. Ty wtedy chciałeś tego, chciałeś umrzeć – mówiąc te słowa, na jego twarzy pojawił się ponury grymas. Musiałem się upewnić, dlatego cię zaatakowałem, i jak się przekonałem, miałem rację, nie wiem co dzieje się w twojej głowie, wiem tylko tyle: Chcesz żyć. I udowodniłeś to. Wiem, że masz dużo pytań i z przyjemnością ci na nie odpowiem, ale jeszcze nie teraz. Teraz chcę usłyszeć twoją historię. Chcę wiedzieć co takiego cię w twoim krótkim życiu spotkało.
   – Dobrze – odpowiedział Dawid bez chwili zastanowienia, sam pragnął dowiedzieć się o sobie więcej, a jak przekonał się jakiś czas wcześniej, takie rozmowy pomagały mu w tym.
Dawid usiadł wygodnie i powiedział – Może to nie jest zbyt długa historia, ale jeszcze nikomu jej nie opowiadałem – spojrzał na Sin'a, jego twarz nie wyrażała żadnych emocji, cierpliwie czekał. – A więc zaczynam...


     Matka Dawida poznała jego ojca w wieku siedemnastu lat, był on jej pierwszą miłością i człowiekiem, z którym chciała spędzić resztę życia. On był inny, był młody, chciał się jeszcze wyszaleć. Jednak stało się coś, co uniemożliwiło mu dalsze korzystanie z życia w sposób w jaki robił to dotychczas. Jego dziewczyna zaszła w ciążę. Czuł że jeszcze nie jest na to gotowy, życie kazało mu nagle stać się mężczyzną, kochającym ojcem i mężem. Za namową rodziny poprosił swoją dziewczynę o rękę, a ona zgodziła się, przecież mieli mieć razem dziecko. Ślub odbył się jeszcze przed narodzinami syna. Nie wzięli ślubu kościelnego, była to zwykła uroczystość, a wierność przysięgli sobie w urzędzie. Matka Dawida była najszczęśliwszą kobietą na ziemi, jej wybranek robił wszystko by stać się jak najlepszym mężem i ojcem. Chociaż przychodziło mu to z trudem, widziała jego starania i doceniała to. W prezencie ślubnym dostali mieszkanie od rodziców męża, poród miał się odbyć już w ciągu miesiąca. Wszystko układało im się jak w bajce. On znalazł dobrze płatną pracę, każdą wolną chwilę poświęcał jej, matce swojego potomka. Dopiero gdy nadszedł ten moment, gdy zobaczył swojego pierworodnego, zrozumiał, czego tak naprawdę chce w życiu i czym jest sens istnienia. W życiu chodzi o to by wychować swoje dzieci na dobrych ludzi, którzy wiedzę zdobytą od swoich rodziców przekażą kolejnemu pokoleniu, przynajmniej tak wtedy myślał.
     Przez pięć lat żyli jak bajce, wszystko dobrze im się układało. Byli bardzo szczęśliwi, syn rósł jak na drożdżach i był wyjątkowo inteligenty jak na swój wiek, co bardzo cieszyło jego ojca. Był z niego bardzo dumny. Każdą wolną chwilę poświęcał teraz jemu, pomimo jego młodego wieku, ojciec starał się przelać na niego swoje doświadczenia życiowe, by stał się lepszym człowiekiem. Dawid był szczęśliwy mogąc spędzać tyle czasu z ojcem, którego podziwiał i kochał.
     Rok 1991, W tym roku wszystko zaczęło się psuć w jego rodzinie. Dawid skończył pięć lat, były to jego ostatnie urodziny, gdy był jeszcze szczęśliwym dzieckiem. W tym roku jego ojciec zmienił się, z kochającego ojca stał się człowiekiem, którego obawiali się wszyscy, a najbardziej jego własna rodzina. Problemy z pracą dały mu się we znaki, znał tylko jeden sposób na rozładowanie swoich frustracji, był to alkohol, przez który stawał się bardzo agresywny. Codziennie gdy wracał z pracy, biedny chłopiec chował się w szafie, obawiając się gniewu ojca., który stosował przemoc fizyczną na nim i na jego matce, ale to przemoc psychiczna budziła jego największy strach. Ile razy słyszał, że jego narodziny zniszczyły życie ojca i matki, którzy chcieli jeszcze się wyszaleć? Wystarczającą ilość razy, by sam zaczął w to wierzyć. Z każdym dniem było coraz gorzej. Początkowo matka starała się go bronić ale z czasem i ona straciła siły. Cały swój gniew, ojciec wyładowywał na Dawidzie. Biedny chłopiec zamknął się w sobie, stał się czymś, czego jego ojciec nienawidził. Teraz ojciec wyładowywał się na nim już z przyzwyczajenia. Nie było dnia, w którym chłopiec nie czułby strachu przed nim, strachu, który z czasem przerodził się w dziką nienawiść. Dopiero wtedy poczuł to uczucie, o którym tyle słyszał, ale nie wierzył w jego istnienie. Pierwszą osobą na świecie, którą nienawidził z całego serca, był jego własny ojciec... Chociaż miał wtedy tylko pięć lat, nie zapomniał tego uczucia do końca życia.
     Rok później. Dawid poszedł do zerówki, dzięki temu, mógł chociaż na chwilę zapomnieć o tym, co czeka go po powrocie do domu. Jednak był inny niż jego rówieśnicy. Przez swoje przeżycia zaczął nienawidzić inne dzieci, był zazdrosny o to co one mają, a co on stracił. Starał się z nimi nie rozmawiać, bawił się sam, rysował, wycinał, robił wszystko co wymagało tylko jego udziału, czuł się gorszy od innych, czuł, że powinien być samotny.
     Na koniec zajęć po każdego dzieciaka przyjeżdżali rodzicie, ojciec lub matka, a czasem oboje. Każdego dnia wpadali sobie w ramiona jakby nie widzieli się przynajmniej przez rok. Dawid przyglądał się temu z zazdrością, marzył by po niego też przyszli rodzicie, chciał wpaść im w ramiona, by pokazać innym, że nie jest od nich gorszy. Chociaż cieszył się z tego, że drogę powrotną spędzi w samotności, to jednak był tylko dzieckiem, które pragnęło tego, co inne dzieci posiadały: Kochającą rodzinę.
     Przez wiele lat nic się nie zmieniło, aż do momentu gdy Dawid skończył dziesięć lat. Jego ojciec w poszukiwaniu pracy wyjechał za granicę kraju, zostawiając syna i żonę bez środków do życia, lecz to nie miało znaczenia, najważniejsze było to, że w końcu znikł z ich życia. Przez parę lat nie dawał znaków życia, jego rodzina nie wiedziała co się z nim dzieję, nawet jeżeli tam umarł, nikt by się tym nie przejął, a na pewno nie Dawid. Po jakimś czasie okazało się, że on nadal żyje, założył nową rodzinę i był szczęśliwy, matka Dawida myślała, że oni też będą szczęśliwi, nawet ledwo wiążąc koniec z końcem. Lecz niestety nie wiedziała co działo się w głowie jej syna, rany fizyczne jak i psychiczne mogą się z czasem zagoić, ale jego rany sięgały o wiele głębiej. Ból, którego doświadczył wyrył się na jego duszy, która już nigdy się nie zabliźni.
     Dawid poszedł do szkoły, niestety przez jego złe doświadczenia z ludźmi, nie potrafił cieszyć się życiem, dzieci biegające za piłką, skaczące na skakance czy bawiące się w chowanego, nie potrafił ich zrozumieć, takie zabawy były dla niego zwykłą stratą czasu. Zdawał sobie sprawę z tego, że życie, do którego go przygotowują jest tylko iluzją. Nauczyciele, znajomi i nawet rodzina, mówiła mu, że jak dorośnie będzie mógł zostać kim tylko zechce, wystarczy przykładać się do nauki. Śmieszyło go to, ponieważ oni wmawiali mu coś, w co sami nie wierzyli. Może nie chcieli niszczyć jego dzieciństwa? Na to było już o wiele za późno. Jak się przekonał jakiś czas później, miał rację, nic w co kazali mu wierzyć nie było prawdą.
     Przez większość czasu w szkole, myślał intensywnie o wszystkim co go otacza, dzięki temu mógł oderwać się od rzeczywistości, która wydawała mu się mało atrakcyjna. Podczas tych przemyśleń, odpływał tak bardzo, że nie reagował na nic, przez co nauczyciele i koledzy z klasy mieli go za niedorozwiniętego umysłowo.
     Na przerwach nie potrafił się z nikim dogadać, zdawało mu się, że ludzie w jego wieku byli za głupi by go zrozumieć, przez co jakakolwiek konwersacja z nimi była stratą czasu. Szukał kontaktu z dorosłymi, myślał, że tylko z nimi będzie mógł spokojnie porozmawiać, ale starsi ludzie mieli go za głupiego dzieciaka, który nic nie wie o życiu, nie zdawali sobie sprawy z tego, ile mógł doświadczyć piętnastoletni chłopiec. Wiedział czym był strach, wiedział czym był brak pewności siebie i czym była samotność. Nie wiedział tylko czym jest miłość i szczęście. Chociaż nie znał tych uczuć, bardzo mu ich brakowało, czuł się jak niewidomy człowiek, któremu wszyscy mówili jaki świat jest piękny a on, chociaż bardzo tego pragnął, nie był w stanie tego dostrzec.
Dawid wiele czasu poświęcił na poznanie ludzkich zachowań, znał je na tyle, by wiedzieć jak bardzo ludzie lubią bawić się głupszymi od siebie. Postanowił stać się takim człowiekiem. Udawał przed wszystkimi, kogoś kim nie był, tylko po to by rówieśnicy go polubili. Ku jego zdziwieniu, okazał się, że jego misternie przemyślany plan wypalił. Lubili go, ale tylko jako kogoś, przy kim czuli się lepsi, to mu wcale nie przeszkadzało, ta iluzja szczęścia wystarczyła mu, przynajmniej na chwilę.
     Po jakimś czasie nawet to przestało mu wystarczać, zdał sobie sprawę z tego, że udawana przyjaźń nie jest tym czego szukał, ale było za późno, przez jego odpływanie na lekcjach jak i zachowanie w szkole, zawalił naukę. Nawet gdyby teraz chciał, nie mógł znaleźć dobrze płatnej pracy, a jak się przekonał, bez znajomości trudno jest znaleźć jakąkolwiek pracę. Postanowił uczyć się dalej, wybrał pierwszą lepszą szkołę zawodową, byle mieć fach w ręku, i zacząć pracować, zarabiać na siebie, to był jego cel. Wytrzymał w niej pół roku, jego klasa składała się z ludzi podobnych do niego: klasowych idiotów, jak się okazało jakiś czas później, tylko on był nim z wyboru, nie dał rady z nimi dłużej wytrzymać.
     Przez jakiś czas siedział w domu nie robiąc nic, przez większość czasu leżał na podłodze pogrążony w myślach. Ciągle myślał o tym czym jest prawdzie szczęście oraz dlaczego na tym świecie, na którym przyszło mu żyć jest tyle niesprawiedliwości? Dlaczego nie liczyło się to czy byłeś dobry czy zły? Na tym świecie nie liczyło się dobro. Zły czy dobry, nie miało to najmniejszego znaczenia. Liczyły się tylko pieniądze. Mówi się, że pieniądze szczęścia nie dają? Pewien człowiek powiedział kiedyś „Pieniądze szczęścia nie dają, ale wolę być nieszczęśliwy w moim nowym Lamborghini niż szczęśliwy w kartonie na dworcu” Prawda jest taka, że dzięki pieniądzom można osiągnąć wszystko co się tylko zapragnie, nie wykształceniem, nie dobrocią serca ale właśnie pieniędzmi... Był to świat, w którym godzina życia warta jest siedem złotych, świat, którym rządziły pieniądze i władza, świat, w którym biedne dzieci umierały z głodu a bogacze podcierali dupę pieniędzmi. Dawid nie chciał żyć w takim świecie, pytał sam siebie; Gdzie jest Bóg, w którego kazano mi wierzyć? Gdzie jest ta potężna istota, która kara grzeszników i wynagradza dobroć? Dlaczego ON pozwala na taką niesprawiedliwość? Dawid nie uzyskał na te pytania odpowiedzi. Wtedy zdał sobie sprawę z tego, że chciałby aby ktoś unicestwił ten przegniły świat, taki twór nie miał prawa istnieć. Ale co on mógł zrobić? Jak mógł zmienić ten świat? Był nic nie znaczącym pionkiem na szachownicy wielkich graczy. Przez takie myślenie stał się wrakiem człowieka, który w wieku dwudziestu pięciu lat stracił nadzieję i sens życia.
     Dawid jeszcze przez jakiś czas użalał się nad swoim życiem, ale powoli zaczęło go to męczyć. Postanowił znaleźć coś, dzięki czemu oderwie się od tego życia, przynajmniej na jakiś czas, odkrył gry sieciowe. To było coś czego szukał, mógł dzięki temu utrzymywać kontakty z ludźmi, a jeżeli ktoś go zdenerwował, jednym kliknięciem myszki mógł zakończyć rozmowę, a na drugi dzień zachowywać się jakby nic się nie stało. To było idealne. Przez większość czasu wykonywał swoje zadania jako gracz, nie starał się zbyt dużo czasu poświęcać ludziom, ale to się z czasem zmieniło. Okazało się, że wielu z nich podzielało jego zainteresowania a nawet i światopogląd. Znalazł tam wiele osób, które mógł nazwać przyjaciółmi. Paru z nich stało się dla niego kimś więcej niż zwykłymi przyjaciółmi, stali się dla niego rodziną.
    Lecz i to nie trwało długo, jak wszystko inne na świecie, i to zwyczajnie zaczęło go nudzić. Znowu stał się oschły w kontaktach z innymi ludźmi, ale jeden gracz, na którego wcześniej nie zwracał uwagi, polubił tak bardzo jego towarzystwo, że ze wszystkich sił starał się by ta znajomość nie zakończyła się w taki sposób. Ten gracz miał na imię... Natalia.
     Przez dwa lata znajomości, ich rozmowy skupiały się tylko i wyłącznie na grze, i wydarzeniach z nią związanych. Nie myślał o niej jak o kobiecie, byłą dla niego zwykłym graczem. On był ostatnim człowiekiem na ziemi, któremu przyszło by do głowy, że to się niedługo zmieni.
     Przez wiele tygodni rozmawiali o wszystkim, okazało się, że bardzo wiele ich łączy, począwszy od miłości do książek, aż do znudzenia życiem. Żadne z nich nie zdawało sobie sprawy z tego, że lekarstwem na ich znudzenie była miłość.
     Dawid był szalenie zauroczony tą kobietą, jej jako jedynej osobie na całej planecie mógł powiedzieć o wszystkim, a ona rozumiała go, jako jedyna wiedziała jaki jest naprawdę. Chociaż wcześniej o tym nie myślał, teraz zdał sobie sprawę z tego, że ona uosabiała wszystko to, czego szukał w kobiecie, z którą chciałby spędzić resztę życia : była inteligenta, mądra, bardzo przyjazna a co najważniejsze, nie zdawała sobie sprawy z tego jakim była skarbem.
     To była dziewczyna po przejściach, opowiadała mu o swoim życiu, które nie było usłane różami. Ale to właśnie takie osoby potrafią docenić nawet najdrobniejszy gest, według Dawida, osoby takie jak ona w pełni zasługiwały na szczęście, a on pragnął je jej ofiarować.
     Z ich rozmów Dawid dowiedział się, że Natalia mieszka niecałe dwadzieścia kilometrów od niego, tak bardzo przyjemnie się im rozmawiało, że postanowili się spotkać by sprawdzić czy coś z tego będzie. Żadne z nich nie zdawało sobie sprawy z tego, że już od jakiegoś czasu czują do siebie coś więcej niż przyjaźń.

    Dzień przed wyznaczonym terminem spotkania, z Dawidem działo się coś, czego nie mógł pojąć, martwe serce w jego piersi zaczęło bić mocniej gdy tylko pomyślał o Natalii. Zastanawiał się czy to przez miłość? Nie wiedział tego, ponieważ nigdy nie był zakochany.
    Nadszedł ten dzień. To był najstraszniejszy dzień w życiu Dawida, nigdy wcześniej tak się nie bał. Jego umysł zaprzątały myśli o tym co się może tego dnia stać. Nigdy wcześniej jej nie widział, obawiał się tego, czy ona w ogóle mu się spodoba, ale najbardziej bał się tego, czy on spodoba się jej. Tydzień wcześniej wysłał jej swoje zdjęcie, by wiedziała czego oczekiwać, pomimo tego jak on oceniał swój wygląd, ona napisała, że się jej bardzo podoba, trudno mu było uwierzyć w to, że może się komuś podobać fizycznie, stąd wzięły się jego wątpliwości.
    Dawid szedł wolnym krokiem po parku, co chwilkę potykając się o własne nogi ze zdenerwowania, przyglądał się kobietom, które według jego standardów wyglądały pięknie, zastanawiał się, która z nich do niego podejdzie i przedstawi się jako Natalia. Żadna z nich nie podeszła, wręcz go ignorowały, naszły go wątpliwości, czy nie został oszukany, a jego wybranka wcale się nie pojawi. W tym momencie podeszła do niego jedna z szarych myszek, które widział po drodze, ale nie zwracał na nie uwagi. Przyglądał jej się chwilę, a jego obawy ziściły się, była dla niego całkowicie aseksualna. Ona przytuliła się do niego w taki sposób, że krew z jego mózgu odpłynęła wypełniając inny organ, błagał bogów, w których nawet nie wierzył, by ona tego nie zauważyła.
   – Ciesze się, że przyszedłeś – powiedziała z pięknym uśmiechem, w którym niejeden mógłby się zakochać.
Dawid był tak bardzo zdenerwowany, że jedyne co udało mu się wydusić to – Ja też.
    Ruszyli wolnym krokiem, ku terenom zabudowanym, cały czas w milczeniu, niezręczna cisza, która między nimi panowała była prawdziwym horrorem. Dawid nie miał żadnego doświadczenia w kontaktach damsko-męskich, była to jego pierwsza randka. Poświęcił sporo czasu czytając o tym w internecie, oglądał filmy romantyczne, robił wszystko by dokształcić się i sprawić by ona zapamiętała ten dzień do końca życia. Tak – pomyślał Dawid – zapamięta ten dzień, jako najgorsza randka w jej życiu... Zdawał sobie sprawę, że musi coś zrobić, jednak stres jak czuł zablokował go całkowicie.
    Przechodząc obok kawiarni pomyślał – To moja szansa! – po czym powiedział do Natalii – Wiem, że wyobrażałaś sobie nasze spotkanie inaczej, wybacz mi, ale jestem strasznie zdenerwowany. Wejdźmy do tej kawiarni, porozmawiamy o czymś, o czym już rozmawialiśmy, dzięki temu łatwiej nam będzie przełamać lody.
   – To bardzo dobry pomysł, ja też jestem bardzo zestresowana – odpowiedziała, a na te słowa Dawid odczuł ulgę.
    Zajęli stolik przy rogu, rozsiedli się wygodnie, lecz stres dalej ich nie opuszczał. Dawid zaczął temat o swoim ulubionym filmie, dzięki temu rozmowa jakoś się kleiła i czuli się coraz lepiej w swoim towarzystwie.
    Siedzieli naprzeciwko siebie, przyglądali się sobie z uwagą. Dawid dostrzegł na jej twarzy coś dziwnego, pomimo tego, że uśmiechała się tak niewinnie, tak pięknie, coś mu na tym obrazku nie pasowało. Spojrzał prosto w jej cudowne niebieskie oczy, i dostrzegł, że emanuje z nich smutek, na którego widok przeszył go dreszcz.
   – Czy coś cię martwi? – Zapytał. – Widzę w twoich oczach smutek.
   – Co masz przez to na myśli?
   – Yyy... No ten... Może mi się tylko zdawało – odpowiedział, a w jego głowie starał się popełnić samobójstwo.
    W tym momencie stało się coś jeszcze. Coś o czym Dawid zdał sobie sprawę parę dni później. Gdy spojrzał w jej oczy, zakochał się w niej bez pamięci. Stała się dla niego tą jedyną, z którą chciał spędzić resztę życia. Cała nienawiść, która była w nim przez tyle lat, nagle zniknęła, a to wszystko dzięki jednemu spojrzeniu tej kobiety.
    Około godziny siedemnastej opuścili lokal, musieli się śpieszyć, ponieważ autobus powrotny Natalii odjeżdżał o godzinie osiemnastej trzydzieści. W drodze powrotnej zahaczyli o park, w którym się spotkali trzy godziny wcześniej. Zachmurzyło się, a z nieba zaczęły padać pierwsze krople deszczu.
   – Czytałem, że marzeniem każdej kobiety jest pocałunek w deszczu – powiedział Dawid.
   – Ja... Nie, ja nie chce – odpowiedziała mu kręcac przy tym głową.
Dawid poczuł się dziwnie. Czyżbym jednak nie spodobał się jej? – pytał sam siebie w myślach. Widział jakie zakłopotanie sprawił jej tym zdaniem. – Może ona jest zbyt nieśmiała by powiedzieć, że tego pragnie? Ehh. Powinienem był podejśc do niej, złapać ją delikatnie za policzki i pocałować w usta, tak jak to wcześniej zaplanowałem, teraz niestety jest na to za późno. – Myśli o porażce jaką poniósł nie dawały mu spokoju.
    Wybiła godzina osiemnasta, musieli wracać na przystanek autobusowy. Czekając na autobus, Dawid starał się nie patrzeć na nią, myślał, że całkowicie spieprzył sprawę i już więcej się nie zobaczą. Na szczęście dla niego, mylił się, chociaż nie zabłysnął niczym, a przez większość czasu milczał, ona dobrze czuła się w jego towarzystwie, i pragnęła z całego serca, by to się nigdy nie skończyło. Jednak to musiało się skończyć, przynajmniej tego wieczoru. Wtuliła się w niego o wiele mocniej niż na samym początku, on objął ją delikatnie, czule, niczym piórko, które mogło by zniekształcić się od zbyt dużego nacisku. Podczas tego uścisku jego serce pragnęło wyskoczyć z piersi. Ona spojrzała na niego, tak jakby oczekiwała czegoś więcej, lecz Dawid przez brak doświadczenia w tych sprawach, nie dostrzegł tego, na drugi dzień jak wspomniał ten piękny moment, zdał sobie sprawę z tego, że w tym momencie powinien był ją pocałować.
    Autobus podjechał pod przystanek, by brutalnie wyrwać ją z jego objęć. Chociaż chciał, by ta chwila trwała wiecznie, nie był w stanie jej zatrzymać.
    –Do zobaczenia – powiedziała Natalia, a w jej głosie można było wyczuć chęć płaczu.
   – Do zobaczenia! – Odpowiedział jej Dawid, który cieszył się, że nie odwróciła się w jego stronę, bo dostrzegła by łzę płynącą po jego prawym policzku. W tym momencie czuł się jak Romeo, który już nigdy nie zobaczy swojej ukochanej Julii. 

 
    Cały następny dzień, Dawid spędził na przemyśleniach. Ku jego zdziwieniu, usłyszał znajomy dźwięk komunikatora głosowego oznaczający nową wiadomość. Na ten dźwięk jego serce zaczęło mocniej bić, z nadzieją, że jest to wiadomość od jego Natalii. To była ona, podziękowała mu za pięknie spędzony czas, i powiedziała, że z przyjemnością to powtórzy. Dawid jeszcze nigdy nie był taki szczęśliwy.
    Kontynuowali swoją znajomość przez dwa tygodnie. Nie zawsze mogli się spotkać, ale dzięki nowoczesnej technologii byli w stałym kontakcie. Rozmowy przez telefon, e-maile a nawet zwykłe gadu-gadu, dzięki temu jakoś znosili ból spowodowany rozłąką.
W pewnym momencie Dawid zrobił coś, czego żałował. Wątpliwości wyniszczały jego umysł, starał się wmówić sam sobie, że nie zasługuje na takie szczęście jakim ona go obdarowała. Uczucia, które odczuwał przez tyle lat, próbowały znów zawładnąć jego ciałem, czuł się słaby, nie kochany, nic nie wart, myślał, że nigdy nie będzie w stanie się odwdzięczyć za dobroć jaką ona mu okazała.
    Napisał do niej, że ta znajomość musi się zakończyć, bo zasługuje na kogoś lepszego niż ona, wytknął jej wszystkie błędy jakie popełniła i obietnice, których nie była w stanie dotrzymać. Starał się tym wyjść na gnoja, który tylko bawił się nią, by dzięki temu szybciej o nim zapomniała i znalazła kogoś takiego, kto ją uszczęśliwi.
    Ona nie dała się zwieść, zrozumiała co próbuje osiągnąć i nie pozwoliła mu na to, czuła że to on jest tym jedynym. Wtedy dopiero Dawid zrozumiał, co znaczą słowa „Liczy się charakter a nie wygląd” Wcześniej myślał, że tak wmawiają sobie ludzie, którzy są strasznie brzydcy, by jakoś podnieść swoją samoocenę, lecz teraz rozumiał te słowa. Za sprawą telewizji jego ideał kobiety wyglądał jak napompowana sylikonem cycata blondyna. Teraz zdał sobie sprawę z tego, że takie kobiety jak jego były ideał, nie miały nic do zaoferowania poza wyglądem. Jego wybranka miała piękne rude włosy, grzywkę ściętą nad niebieskimi oczyma, była też jego wzrostu, a on do niskich nie należał. Na początku nie potrafił zrozumieć, jak mógł zakochać się w kobiecie, która mu się nie podobała fizycznie. Wszystko to przestało mu przeszkadzać, a z czasem pokochał wszystkie te niedoskonałości. Myślał, że zmusił się do pokochania tego, lecz to nie była prawda. On z głębi serca kochał w niej wszystko. W końcu doszedł do wniosku, że taki właśnie wpływ na człowieka ma prawdziwa miłość
    Zaczęli spotykać się na poważnie. Dawidem wciąż targały wątpliwości: Czy jestem w stanie dać jej szczęście na jakie zasługuje? Czy może jednak stanę się potworem jakim był mój ojciec? – To nie dawało mu spokoju, lecz za każdym razem jak zobaczył jej piękny uśmiech, zapominał o wszystkim, teraz liczyła się tylko ona.
    Pewnego dnia zaprosił ją do siebie do domu. Wszystko miało być idealne: kolacja, która sam ugotował, blask świec, muzyka Barrego White'a, wszystko zaplanował w najdrobniejszych szczegółach.
    Po skończonej kolacji zaprosił ją do tańca, trzymali się w miłosnym uścisku, tańcząc nie do muzyki, ale do rytmu ich serc. Teraz – pomyślał. Stanął na chwilkę, ona przyglądała mu się z zaciekawieniem, nie wiedząc czego się spodziewać. Dawid złapał ją delikatnie za policzki, przysunął twarz do jej twarzy, usta do jej ust, po czym podarował jej to, czego żadna inna kobieta od niego nie otrzymała. Pocałunek, który zawierał w sobie całą miłość jaką do niej czuł. W tym momencie zdał sobie sprawę z tego, że nigdy, ale to Nigdy jej nie skrzywdzi, jego wątpliwości już nie wróciły, był naprawdę szczęśliwy.

 
    Od ich pierwszego pocałunku przy blasku świeć minęły trzy miesiące. Ten dzień miał być dla nich szczególny, tego dnia Dawid postanowił wyznać jej miłość. Zdecydował się powiedzieć jej, że ją kocha i nie wyobraża sobie życia bez niej, wszystko idealnie zaplanował, ale nie uwzględnił w swoich planach czegoś, co zmieniło jego życie w piekło.
    Spotkali się o trzynastej po południu, stali przez chwilę wtuleni w siebie, nie wymawiając nawet jednego słowa. Dawid pocałował ją czule w usta, po czym poszli w kierunku wesołego miasteczka.
    Natalia wyczuła, że Dawid był bardzo spięty, w końcu chciał jej powiedzieć coś, czego nikt inny od niego nie usłyszał. Na szczęście nie zepsuło to ich zabawy. Bawili się świetnie zwiedzając każdą atrakcję, jedząc watę cukrową, która Dawid ubrudził sobie twarz. Patrzył jej prosto w oczy, gdy ona próbowała doprowadzić jego twarz do porządku. To był dla niego ważny moment, chociaż nie wiedział dlaczego.
    Po sześciu godzinach byli na skraju wyczerpania. Na sam koniec poszli na diabelski młyn. Było już dosyć ciemno, wszystkie światłą w mieście paliły się już od dłuższego czasu, to właśnie w tym momencie Dawid zauroczył się widokiem miejskich lamp dających światło wszystkim żywym istotom.
    Zakochana para znajdowała się na szczycie diabelskiego młyna. Dawid złapał Natalię za ramiona, i dosyć brutalnie przysunął ją do siebie, by nie spodziewała się tego co ma zamiar jej powiedzieć. Pocałował ją w czoło i powiedział – Musimy porozmawiać – poczuł, że jej ciało napięło się jak struna na dźwięk tych słów. Wszystko idzie zgodnie z planem, po takich słowach nie można spodziewać się niczego pozytywnego – pomyślał.
    Patrzyła na niego zdziwionym ale i przestraszonym wzrokiem, spodziewała się, że znudziła mu się zabawa z nią, po jej policzkach pociekły łzy nim on cokolwiek powiedział. Na te widok Dawid uśmiechnął się, przysunął usta do jej ucha i wyszeptał – Jesteś najpiękniejszym darem jaki otrzymałem od życia, nie wyobrażam sobie bym spędził je z kimś innym niż z tobą. Kocham cię Natalio. Po tych słowach Natalia rozpłakała się, lecz były to łzy szczęścia, po krótkiej chwili i ona wyznała mu miłość, Dawid nie wiedział jak na to zareagować, przytulił się do niej i... też zaczął płakać.
    Ludzie czekający na swoją kolej dziwnie patrzyli na parę, która wyszła z kabiny trzymając się za ręce i płacząc, ale ich to nie obchodziło, byli zakochani, wszystko inne nie miało znaczenia.
Stali jeszcze chwilę pod diabelskim młynem, po czym ruszyli w stronę restauracji, w której miał zakończyć się ten piękny dzień.

    Całą drogę pokonali trzymając się za ręce, byli naprawdę szczęśliwi. Widzieli już przed sobą restaurację, gdy nagle podbiegła do nich grupa ludzi w kominiarkach na twarzy. Dawid krzyknął w stronę Natalii – Uciekaj!! Lecz było za późno, jeden z napastników trzymał ją za ramiona. Dawid pobiegł w jego stronę by uwolnić swoją kobietę. Zatrzymał go cios w głowę kijem baseballowym tak silny, że stracił przytomność.
    Dawid powoli odzyskiwał przytomność, klęczał na podłodze, a dwóch ludzi trzymało go za ręce. Przez chwilę nie mógł dojść do siebie, czuł tępy ból w czaszce. Zaczął przyglądać się pomieszczeniu, w którym się znajdował, był to zwykły pokój w jakimś domu. Nagle jeden złapał go za głowę i skierował jego wzrok na ścianę po lewej stronie. Dawid nie mógł złapać tchu, zobaczył gołą Natalię przykutą do łóżka, a nad nią pochylało się trzech roznegliżowanych mężczyzn. Dawid zaczął krzyczeć, jeden z mężczyzn trzymających go za ramiona, podszedł do niego z przodu i uderzył go pięścią w twarz, po czym powiedział – zamknij mordę! Patrz co z nią zrobimy! – w tym momencie zaczął się śmiać
   – Nie daruje ci tego skurwysynu! – Dawid wycedził przez zaciśnięte zęby, starał się uwolnić z uścisku, ale nie dał rady,
    Trzech mężczyzn stojących przy niej, zabrało się do dzieła, Dawid nie mógł na to patrzeć, ale nie miał też odwagi by odwrócić wzrok. Gdy pierwszy z nich zaczął ją brutalnie gwałcić, Natalia patrzyła na na Dawida, a jej wzrok mówił „Ratuj mnie”, lecz on nie był w stanie tego zrobić, nie miał w sobie siły, by uratować kobietę, którą kochał.
    Po pięciu minutach było po wszystkim. Natalia zapłakana leżała nieruchomo, była w szoku. Jej dziewictwo zostało odebrane jej w tak brutalny sposób. Dawid zdawał sobie sprawę z tego, że nawet jeżeli wyjdą z tego żywi, ona już nigdy nie będzie taka jak wcześniej.
Pozostała dwójka przystąpiła do pracy, jednak tym razem coś się zmieniło, Natalia nie patrzyła na Dawida, jakby obrzydzał ją sam jego wygląd, wpatrywała się teraz w swoich gwałcicieli a na jej twarzy pojawił się uśmiech rozkoszy. Dawid wpadł w wściekłość jakiej nigdy wcześniej nie czuł, całą siłę jaką udało mu się zgromadzić od czasu przebudzenia, zbierał właśnie na tą chwilę. Wyrwał się z żelaznego uścisku, podbiegł do ściany, przy której leżała metalowa rurka, złapał ją w dłonie i zaczął okładać nią po głowie jednego z ludzi, którzy za nim pobiegli, dopiero gdy zauważył, że jego wróg leży w kałuży własnej krwi, a jego głowa przypomina rozdeptane truskawki, odzyskał zmysły, rzucił się na gwałcicieli, udało mu się powalić jednego z nich, lecz było ich zbyt wielu. Grad ciosów, który spadł na Dawida, zniszczył całkowicie jego wolę walki jak i jego ciało, nie był w stanie ruszyć chociażby powiekami.
    Gdy obudził się w szpitalu, zerwał się z łóżka wyrywając z ciała wiele rurek, które pompowały w niego życiodajne płyny. Nie był to pierwszy raz, dlatego lekarze przykuli go do łózka skórzanymi pasami. Tym razem nie dał rady wstać, po jakimś czasie uspokoił się, lecz miał dziurę w pamięci. Lekarz, który się nim zajmował powiedział – żyjesz tylko dzięki nam i ogromnemu cudowi, reszta nie miała takiego szczęścia, dlatego nie marnuj naszej ciężkiej pracy i leż spokojnie.
   – Co się stało? – Zapytał Dawid.
   – Strażacy wynieśli cię z ogromnego pożaru jaki miał miejsce miesiąc temu, od tego czasu byłeś w śpiączce.
   – Ogromny pożar? Co... Jak.. – Dawid miał jeszcze problemy z uporządkowaniem swoich myśli. – Powiedział Pan „Reszta nie miała takiego szczęścia”. Może mi Pan to wyjaśnić?
   – Raczej nie powinienem o tym mówić, ale w zniszczonym domu znaleziono spalone szczątki sześciu mężczyzn i kobiety, jeden z tych mężczyzn miał rozwaloną głowę i.....
Dawid przestał go słuchać gdy wspomniał o zwłokach kobiety. Wszystko zaczęło układać się w jego głowie, przypomniał sobie o napadzie i o tym jak stracił przytomność, nie wiedział tylko jak wybuchł pożar. Dawid zaczął krzyczeć na cały szpital, lekarze podali mu coś na uspokojenie, bo nie dawał tym spokoju innym pacjentom.
    Następnego ranka obudziła go policja, interesowało ich co się wtedy stało. Dawid nie był w stanie odpowiedzieć im na jakiekolwiek pytania, leżał w bezruchu przyglądając się sufitowi, zachowywał się jak warzywo, jednak nie stracił świadomości, czego akurat bardzo żałował. Po wyjściu ze szpitala odwiedził komisariat, by powiedzieć im o wszystkim co tylko pamiętał z tamtego dnia, oprócz tego, że zabił jednego z nich. Już w szpitalu postanowił, że skończy ze swoim życiem, by trafić tam gdzie znajdowała się jego ukochana, uznał za słuszne wyjaśnienie tej sprawy przed policją.
    Po pierwszej próbie samobójczej policja przydzieliła mu psychologa, który i tak nic nie zmienił. Dopiero po drugiej próbie,w której podciął sobie żyły w taki sposób, że operacja trwała piętnaście godzin, załamał się kompletnie. Czy ja nawet nie potrafię się zabić? – myślał. Wtedy postanowił porozmawiać szczerze z psychologiem. Nie udawał już, że nic mu nie jest. Ta rozmowa pomogła mu przezwyciężyć chęć dołączenia do niej, jednak bez niej życie było nic nie warte. Przez dwa miesiące żył, jak zwykły człowiek, jednak prawie co noc budziły go koszmary. Podczas jednej z tych nocy, stanął mu na drodze człowiek w garniturze.


    Dawid siedział na podłodze, spoglądając na Sin'a, który wyglądał na troszkę zdołowanego tą historią. Nagle Sin się odezwał – Wszystko ma swój cel... – wiedział, że mówiąc takie słowa do człowieka, który stracił wszystko, wychodzi na idiotę, ale coś powiedzieć musiał. – Gdyby nie to co cię spotkało, to nigdy byśmy się nie spotkali. Dawid faktycznie patrzył na niego jak na idiotę, co mu się bardzo nie spodobało.
   – Daję ci wybór Dawidzie. Mogę cię teraz zabić, nawet nic nie poczujesz, jest jednak pewien haczyk. Dusza twojej kobiety nie znajduje się ani w niebie ani w piekle. Chociaż ciężko mi się do tego przyznać, to jest to całkowicie moja wina... Po wygnaniu Boga, w niebie trwa wojna o władzę, ten który zwycięży stanie się nowym Bogiem tego świata.
Dawid otworzył szeroko oczy ze zdziwienia, Opowiedziałem moją historie jakiemuś wariatowi – pomyślał.
   – Wiem, że ciężko w to uwierzyć, ale mówię prawdę. Zresztą niedługo się o tym przekonasz. Powiedziałem ci, że masz wybór. Druga opcja jest taka: Dołącz do mnie! Potrzebuję istot takich jak ty, sam jestem za słaby by zmienić cokolwiek. Dam ci siłę, dzięki której staniesz się zbawicielem tego świata!
   – Jeżeli to prawda... – zawahał się Dawid. – Jeżeli jestem w stanie coś zmienić...Moja odpowiedz brzmi: Tak! Chcę stanąć u twojego boku! Chcę zmienić ten świat! – Dawid sam zdziwił się, że tak łatwo się zgodził, ale jaki miał wybór? Albo nic nie warte życie jak zwykłe warzywo, albo obietnica zmiany tego podłego świata, złożona mu przez szaleńca.
   – A więc niech tak będzie! – mówiąc te słowa Sin cieszył się, on naprawdę się cieszył.
    Sin spojrzał w stronę drzwi i powiedział: Wszystko przygotowane? W odpowiedzi usłyszał: Tak.
Do pomieszczenia, w którym się znajdowali wszedł człowiek ubrany w czarny płaszcz z kapturem na głowie. Dawid nie był w stanie dostrzec jego twarzy. Sin wstał z fotela i kazał mu iść za nimi.
Poszli na sam koniec korytarza do małego pokoju, w którym jedynym źródłem światła były świece porozstawiane na podłodze. Pięć świec stało na rogach czerwonego pentagramu, który wyglądał jakby był namalowany czerwoną farbą, lecz była to krew... Ludzka krew...
    Człowiek w płaszczu,który przedstawił się jako Faust, kazał Dawidowi ściągnąć bluzkę oraz podkoszulkę i stanąć w samym środku pentagramu. Faust podszedł do biurka, na którym leżała stara skórzana torba i wyciągnął z niej zabytkowy nóż. Dawid spojrzał z obawą na Sin'a, który stał w rogu pokoju z rękoma skrzyżowanymi na piersi i przyglądał się im. Sin kiwnął głową na znak, ze wszystko jest w porządku.
    Faust podszedł do Dawida i wyszeptał – wszystko jest w porządku, nie obawiaj się. – Przycisnął zabytkowe ostrze do piersi Dawida i wyciął na niej pentagram zwrócony dwoma ramionami ku górze. Dawid zacisnął zęby z bólu i pomyślał, że kiedyś czytał o pentagramach i ten, który został wycięty na jego ciele nazywa się „czarnym pentagramem” odzwierciedla on wyższość żądz i emocji nad rozumem, było coś jeszcze o demonach, ale nie był w stanie sobie przypomnieć co dokładnie.
    Faust kazał mu się nie ruszać, sam udał się w róg pomieszczenia, zamieniając się miejscami z Sin'em, który zaczął się zmieniać fizycznie. Jego całe ciało zrobiło się zielone, a na twarzy pojawiła się dziwna maska.
   – Bądź gotowy – krzyknął człowiek zwany Faustem z rogu pokoju, po czym zaczął odprawiać jakiś rytuał. Sin wyszedł z pentagramu narysowanego na podłodze, świece nagle buchnęły ogniem aż po sam sufit pomieszczenia. Rana na piersi Dawida zaczęła potwornie krwawić. Krew spłynęła na podłogę i połączyła się z pentagramem, który zaczął świecić wściekłą czerwienią. Dawid poczuł ogromny ból na całym ciele. Nagle jego ciało zaczęło absorbować ogień. Dawid nie wiedział co się dzieje, powoli tracił przytomność.
   – Sin! – Krzyknął Faust – Coś jest nie tak! Przerwij to natychmiast!
Sin nie czekał nawet sekundy, wskoczył w ogień, który oddzielał pentagram od reszty pomieszczenia, i wyleciał z drugiej strony, trzymając Dawida na rękach. Ogień znikł, a pentagram powrócił do normalności. Sin chciał położyć Dawida na ziemi, lecz ten zaprzeczył i powiedział, że jest w stanie stać. Dawid nie czuł już zdziwienia, ani smutku. Czuł wypełniającą go moc, czuł że jednym ruchem dłoni może zniszczyć miasto, jeżeli tylko tego zapragnie. Faust podszedł do niego, przyjrzał mu się uważnie, po czym powiedział do Sin'a – Chociaż moje obliczenia były błędne a rytuał się nie powiódł, to jednak nie wszystko poszło na marne. Chłopak zaczerpnął część mocy, którą starałem się mu przekazać – spojrzał teraz na Dawida, poklepał go po ramieniu i powiedział – Witaj w naszym świecie!

3 komentarze:

  1. Hmm , całkiem ciekawie się zapowiada ;)
    Trochę standardowa historia o chłopaku którego dziewczynę zgwałcili na jego oczach , ale styl pisania był na tyle dobry , że jednak coś złapało za serce podczas czytania o samym gwałcie.
    Wydaje mi się , że jednak trochę przesadziłeś z przedstawieniem głupoty "dresów" - ja wiem , że nie należą do inteligencji ... ale bez przesady , to było tak stereotypowe , że aż przesadzone.
    Ogółem złączone z pierwszą częścią sam "motyw" skrzywdzonego młodego faceta , i potężnego tajemniczego bohatera który chce zmienić świat jest , jak to wcześniej określiłem "oklepany". Ale mimo wszystko pewne dość oryginalne wstawki w połączeniu z tym motywem dają możliwości na całkiem ciekawą historie , więc jak się postarasz to coś ciekawego może wyjść ;)
    A tak na marginesie - nie pisz jakiś dodatków w nawiasach ... to po prostu nie pasuje.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeżeli chodzi o samą scenę gwałtu... to będzie ciąg dalszy:) Szczerze mówiąc nie jestem zbyt dumny z tej sceny, to było dla mnie bardzo trudne. Kiedyś czytałem mangę Berserk(jeżeli ktoś jest na początku tej mangi, to nie radzę czytać dalej mojego komentarza) była tam scena gwałtu Casci przez Griffitha, tak bardzo odrzuca mnie temat gwałtu, że prawie przestałem czytać dalej.
    Co do dresów... Poznałem w swoim życiu tylko paru przedstawicieli tego zacnego gatunku i każdy z nich był dokładnie taki jak ich opisałem, żaden nie tryskał inteligencją tak jak Rocco siffredi tryska w swoich filmach:)
    O oklepanych motywach napisałem już komentarz w poprzednim rozdziale. W tych czasach nie da się wymyślić nic nowego, wszystko już jest.
    Jestem w trakcie czytania "Mrocznej Wieży" Stephena Kinga, który w wielu miejscach użył nawiasów by podać jakiś mniej istotny szczegół, dlatego myślałem, że tak może być.
    "szukając kogoś (jak to pięknie ujął Bolo) komu należy się wpierdol." Dodałem to dlatego, by narrator pozostał bardziej neutralny.

    OdpowiedzUsuń