O tej
późnej godzinie wieczornej, miasto skąpane było w ciemnościach.
Gwiazdy schowane były za gęstymi chmurami, przez które tylko
księżyc z trudem przebijał się swoim blaskiem. Lampy miejskie nie
dawały światła, w każdym domu panowała ciemność. Awaria
zasilania prawie nikomu nie przeszkadzała, większość ludzi o tej
porze już smacznie spało w swoich domach. W tą ciemną, sobotnią
noc, Gdańsk przypominał miasto potępionych.
Mężczyzna ubrany w drogi włoski garnitur, szedł powoli ulicą,
beznamiętnym wzrokiem spoglądając przed siebie. Intensywnie myślał
o przyszłości, przeszłości i o tym co stanie się dzisiejszej
nocy. Z zadumy wyrwał go krzyk mężczyzny.
–
Nie
słyszałeś kurwa? Kazałem ci się zatrzymać – powiedział ktoś
za jego plecami.
Mężczyzna w garniturze odwrócił się za siebie i zobaczył trzech
ludzi. Każdy z nich był umięśniony, głowy mieli zgolone na łyso,
a jeden z nich miał złoty łańcuch na szyi. Po ich sposobie
poruszania się i ich ubiorze domyślił się kim oni są, w
młodzieżowym slangu takich ludzi nazywa się „Rycerzami
ortalionu” lub po prostu „dresami”
–
Mówiliście do mnie? –
Zapytał człowiek w garniturze. –
Po chwili
zdał sobie sprawę z tego jak głupie pytanie zadał, przecież
oprócz nich, nikogo nie było w pobliżu.
–
Pewnie, że kurwa do ciebie. Wyskakuj z forsy stary dziadu –
powiedział ten stojący na czele.
–
Panowie wybaczą, ale nie mam dla was czasu –
odpowiedział.
–
Panowie! Hah – zaśmiał się jeden z mężczyzn –
Słyszałeś
Łysy?
–
Ta
słyszałem – odpowiedział – Dobra dziadku – mówiąc te
słowa, dostrzegł na prawym nadgarstku człowieka w garniturze złoty
zegarek. –
Ty, Zdzichu, patrz – kiwnął głową w stronę
zegarka.
Trzeci z mężczyzn, który do tej pory siedział cicho, powiedział
– przez brak prądu zamknęli dyskotekę, już myślałem, że to
będzie stracony dzień, a tutaj zobacz, stanął nam na drodze
chodzący bankomat! To jest Karma!
–
Ty,
Bolo, a co to jest Karma? –
zapytał Łysy.
–
Karma to jest tak jakby niewidzialna siła, która odwdzięcza się
za dobre uczynki, czyli jak zrobisz coś dobrego to spotka cię coś
dobrego. –
odpowiedział, po czym dodał – Ostatnio zobaczyłem
gówniarza z telefonem, pomyślałem sobie, że przyda mi się nowa
komórka. Podbiegłem do niego i już chciałem mu ją wyrwać, gdy
młody uderzył mnie w twarz. Spuściłem mu taki wpierdol, że
musieli wzywać karetkę, ale nie zabrałem mu tego telefonu, w
nagrodę za to, że się postawił. To był dobry uczynek, za który
Karma mnie wynagradza. Na bank!
–
Ale
ty jesteś mądry, Bolo. Skąd ty w ogóle wiesz co to jest Karma? –
Zapytał Łysy.
–
Moja nowa „dupa” mi powiedziała –
odpowiedział.
W tym
momencie dostrzegli, że starszy mężczyzna ze złotym zegarkiem
znikł.
–
Ty,
kurwa. Spierdolił nam! –
Powiedział nie tyle zdenerwowany co
zdziwiony Bolo.
Mężczyzna w garniturze uciekł w momencie, gdy Bolo wspomniał o
Karmie. Bardzo chciał się z nimi zabawić, ale nie miał na to
czasu, tego dnia miało zdarzyć się coś, co mogło zadecydować o
dalszych losach świata.
Grupa mężczyzn poszła w swoją stronę, szukając kogoś (jak to
pięknie ujął Bolo) komu należy się wpierdol. Na ich nieszczęście
jeszcze tej nocy znaleźli kogoś, z kim nie powinni byli zadzierać.
W
starym bloku mieszkaniowym, stare małżeństwo obudził krzyk.
–
To
znowu ten z góry? – zapytała kobieta zaspanym głosem.
–
Tak, to znowu on – odpowiedział jej mąż. –
Jak Boga kocham –
kontynuował –
Jutro składam papiery do urzędu, ten człowiek musi
się stąd wynieść jak najszybciej.
–
Nie
bądź taki surowy, przecież wiesz, przez co on przeszedł.
–
Wiem, wiem, ale czy my też musimy cierpieć? Co najmniej trzy razy w
tygodniu budzi nas swoimi krzykami, przez niego nie możemy się
nawet wyspać. Czy za dużo wymagam, pragnąc spokojnie spędzić
noc?
–
Niby nie... Ufam Ci kochanie. Wiem ze zrobisz to co dla nas
najlepsze.
Piętro wyżej. Zalany
potem mężczyzna siedział na rogu łóżka, opierając zapłakaną
twarz o dłonie.
Kolejny raz śnił mu się
koszmar, którego po przebudzeniu nie mógł sobie przypomnieć.
Wstał powoli i podszedł do włącznika światła, naciskał go
wielokrotnie jakby miało to coś zmienić. Nie ma prądu –
pomyślał. Usiadł na skórzanym fotelu, wyciągnął
z kieszeni paczkę papierosów, wyjął jednego i zapalił. Obracając
paczkę w dłoni zobaczył napis: Palenie zabija! Nie
wiedział dlaczego, ale bardzo rozbawiło go to zdanie, prawie się
roześmiał. Jak co noc wyjrzał przez okno, chciał zobaczyć
światło lamp, które dawało mu nadzieję na lepsze jutro,
niestety, zobaczył tylko ciemność.
Jego umęczony umysł nie mógł tego znieść, zbawienne światło
było mu potrzebne do życia prawie tak bardzo jak powietrze. Sięgnął
po drugiego papierosa, potrzebował tego, musiał uspokoić swoje
ciało, które jeszcze nie doszło do siebie po kolejnym złym śnie.
Natłok myśli nie pozwalał mu się uspokoić. Ciągle myślał o
swojej przeszłości, o tym co stracił przez swoją niemoc. Stracić
coś przez zwykły kaprys losu to nie to samo, co stracić coś przez
to, że nie miało się siły by o to walczyć. Świadomość tego
nie dawała mu spokoju, prawie przez to zwariował. Postanowił
przejść się po ciemnym mieście, o trzeciej w nocy raczej nie
spotka nikogo, kto przeszkodziłby mu w użalaniu się nad sobą.
Ubrał się w pierwsze lepsze ciuchy, które znalazł w szafie, po
czym ruszył w kierunku drzwi wejściowych. W korytarzu zobaczył
kogoś kim gardził z całego serca, zobaczył swoje własne odbicie
w lustrze. W przypływie gniewu uderzył w nie z całej siły
zmieniając lustro w szklany pył. Szklane odłamki pocięły mu
dłoń, ale nie przejął się tym. Wyszedł z mieszkania nie
zakluczywszy drzwi. Nie zrobił tego, bo nie nie zależało mu na
przyszłości, w głębi serca pragnął by to wszystko się już
skończyło, ale bał się do tego przyznać.
Wychodząc z bloku poczuł, że jest obserwowany, rozejrzał się,
lecz nikogo nie zobaczył. Pewnie tylko mi się zdawało –
pomyślał. Włożył słuchawki w uszy, podkręcił głośność i
ruszył przed siebie, bez określonego celu. Gdy szedł powoli
ciasnymi uliczkami Gdańska, zdał sobie sprawę z tego, że nawet
podoba mu się ciemność panująca w mieście. Po dziesięciu
minutach wolnego spaceru, zauważył grupę pijaczków, którzy pili
tanie wino, zastanawiał się chwile czy oni piją by zapomnieć o
błędach, które popełnili, czy może nie mają już innego celu w
życiu. Machnął ręką jakby sam sobie musiał uświadomić, że to
nie jego problem. Uczucie, że ktoś go śledzi nie opuściło go
przez całą drogę, parę razy obejrzał się za siebie, ale nikogo
nie zobaczył. Nagle dostrzegł przed sobą mężczyznę w ciemnym
garniturze, który znikł tak niespodziewanie jak się pojawił.
Mężczyzna ze słuchawkami w uszach stał chwilkę zdziwiony,
pomyślał, że brak snu daje mu się we znaki. Rozejrzał się wokół
i przeraził się na widok tego gdzie się znajdował. Jego nogi same
poniosły go w miejsce, którego unikał od wielu miesięcy. Stał na
Moście miłości.
To
miejsce zostało nazwane Mostem miłości, ponieważ zakochani ludzie
wieszali na nim kłódki ze swoimi imionami na znak uczucia jakie ich
łączy. Rok wcześniej sam był jednym z tych ludzi.
Przykucnął przy lewej stronie mostu, chwilę grzebał w kieszeni
szukając swojej zapalniczki,która miała wbudowaną latarkę,
chwilkę mu to zajęło, ale w końcu znalazł to czego szukał.
Znalazł kłódkę z napisem „Dawid i Natalia”. Trzymał ją w
dłoniach jakiś czas, a po jego policzkach pociekły łzy.
Dawid spojrzał w niebo, po jego policzkach wciąż ciekły łzy,
kiedyś obiecał sobie, że już nie będzie płakał, ale to było
silniejsze od niego.
–
Mam
nadzieję, że czekasz na mnie, Natalio – powiedział wciąż
patrząc w niebo.
Mężczyzna w garniturze przyglądał się Dawidowi z ukrycia, czekał
na właściwy moment by podejść i z nim porozmawiać. Gdy usłyszał
te słowa prawie wyrwało mu się „Nie było jej przeznaczone
trafić do nieba”.
Dawid
usłyszał za plecami tupot stóp, nim zdążył się odwrócić,
padł na ziemię od silnego ciosu w tył głowy. Uderzenie nie było
na tyle silne by stracił przytomność, starał się wstać lecz
kolejny cios znów powalił go na ziemię. Tym razem jednak udało mu
się zobaczyć twarz napastnika, była to twarz, która wyrażała
nieskończone pokłady głupoty. Wystarczył jeden rzut oka, by
wiedzieć z kim ma się do czynienia. Dawid powoli tracił
przytomność, zdał sobie sprawę z tego, że wrogów było co
najmniej trzech. Kopali go po całym ciele jakby był zwykłą piłką.
Czy
moje cierpienie w końcu się skończy? Czy dane mi będzie spotkać
moją ukochaną? –
myśli kłębiły się w jego głowie –
Czy...
Nie.. Ja... Ja nie chcę... Nie chcę umierać! –
ostatnim wysiłkiem
udało mu się krzyknąć „POMOCY!” jednak pomoc nie nadchodziła,
czuł zbliżający się koniec.
Powoli
godził się na swój los, w ostatnich sekundach życia zaczął się
śmiać, śmiał się tak, że napastnicy na chwilkę zaprzestali
ataku. Śmiał się z tego, że w końcu zrozumiał czego tak
naprawdę pragnie. Zrozumiał co jest dla niego ważne i co chciałby
jeszcze osiągnąć... Zrozumiał, że chce żyć dopiero wtedy, gdy
jego życie miało się zakończyć.
–
Nie! Zginiesz dlatego, że jesteś słaby! – Dawid usłyszał w
swojej głowie obcy głos. Czuł, że to są jego własne myśli, ale
wydało mu się, jakby powiedział to ktoś, kto jest głęboko
schowany w jego umyśle.
–
Bolo – odezwał się jeden z napastników. –
Może powinniśmy
przestać? On już ledwo oddycha!
–
Nie
pierdol, Łysy. Miał pecha, że się tu pojawił.
Napastnicy usłyszeli znajomy głos dochodzący z drugiej strony
mostu. –
To wy macie pecha, bando skurwysynów –
Głos ten był
spokojny, lecz można było w nim wyczuć rządzę mordu.
Dawid miał opuchniętą twarz, nie mógł otworzyć oczu, ale
słyszał wszystko bardzo wyraźnie. Przez chwilę zdawało mu się,
że umarł i trafił do piekła. Słyszał krzyki ludzi, dźwięk
łamanych kości, głosy błagające o litość. Słyszał plusk wody
jakby wpadło do niej coś ciężkiego.
Dźwięki ucichły tak nagle jak się zaczęły. Nie słyszał już
nic. Nagle poczuł, że ktoś go podnosi z ziemi. Człowiek, który
trzymał go na rękach, powiedział spokojnym głosem – Spokojnie,
mój przyjacielu, jesteś bezpieczny.
Dawid
starał się odezwać, chciał się zapytać kim on jest i dlaczego
go uratował, ale nie dał rady, jego ciało odmawiało mu
posłuszeństwa.
Po
około dziesięciu minutach Dawid poczuł dotyk zimnego betonu.
Tajemniczy człowiek położył go na ziemi i powiedział – Nie
ruszaj się. To wymaga ode mnie ogromnego skupienia.
Poturbowany mężczyzna nawet gdyby chciał, nie dałby rady ruszyć
chociażby palcem. Dawid nagle poczuł coś dziwnego, uczucie
spokoju, jego ciało relaksowało się a ból znikał. Powoli
otwierał oczy, dostrzegł mężczyznę w garniturze klęczącego
przy nim. Tajemniczy człowiek trzymał prawą dłoń na klatce
piersiowej poturbowanego mężczyzny, z tej dłoni wydobywała się
złota aura, która przechodziła na ciało Dawida, lecząc jego
rany.
–
Skończone – powiedział mężczyzna, a na jego twarzy pojawił się
miły dla oka uśmiech.
Dawid usiadł na ziemi, był bardzo zdziwiony tym co zaszło, wierzył
w nadprzyrodzone siły, ale wierzyć w coś a zobaczyć to na własne
oczy to ogromna różnica. Po krótkiej chwili doszedł do siebie, po
czym powiedział –
Dlaczego to zrobiłeś? Dlaczego mnie uratowałeś?
–
Mam
co do ciebie wielkie plany Dawidzie. Jest ci przeznaczone zasiać
chaos na tym przegniłym świecie. –
Powiedział tajemniczy
mężczyzna, z dziwnym spokojem.
–
Robisz sobie ze mnie żarty? Zasiać chaos? Ja? Nie rób sobie jaj. I
skąd wiesz jak się nazywam?!
Chociaż tajemniczy mężczyzna starał się to ukryć, to jednak
Dawid dostrzegł na jego twarzy wściekłość.
–
Posłuchaj mnie uważnie bo nie będę się powtarzał – powiedział
gniewnym głosem. –
Mam dla ciebie propozycje. Pójdziesz teraz ze
mną do mojego domu i wysłuchasz tego co mam ci do powiedzenia.
Ostrzegam Cię, niewielu ludzi potrafi znieść prawdę o tym
świecie. Jest to jeden z wielu powodów, dla których wybrałem
właśnie ciebie.
Dawid zamyślił się. –
Co jeżeli on mówi prawdę? Naprawdę mogę
coś zmienić? –
Dopiero teraz rozejrzał się wokół siebie,
zobaczył, że stoją przed wielkim budynkiem.
Budynek był stosunkowo nowy, ale stylizowany na styl barokowy. Na
początku wielkich marmurowych schodów prowadzących do drzwi
wejściowych, stały dwa posągi. Figury wyglądały jak dwa anioły
stojące na straży tego domu. Jednak było w nich coś dziwnego, coś
co nie dawało Dawidowi spokoju. Były one zwrócone do siebie, a na
ich twarzach malowała się nienawiść. Ten po lewej stronie
trzymał w dłoniach miecz, który wyglądał jakby płonął.
Natomiast ten po prawej nie miał żadnej broni, lecz nie wyglądał
na bezbronnego, szczerze mówiąc, wyglądał jeszcze straszniej od
swojego przeciwnika. Dawid nie miał zbyt dużej wiedzy na ten temat,
nie przyszło mu do głowy nic innego jak to, że te dwa posągi
przedstawiają Lucyfera i Archanioła Michała przed ostatecznym
starciem, na myśl o tym przeszył go dreszcz.
–
Widzę, że podziwiasz moje arcydzieło. –
powiedział człowiek w
garniturze
–
Ty
to stworzyłeś? –
Zapytał Dawid.
–
Tak
– odpowiedział – po czym dodał – Nie zmieniajmy tematu, wciąż
czekam na twoją odpowiedź.
–
A
więc – zaczął Dawid – Nic na tym nie stracę, a jeżeli mówisz
prawdę, mogę wiele zyskać. Moja odpowiedz brzmi Tak, wysłucham
tego, co masz mi do powiedzenia. Jeszcze jedno – kontynuował. Nie
wiem skąd znasz moje imię i szczerze mówiąc mało mnie to
obchodzi, ale wypadało by żebyś się przedstawił, bo na razie
jesteś dla mnie „mężczyzną w garniturze”.
Człowiek
w garniturze uśmiechnął się i powiedział – nazywam się Sin.
Weszli po schodach do
środka budynku, mijając po drodze marmurowe posągi. Stanęli przed
wielkimi drewnianymi drzwiami, Dawid zdziwił się, bo nie zauważył
w nich klamki. Człowiek, który kazał mówić na siebie Sin,
przyłożył otwartą dłoń do drzwi, wyszeptał jakieś słowo w
nieznanym mu języku a one otworzyły się same jakby za dotknięciem
czarodziejskiej różdżki. Dawid wszedł za nim do budynku, jego
oczom ukazał się ogromny korytarz, brak jakichkolwiek mebli
optycznie go powiększał. Sin prowadził Dawida w głąb korytarza,
po drodze mijali wiele zamkniętych drzwi, gdy nagle Sin zatrzymał
się, wskazał dłonią wejście do pomieszczenia i powiedział –
zapraszam.
Dawid z ulgą stwierdził,
że w pokoju, do którego weszli, w końcu są jakieś meble. W
pomieszczeniu znajdował się wielki drewniany stół, przy którym
stał skórzany fotel. Na środku małego pokoju stała kanapa, a
całą lewą ścianę zajmował regał z książkami.
Tajemniczy mężczyzna
usiadł w fotelu, a Dawid zajął kanapę. Siedzieli chwilę w
milczeniu. Sin dał parę minut Dawidowi, na oswojenie się z tym
wszystkim co go dzisiaj spotkało. Siedział wygodne i przyglądał
mu się, zauważył, że Dawid stara się nie patrzeć wprost na
niego, tak jakby się go obawiał. Zrozumiał, że musi jakoś
rozładować napięcie, wstał z fotela i powiedział –
Nie musisz
się mnie obawiać, gdybym chciał zrobić ci krzywdę, już dawno
bym to zrobił. –
nie zdziwił się, że te słowa wcale nie
uspokoiły Dawida, dalej siedział na kanapie, wiercąc się jak kot,
który stara się znaleźć jak najwygodniejszą pozycję. –
Zrobimy
inaczej – kontynuował –
Opowiem ci pewną historię związaną z
tym światem.
Sin nie czekał na
reakcję Dawida, zaczął swoją opowieść. Z każdą mijającą
sekundą, z każdym słowem jakie wypowiedział, Dawid coraz bardziej
panikował, teraz zrozumiał co miał na myśli mówiąc "niewielu
ludzi potrafi znieść prawdę o tym świecie". Sin widząc
reakcję Dawida, przestał mówić, rozsiadł się wygodniej i
czekał, czekał na jakiś komentarz, cokolwiek co utwierdzi go w
przekonaniu, że Dawid jest tym kogo szukał. Doczekał się
odpowiedzi, która wcale mu nie pomogła.
–
To... To nie może być
prawda... –
mówił łamiącym się głosem Dawid. –
Przecież ludzie
dawno by coś z tym zrobili!
–
Przeceniasz zwykłych
ludzi, mój drogi chłopcze. Spisek, o którym ci powiedziałem, ma
ponad dwa tysiące lat. Ludzie odpowiedzialni za niego, zaplanowali
wszystko w najdrobniejszych szczegółach, ale nie uwzględnili w
swoich planach jednego... Nie uwzględnili w nich mnie. Co prawda
byli zwykli ludzie, którzy starali się im przeciwstawić. Zostali
oni w brutalny sposób zabici, stali się oni przykładem tego, co
może się stać z innymi, którzy będą chcieli im przeszkodzić.
Strach jest potęgą. Każda istota odczuwa strach, począwszy od
zwykłego szczura aż do aniołów a nawet i.... samego Boga.
Sin zdał sobie sprawę z
tego, że Dawid mu nie wierzy, zresztą, mówiąc mu takie rzeczy
pewnie wyszedł na zwykłego szaleńca.
Dawid zauważył, że
tajemniczy mężczyzna zamyślił się. Nie był w stanie przewidzieć
tego co miało się za chwilę stać. Dawid nie zdążył nawet
otworzyć ust by cokolwiek powiedzieć. Sin w mgnieniu oka pojawił
się przed nim, lewą ręką łapiąc go za szyje podniósł go w
powietrze, jak szmacianą lalkę. Dawid szarpał się z całych sił,
nie zrobiło to jednak wrażenia na jego wrogu. Stał dalej
niewzruszony, patrząc się prosto w jego oczy, a jego twarz nie
wyrażała prawie żadnych emocji. Tajemniczy mężczyzna, który
stał się jego wrogiem, wyglądał jakby na coś czekał, jednak nie
wiadomo na co. Sin odczekał jeszcze chwilkę, trzymając Dawida w
żelaznym uścisku po czym zaczął okładać go drugą ręką po
całym ciele. Dawid wydał z siebie krzyk bólu. Starał się
oswobodzić, ale z każdą sekundą jego opór malał. Nie miał już
siły by dalej walczyć, zemdlał z bólu.
Dawid ocknął się po
około dziesięciu minutach. Starał się przypomnieć sobie, co się
stało. Zamglonym wzrokiem przyglądał się pomieszczeniu, w którym
się znajdował. Powoli przypomniał sobie co zaszło, jednak ten
pokój wyglądał inaczej. Gdy odzyskał całkowicie świadomość,
rozejrzał się i ze zgrozą dostrzegł, że przed chwilą stało się
coś strasznego. Regał z książkami leżał na podłodze, biurko
przy którym siedział Sin zniknęło a na jego miejscu leżała
tylko kupka popiołu. Ściany były osmolone, jakby chwilę wcześniej
wybuchł pożar. Nagle coś się poruszyło w miejscu, w którym
leżał regał. Dawid spojrzał w tamtą stronę, i dostrzegł Sin'a,
który wyczołgiwał się spod sterty zwalonych książek.
Sin wstał, po czym
podszedł do fotela, który jakimś cudem stał nietknięty i usiadł
na nim jakby nic się nie stało. Siedział chwilkę w milczeniu,
przyglądając się Dawidowi, po czym powiedział –
Nie pamiętasz
tego co przed chwilą tu zaszło, prawda?
Dawid zwlekał z
odpowiedzią, wszystko co dzisiaj go spotkało, było czymś w co nie
mógł uwierzyć, a ta noc nie dobiegła jeszcze końca.
Sin nie czekał na jego
odpowiedź. –
To wszystko – wskazał dłonią na zniszczone
elementy pomieszczenia – to twoje dzieło –
na jego twarzy pojawił
się ledwo dostrzegalny uśmiech.
Dawid opadł na to co
zostało z kanapy i zamyślił się. Czy to możliwe, że ten
człowiek mówi prawdę? Jakim cudem mógłbym zrobić coś takiego i
o tym nie pamiętać?
Dopiero teraz zaczął się
zastanawiać czym tak w ogóle jest tajemniczy mężczyzna. Miał w
głowie mnóstwo pytań, ale Sin nie dał mu możliwości zadania
chociażby jednego.
–
Przyglądałem się
tobie na moście – zaczął Sin. – Myślałem, że zniszczysz
ludzi, którzy ciebie zaatakowali, lecz nic takiego się nie stało,
sam musiałem się ich pozbyć. Podczas naszej krótkiej pogawędki
zastanawiałem się, dlaczego tak się stało. Teraz już wiem. Ty
wtedy chciałeś tego, chciałeś umrzeć – mówiąc te słowa, na
jego twarzy pojawił się ponury grymas. Musiałem się upewnić,
dlatego cię zaatakowałem, i jak się przekonałem, miałem rację,
nie wiem co dzieje się w twojej głowie, wiem tylko tyle: Chcesz
żyć. I udowodniłeś to. Wiem, że masz dużo pytań i z
przyjemnością ci na nie odpowiem, ale jeszcze nie teraz. Teraz chcę
usłyszeć twoją historię. Chcę wiedzieć co takiego cię w twoim
krótkim życiu spotkało.
–
Dobrze – odpowiedział
Dawid bez chwili zastanowienia, sam pragnął dowiedzieć się o
sobie więcej, a jak przekonał się jakiś czas wcześniej, takie
rozmowy pomagały mu w tym.
Dawid usiadł wygodnie i
powiedział – Może to nie jest zbyt długa historia, ale jeszcze
nikomu jej nie opowiadałem –
spojrzał na Sin'a, jego twarz nie
wyrażała żadnych emocji, cierpliwie czekał. –
A więc zaczynam...
Matka Dawida poznała
jego ojca w wieku siedemnastu lat, był on jej pierwszą miłością
i człowiekiem, z którym chciała spędzić resztę życia. On był
inny, był młody, chciał się jeszcze wyszaleć. Jednak stało się
coś, co uniemożliwiło mu dalsze korzystanie z życia w sposób w
jaki robił to dotychczas. Jego dziewczyna zaszła w ciążę. Czuł
że jeszcze nie jest na to gotowy, życie kazało mu nagle stać się
mężczyzną, kochającym ojcem i mężem. Za namową rodziny
poprosił swoją dziewczynę o rękę, a ona zgodziła się, przecież
mieli mieć razem dziecko. Ślub odbył się jeszcze przed
narodzinami syna. Nie wzięli ślubu kościelnego, była to zwykła
uroczystość, a wierność przysięgli sobie w urzędzie. Matka
Dawida była najszczęśliwszą kobietą na ziemi, jej wybranek robił
wszystko by stać się jak najlepszym mężem i ojcem. Chociaż
przychodziło mu to z trudem, widziała jego starania i doceniała
to. W prezencie ślubnym dostali mieszkanie od rodziców męża,
poród miał się odbyć już w ciągu miesiąca. Wszystko układało
im się jak w bajce. On znalazł dobrze płatną pracę, każdą
wolną chwilę poświęcał jej, matce swojego potomka. Dopiero gdy
nadszedł ten moment, gdy zobaczył swojego pierworodnego, zrozumiał,
czego tak naprawdę chce w życiu i czym jest sens istnienia. W życiu
chodzi o to by wychować swoje dzieci na dobrych ludzi, którzy
wiedzę zdobytą od swoich rodziców przekażą kolejnemu pokoleniu,
przynajmniej tak wtedy myślał.
Przez pięć lat żyli
jak bajce, wszystko dobrze im się układało. Byli bardzo
szczęśliwi, syn rósł jak na drożdżach i był wyjątkowo
inteligenty jak na swój wiek, co bardzo cieszyło jego ojca. Był z
niego bardzo dumny. Każdą wolną chwilę poświęcał teraz jemu,
pomimo jego młodego wieku, ojciec starał się przelać na niego
swoje doświadczenia życiowe, by stał się lepszym człowiekiem.
Dawid był szczęśliwy mogąc spędzać tyle czasu z ojcem, którego
podziwiał i kochał.
Rok 1991, W tym roku
wszystko zaczęło się psuć w jego rodzinie. Dawid skończył pięć
lat, były to jego ostatnie urodziny, gdy był jeszcze szczęśliwym
dzieckiem. W tym roku jego ojciec zmienił się, z kochającego ojca
stał się człowiekiem, którego obawiali się wszyscy, a
najbardziej jego własna rodzina. Problemy z pracą dały mu się we
znaki, znał tylko jeden sposób na rozładowanie swoich frustracji,
był to alkohol, przez który stawał się bardzo agresywny.
Codziennie gdy wracał z pracy, biedny chłopiec chował się w
szafie, obawiając się gniewu ojca., który stosował przemoc
fizyczną na nim i na jego matce, ale to przemoc psychiczna budziła
jego największy strach. Ile razy słyszał, że jego narodziny
zniszczyły życie ojca i matki, którzy chcieli jeszcze się
wyszaleć? Wystarczającą ilość razy, by sam zaczął w to
wierzyć. Z każdym dniem było coraz gorzej. Początkowo matka
starała się go bronić ale z czasem i ona straciła siły. Cały
swój gniew, ojciec wyładowywał na Dawidzie. Biedny chłopiec
zamknął się w sobie, stał się czymś, czego jego ojciec
nienawidził. Teraz ojciec wyładowywał się na nim już z
przyzwyczajenia. Nie było dnia, w którym chłopiec nie czułby
strachu przed nim, strachu, który z czasem przerodził się w dziką
nienawiść. Dopiero wtedy poczuł to uczucie, o którym tyle
słyszał, ale nie wierzył w jego istnienie. Pierwszą osobą na
świecie, którą nienawidził z całego serca, był jego własny
ojciec... Chociaż miał wtedy tylko pięć lat, nie zapomniał tego
uczucia do końca życia.
Rok później. Dawid
poszedł do zerówki, dzięki temu, mógł chociaż na chwilę
zapomnieć o tym, co czeka go po powrocie do domu. Jednak był inny
niż jego rówieśnicy. Przez swoje przeżycia zaczął nienawidzić
inne dzieci, był zazdrosny o to co one mają, a co on stracił.
Starał się z nimi nie rozmawiać, bawił się sam, rysował,
wycinał, robił wszystko co wymagało tylko jego udziału, czuł się
gorszy od innych, czuł, że powinien być samotny.
Na koniec zajęć po
każdego dzieciaka przyjeżdżali rodzicie, ojciec lub matka, a
czasem oboje. Każdego dnia wpadali sobie w ramiona jakby nie
widzieli się przynajmniej przez rok. Dawid przyglądał się temu z
zazdrością, marzył by po niego też przyszli rodzicie, chciał
wpaść im w ramiona, by pokazać innym, że nie jest od nich gorszy.
Chociaż cieszył się z tego, że drogę powrotną spędzi w
samotności, to jednak był tylko dzieckiem, które pragnęło tego,
co inne dzieci posiadały: Kochającą rodzinę.
Przez wiele lat nic się
nie zmieniło, aż do momentu gdy Dawid skończył dziesięć lat.
Jego ojciec w poszukiwaniu pracy wyjechał za granicę kraju,
zostawiając syna i żonę bez środków do życia, lecz to nie miało
znaczenia, najważniejsze było to, że w końcu znikł z ich życia.
Przez parę lat nie dawał znaków życia, jego rodzina nie wiedziała
co się z nim dzieję, nawet jeżeli tam umarł, nikt by się tym nie
przejął, a na pewno nie Dawid. Po jakimś czasie okazało się, że
on nadal żyje, założył nową rodzinę i był szczęśliwy, matka
Dawida myślała, że oni też będą szczęśliwi, nawet ledwo
wiążąc koniec z końcem. Lecz niestety nie wiedziała co działo
się w głowie jej syna, rany fizyczne jak i psychiczne mogą się z
czasem zagoić, ale jego rany sięgały o wiele głębiej. Ból,
którego doświadczył wyrył się na jego duszy, która już nigdy
się nie zabliźni.
Dawid poszedł do
szkoły, niestety przez jego złe doświadczenia z ludźmi, nie
potrafił cieszyć się życiem, dzieci biegające za piłką,
skaczące na skakance czy bawiące się w chowanego, nie potrafił
ich zrozumieć, takie zabawy były dla niego zwykłą stratą czasu.
Zdawał sobie sprawę z tego, że życie, do którego go przygotowują
jest tylko iluzją. Nauczyciele, znajomi i nawet rodzina, mówiła
mu, że jak dorośnie będzie mógł zostać kim tylko zechce,
wystarczy przykładać się do nauki. Śmieszyło go to, ponieważ
oni wmawiali mu coś, w co sami nie wierzyli. Może nie chcieli
niszczyć jego dzieciństwa? Na to było już o wiele za późno. Jak
się przekonał jakiś czas później, miał rację, nic w co kazali
mu wierzyć nie było prawdą.
Przez większość czasu
w szkole, myślał intensywnie o wszystkim co go otacza, dzięki temu
mógł oderwać się od rzeczywistości, która wydawała mu się
mało atrakcyjna. Podczas tych przemyśleń, odpływał tak bardzo,
że nie reagował na nic, przez co nauczyciele i koledzy z klasy
mieli go za niedorozwiniętego umysłowo.
Na przerwach nie potrafił
się z nikim dogadać, zdawało mu się, że ludzie w jego wieku byli
za głupi by go zrozumieć, przez co jakakolwiek konwersacja z nimi
była stratą czasu. Szukał kontaktu z dorosłymi, myślał, że
tylko z nimi będzie mógł spokojnie porozmawiać, ale starsi ludzie
mieli go za głupiego dzieciaka, który nic nie wie o życiu, nie
zdawali sobie sprawy z tego, ile mógł doświadczyć piętnastoletni
chłopiec. Wiedział czym był strach, wiedział czym był brak
pewności siebie i czym była samotność. Nie wiedział tylko czym
jest miłość i szczęście. Chociaż nie znał tych uczuć, bardzo
mu ich brakowało, czuł się jak niewidomy człowiek, któremu
wszyscy mówili jaki świat jest piękny a on, chociaż bardzo tego
pragnął, nie był w stanie tego dostrzec.
Dawid wiele czasu
poświęcił na poznanie ludzkich zachowań, znał je na tyle, by
wiedzieć jak bardzo ludzie lubią bawić się głupszymi od siebie.
Postanowił stać się takim człowiekiem. Udawał przed wszystkimi,
kogoś kim nie był, tylko po to by rówieśnicy go polubili. Ku jego
zdziwieniu, okazał się, że jego misternie przemyślany plan
wypalił. Lubili go, ale tylko jako kogoś, przy kim czuli się
lepsi, to mu wcale nie przeszkadzało, ta iluzja szczęścia
wystarczyła mu, przynajmniej na chwilę.
Po jakimś czasie nawet
to przestało mu wystarczać, zdał sobie sprawę z tego, że udawana
przyjaźń nie jest tym czego szukał, ale było za późno, przez
jego odpływanie na lekcjach jak i zachowanie w szkole, zawalił
naukę. Nawet gdyby teraz chciał, nie mógł znaleźć dobrze
płatnej pracy, a jak się przekonał, bez znajomości trudno jest
znaleźć jakąkolwiek pracę. Postanowił uczyć się dalej, wybrał
pierwszą lepszą szkołę zawodową, byle mieć fach w ręku, i
zacząć pracować, zarabiać na siebie, to był jego cel. Wytrzymał
w niej pół roku, jego klasa składała się z ludzi podobnych do
niego: klasowych idiotów, jak się okazało jakiś czas później,
tylko on był nim z wyboru, nie dał rady z nimi dłużej wytrzymać.
Przez jakiś czas
siedział w domu nie robiąc nic, przez większość czasu leżał na
podłodze pogrążony w myślach. Ciągle myślał o tym czym jest
prawdzie szczęście oraz dlaczego na tym świecie, na którym
przyszło mu żyć jest tyle niesprawiedliwości? Dlaczego nie
liczyło się to czy byłeś dobry czy zły? Na tym świecie nie
liczyło się dobro. Zły czy dobry, nie miało to najmniejszego
znaczenia. Liczyły się tylko pieniądze. Mówi się, że pieniądze
szczęścia nie dają? Pewien człowiek powiedział kiedyś
„Pieniądze szczęścia nie dają, ale wolę być nieszczęśliwy w
moim nowym Lamborghini niż szczęśliwy w kartonie na dworcu”
Prawda jest taka, że dzięki pieniądzom można osiągnąć wszystko
co się tylko zapragnie, nie wykształceniem, nie dobrocią serca ale
właśnie pieniędzmi... Był to świat, w którym godzina życia
warta jest siedem złotych, świat, którym rządziły pieniądze i
władza, świat, w którym biedne dzieci umierały z głodu a bogacze
podcierali dupę pieniędzmi. Dawid nie chciał żyć w takim
świecie, pytał sam siebie; Gdzie jest Bóg, w którego kazano mi
wierzyć? Gdzie jest ta potężna istota, która kara grzeszników i
wynagradza dobroć? Dlaczego ON pozwala na taką niesprawiedliwość?
Dawid nie uzyskał na te pytania odpowiedzi. Wtedy zdał sobie sprawę
z tego, że chciałby aby ktoś unicestwił ten przegniły świat,
taki twór nie miał prawa istnieć. Ale co on mógł zrobić? Jak
mógł zmienić ten świat? Był nic nie znaczącym pionkiem na
szachownicy wielkich graczy. Przez takie myślenie stał się wrakiem
człowieka, który w wieku dwudziestu pięciu lat stracił nadzieję
i sens życia.
Dawid jeszcze przez
jakiś czas użalał się nad swoim życiem, ale powoli zaczęło go
to męczyć. Postanowił znaleźć coś, dzięki czemu oderwie się
od tego życia, przynajmniej na jakiś czas, odkrył gry sieciowe. To
było coś czego szukał, mógł dzięki temu utrzymywać kontakty z
ludźmi, a jeżeli ktoś go zdenerwował, jednym kliknięciem myszki
mógł zakończyć rozmowę, a na drugi dzień zachowywać się jakby
nic się nie stało. To było idealne. Przez większość czasu
wykonywał swoje zadania jako gracz, nie starał się zbyt dużo
czasu poświęcać ludziom, ale to się z czasem zmieniło. Okazało
się, że wielu z nich podzielało jego zainteresowania a nawet i
światopogląd. Znalazł tam wiele osób, które mógł nazwać
przyjaciółmi. Paru z nich stało się dla niego kimś więcej niż
zwykłymi przyjaciółmi, stali się dla niego rodziną.
Lecz i to nie trwało
długo, jak wszystko inne na świecie, i to zwyczajnie zaczęło go
nudzić. Znowu stał się oschły w kontaktach z innymi ludźmi, ale
jeden gracz, na którego wcześniej nie zwracał uwagi, polubił tak
bardzo jego towarzystwo, że ze wszystkich sił starał się by ta
znajomość nie zakończyła się w taki sposób. Ten gracz miał na
imię... Natalia.
Przez dwa lata
znajomości, ich rozmowy skupiały się tylko i wyłącznie na grze,
i wydarzeniach z nią związanych. Nie myślał o niej jak o
kobiecie, byłą dla niego zwykłym graczem. On był ostatnim
człowiekiem na ziemi, któremu przyszło by do głowy, że to się
niedługo zmieni.
Przez wiele tygodni
rozmawiali o wszystkim, okazało się, że bardzo wiele ich łączy,
począwszy od miłości do książek, aż do znudzenia życiem. Żadne
z nich nie zdawało sobie sprawy z tego, że lekarstwem na ich
znudzenie była miłość.
Dawid był szalenie
zauroczony tą kobietą, jej jako jedynej osobie na całej planecie
mógł powiedzieć o wszystkim, a ona rozumiała go, jako jedyna
wiedziała jaki jest naprawdę. Chociaż wcześniej o tym nie myślał,
teraz zdał sobie sprawę z tego, że ona uosabiała wszystko to,
czego szukał w kobiecie, z którą chciałby spędzić resztę życia
: była inteligenta, mądra, bardzo przyjazna a co najważniejsze,
nie zdawała sobie sprawy z tego jakim była skarbem.
To była dziewczyna po
przejściach, opowiadała mu o swoim życiu, które nie było usłane
różami. Ale to właśnie takie osoby potrafią docenić nawet
najdrobniejszy gest, według Dawida, osoby takie jak ona w pełni
zasługiwały na szczęście, a on pragnął je jej ofiarować.
Z ich rozmów Dawid
dowiedział się, że Natalia mieszka niecałe dwadzieścia
kilometrów od niego, tak bardzo przyjemnie się im rozmawiało, że
postanowili się spotkać by sprawdzić czy coś z tego będzie.
Żadne z nich nie zdawało sobie sprawy z tego, że już od jakiegoś
czasu czują do siebie coś więcej niż przyjaźń.
Dzień przed wyznaczonym
terminem spotkania, z Dawidem działo się coś, czego nie mógł
pojąć, martwe serce w jego piersi zaczęło bić mocniej gdy tylko
pomyślał o Natalii. Zastanawiał się czy to przez miłość? Nie
wiedział tego, ponieważ nigdy nie był zakochany.
Nadszedł ten dzień. To
był najstraszniejszy dzień w życiu Dawida, nigdy wcześniej tak
się nie bał. Jego umysł zaprzątały myśli o tym co się może
tego dnia stać. Nigdy wcześniej jej nie widział, obawiał się
tego, czy ona w ogóle mu się spodoba, ale najbardziej bał się
tego, czy on spodoba się jej. Tydzień wcześniej wysłał jej swoje
zdjęcie, by wiedziała czego oczekiwać, pomimo tego jak on oceniał
swój wygląd, ona napisała, że się jej bardzo podoba, trudno mu
było uwierzyć w to, że może się komuś podobać fizycznie, stąd
wzięły się jego wątpliwości.
Dawid szedł wolnym
krokiem po parku, co chwilkę potykając się o własne nogi ze
zdenerwowania, przyglądał się kobietom, które według jego
standardów wyglądały pięknie, zastanawiał się, która z nich do
niego podejdzie i przedstawi się jako Natalia. Żadna z nich nie
podeszła, wręcz go ignorowały, naszły go wątpliwości, czy nie
został oszukany, a jego wybranka wcale się nie pojawi. W tym
momencie podeszła do niego jedna z szarych myszek, które widział
po drodze, ale nie zwracał na nie uwagi. Przyglądał jej się
chwilę, a jego obawy ziściły się, była dla niego całkowicie
aseksualna. Ona przytuliła się do niego w taki sposób, że krew z
jego mózgu odpłynęła wypełniając inny organ, błagał bogów, w
których nawet nie wierzył, by ona tego nie zauważyła.
– Ciesze się, że
przyszedłeś – powiedziała z pięknym uśmiechem, w którym
niejeden mógłby się zakochać.
Dawid był tak bardzo
zdenerwowany, że jedyne co udało mu się wydusić to – Ja też.
Ruszyli wolnym
krokiem, ku terenom zabudowanym, cały czas w milczeniu, niezręczna
cisza, która między nimi panowała była prawdziwym horrorem. Dawid
nie miał żadnego doświadczenia w kontaktach damsko-męskich, była
to jego pierwsza randka. Poświęcił sporo czasu czytając o tym w
internecie, oglądał filmy romantyczne, robił wszystko by
dokształcić się i sprawić by ona zapamiętała ten dzień do
końca życia. Tak – pomyślał Dawid –
zapamięta ten dzień, jako
najgorsza randka w jej życiu... Zdawał sobie sprawę, że musi coś
zrobić, jednak stres jak czuł zablokował go całkowicie.
Przechodząc
obok kawiarni pomyślał – To moja szansa! – po czym
powiedział do Natalii – Wiem, że wyobrażałaś sobie nasze
spotkanie inaczej, wybacz mi, ale jestem strasznie zdenerwowany.
Wejdźmy do tej kawiarni, porozmawiamy o czymś, o czym już
rozmawialiśmy, dzięki temu łatwiej nam będzie przełamać lody.
– To bardzo dobry pomysł, ja też
jestem bardzo zestresowana – odpowiedziała, a na te słowa Dawid
odczuł ulgę.
Zajęli stolik przy
rogu, rozsiedli się wygodnie, lecz stres dalej ich nie opuszczał.
Dawid zaczął temat o swoim ulubionym filmie, dzięki temu rozmowa
jakoś się kleiła i czuli się coraz lepiej w swoim towarzystwie.
Siedzieli naprzeciwko
siebie, przyglądali się sobie z uwagą. Dawid dostrzegł na jej
twarzy coś dziwnego, pomimo tego, że uśmiechała się tak
niewinnie, tak pięknie, coś mu na tym obrazku nie pasowało.
Spojrzał prosto w jej cudowne niebieskie oczy, i dostrzegł, że
emanuje z nich smutek, na którego widok przeszył go dreszcz.
– Czy coś cię martwi? –
Zapytał. – Widzę w twoich oczach smutek.
– Co masz przez to na myśli?
– Yyy... No ten...
Może mi się tylko zdawało – odpowiedział, a w jego głowie
starał się popełnić samobójstwo.
W tym momencie stało
się coś jeszcze. Coś o czym Dawid zdał sobie sprawę parę dni
później. Gdy spojrzał w jej oczy, zakochał się w niej bez
pamięci. Stała się dla niego tą jedyną, z którą chciał
spędzić resztę życia. Cała nienawiść, która była w nim przez
tyle lat, nagle zniknęła, a to wszystko dzięki jednemu spojrzeniu
tej kobiety.
Około godziny
siedemnastej opuścili lokal, musieli się śpieszyć, ponieważ
autobus powrotny Natalii odjeżdżał o godzinie osiemnastej
trzydzieści. W drodze powrotnej zahaczyli o park, w którym się
spotkali trzy godziny wcześniej. Zachmurzyło się, a z nieba
zaczęły padać pierwsze krople deszczu.
– Czytałem, że marzeniem każdej
kobiety jest pocałunek w deszczu – powiedział Dawid.
– Ja... Nie, ja nie chce –
odpowiedziała mu kręcac przy tym głową.
Dawid poczuł się
dziwnie. Czyżbym jednak nie spodobał się jej? – pytał
sam siebie w myślach. Widział jakie zakłopotanie sprawił jej tym
zdaniem. – Może ona jest zbyt nieśmiała by powiedzieć, że
tego pragnie? Ehh. Powinienem był podejśc do niej, złapać ją
delikatnie za policzki i pocałować w usta, tak jak to wcześniej
zaplanowałem, teraz niestety jest na to za późno. – Myśli o
porażce jaką poniósł nie dawały mu spokoju.
Wybiła godzina
osiemnasta, musieli wracać na przystanek autobusowy. Czekając na
autobus, Dawid starał się nie patrzeć na nią, myślał, że
całkowicie spieprzył sprawę i już więcej się nie zobaczą. Na
szczęście dla niego, mylił się, chociaż nie zabłysnął niczym,
a przez większość czasu milczał, ona dobrze czuła się w jego
towarzystwie, i pragnęła z całego serca, by to się nigdy nie
skończyło. Jednak to musiało się skończyć, przynajmniej tego
wieczoru. Wtuliła się w niego o wiele mocniej niż na samym
początku, on objął ją delikatnie, czule, niczym piórko, które
mogło by zniekształcić się od zbyt dużego nacisku. Podczas tego
uścisku jego serce pragnęło wyskoczyć z piersi. Ona spojrzała na
niego, tak jakby oczekiwała czegoś więcej, lecz Dawid przez brak
doświadczenia w tych sprawach, nie dostrzegł tego, na drugi dzień
jak wspomniał ten piękny moment, zdał sobie sprawę z tego, że w
tym momencie powinien był ją pocałować.
Autobus podjechał pod
przystanek, by brutalnie wyrwać ją z jego objęć. Chociaż chciał,
by ta chwila trwała wiecznie, nie był w stanie jej zatrzymać.
–Do zobaczenia –
powiedziała Natalia, a w jej głosie można było wyczuć chęć
płaczu.
– Do zobaczenia! –
Odpowiedział jej Dawid, który cieszył się, że nie odwróciła
się w jego stronę, bo dostrzegła by łzę płynącą po jego
prawym policzku. W tym momencie czuł się jak Romeo, który już
nigdy nie zobaczy swojej ukochanej Julii.
Cały następny dzień,
Dawid spędził na przemyśleniach. Ku jego zdziwieniu, usłyszał
znajomy dźwięk komunikatora głosowego oznaczający nową
wiadomość. Na ten dźwięk jego serce zaczęło mocniej bić, z
nadzieją, że jest to wiadomość od jego Natalii. To była ona,
podziękowała mu za pięknie spędzony czas, i powiedziała, że z
przyjemnością to powtórzy. Dawid jeszcze nigdy nie był taki
szczęśliwy.
Kontynuowali swoją
znajomość przez dwa tygodnie. Nie zawsze mogli się spotkać, ale
dzięki nowoczesnej technologii byli w stałym kontakcie. Rozmowy
przez telefon, e-maile a nawet zwykłe gadu-gadu, dzięki temu jakoś
znosili ból spowodowany rozłąką.
W pewnym momencie
Dawid zrobił coś, czego żałował. Wątpliwości wyniszczały jego
umysł, starał się wmówić sam sobie, że nie zasługuje na takie
szczęście jakim ona go obdarowała. Uczucia, które odczuwał przez
tyle lat, próbowały znów zawładnąć jego ciałem, czuł się
słaby, nie kochany, nic nie wart, myślał, że nigdy nie będzie w
stanie się odwdzięczyć za dobroć jaką ona mu okazała.
Napisał do niej, że ta
znajomość musi się zakończyć, bo zasługuje na kogoś lepszego
niż ona, wytknął jej wszystkie błędy jakie popełniła i
obietnice, których nie była w stanie dotrzymać. Starał się tym
wyjść na gnoja, który tylko bawił się nią, by dzięki temu
szybciej o nim zapomniała i znalazła kogoś takiego, kto ją
uszczęśliwi.
Ona nie dała się
zwieść, zrozumiała co próbuje osiągnąć i nie pozwoliła mu na
to, czuła że to on jest tym jedynym. Wtedy dopiero Dawid zrozumiał,
co znaczą słowa „Liczy się charakter a nie wygląd” Wcześniej
myślał, że tak wmawiają sobie ludzie, którzy są strasznie
brzydcy, by jakoś podnieść swoją samoocenę, lecz teraz rozumiał
te słowa. Za sprawą telewizji jego ideał kobiety wyglądał jak
napompowana sylikonem cycata blondyna. Teraz zdał sobie sprawę z
tego, że takie kobiety jak jego były ideał, nie miały nic do
zaoferowania poza wyglądem. Jego wybranka miała piękne rude włosy,
grzywkę ściętą nad niebieskimi oczyma, była też jego wzrostu, a
on do niskich nie należał. Na początku nie potrafił zrozumieć,
jak mógł zakochać się w kobiecie, która mu się nie podobała
fizycznie. Wszystko to przestało mu przeszkadzać, a z czasem
pokochał wszystkie te niedoskonałości. Myślał, że zmusił się
do pokochania tego, lecz to nie była prawda. On z głębi serca
kochał w niej wszystko. W końcu doszedł do wniosku, że taki
właśnie wpływ na człowieka ma prawdziwa miłość
Zaczęli spotykać
się na poważnie. Dawidem wciąż targały wątpliwości: Czy jestem
w stanie dać jej szczęście na jakie zasługuje? Czy może jednak
stanę się potworem jakim był mój ojciec? – To nie dawało mu
spokoju, lecz za każdym razem jak zobaczył jej piękny uśmiech,
zapominał o wszystkim, teraz liczyła się tylko ona.
Pewnego dnia
zaprosił ją do siebie do domu. Wszystko miało być idealne:
kolacja, która sam ugotował, blask świec, muzyka Barrego White'a,
wszystko zaplanował w najdrobniejszych szczegółach.
Po skończonej kolacji
zaprosił ją do tańca, trzymali się w miłosnym uścisku, tańcząc
nie do muzyki, ale do rytmu ich serc. Teraz – pomyślał. Stanął
na chwilkę, ona przyglądała mu się z zaciekawieniem, nie wiedząc
czego się spodziewać. Dawid złapał ją delikatnie za policzki,
przysunął twarz do jej twarzy, usta do jej ust, po czym podarował
jej to, czego żadna inna kobieta od niego nie otrzymała. Pocałunek,
który zawierał w sobie całą miłość jaką do niej czuł. W tym
momencie zdał sobie sprawę z tego, że nigdy, ale to Nigdy jej nie
skrzywdzi, jego wątpliwości już nie wróciły, był naprawdę
szczęśliwy.
Od ich pierwszego
pocałunku przy blasku świeć minęły trzy miesiące. Ten dzień
miał być dla nich szczególny, tego dnia Dawid postanowił wyznać
jej miłość. Zdecydował się powiedzieć jej, że ją kocha i nie
wyobraża sobie życia bez niej, wszystko idealnie zaplanował, ale
nie uwzględnił w swoich planach czegoś, co zmieniło jego życie w
piekło.
Spotkali się o
trzynastej po południu, stali przez chwilę wtuleni w siebie, nie
wymawiając nawet jednego słowa. Dawid pocałował ją czule w usta,
po czym poszli w kierunku wesołego miasteczka.
Natalia wyczuła, że
Dawid był bardzo spięty, w końcu chciał jej powiedzieć coś,
czego nikt inny od niego nie usłyszał. Na szczęście nie zepsuło
to ich zabawy. Bawili się świetnie zwiedzając każdą atrakcję,
jedząc watę cukrową, która Dawid ubrudził sobie twarz. Patrzył
jej prosto w oczy, gdy ona próbowała doprowadzić jego twarz do
porządku. To był dla niego ważny moment, chociaż nie wiedział
dlaczego.
Po sześciu godzinach
byli na skraju wyczerpania. Na sam koniec poszli na diabelski młyn.
Było już dosyć ciemno, wszystkie światłą w mieście paliły się
już od dłuższego czasu, to właśnie w tym momencie Dawid
zauroczył się widokiem miejskich lamp dających światło wszystkim
żywym istotom.
Zakochana para
znajdowała się na szczycie diabelskiego młyna. Dawid złapał
Natalię za ramiona, i dosyć brutalnie przysunął ją do siebie, by
nie spodziewała się tego co ma zamiar jej powiedzieć. Pocałował
ją w czoło i powiedział – Musimy porozmawiać – poczuł, że
jej ciało napięło się jak struna na dźwięk tych słów.
Wszystko idzie zgodnie z planem, po takich słowach nie można
spodziewać się niczego pozytywnego – pomyślał.
Patrzyła na niego
zdziwionym ale i przestraszonym wzrokiem, spodziewała się, że
znudziła mu się zabawa z nią, po jej policzkach pociekły łzy nim
on cokolwiek powiedział. Na te widok Dawid uśmiechnął się,
przysunął usta do jej ucha i wyszeptał – Jesteś najpiękniejszym
darem jaki otrzymałem od życia, nie wyobrażam sobie bym spędził
je z kimś innym niż z tobą. Kocham cię Natalio. Po tych słowach
Natalia rozpłakała się, lecz były to łzy szczęścia, po
krótkiej chwili i ona wyznała mu miłość, Dawid nie wiedział jak
na to zareagować, przytulił się do niej i... też zaczął płakać.
Ludzie czekający na
swoją kolej dziwnie patrzyli na parę, która wyszła z kabiny
trzymając się za ręce i płacząc, ale ich to nie obchodziło,
byli zakochani, wszystko inne nie miało znaczenia.
Stali jeszcze chwilę
pod diabelskim młynem, po czym ruszyli w stronę restauracji, w
której miał zakończyć się ten piękny dzień.
Całą drogę pokonali
trzymając się za ręce, byli naprawdę szczęśliwi. Widzieli już
przed sobą restaurację, gdy nagle podbiegła do nich grupa ludzi w
kominiarkach na twarzy. Dawid krzyknął w stronę Natalii –
Uciekaj!! Lecz było za późno, jeden z napastników trzymał ją za
ramiona. Dawid pobiegł w jego stronę by uwolnić swoją kobietę.
Zatrzymał go cios w głowę kijem baseballowym tak silny, że
stracił przytomność.
Dawid powoli odzyskiwał
przytomność, klęczał na podłodze, a dwóch ludzi trzymało go za
ręce. Przez chwilę nie mógł dojść do siebie, czuł tępy ból w
czaszce. Zaczął przyglądać się pomieszczeniu, w którym się
znajdował, był to zwykły pokój w jakimś domu. Nagle jeden złapał
go za głowę i skierował jego wzrok na ścianę po lewej stronie.
Dawid nie mógł złapać tchu, zobaczył gołą Natalię przykutą
do łóżka, a nad nią pochylało się trzech roznegliżowanych
mężczyzn. Dawid zaczął krzyczeć, jeden z mężczyzn trzymających
go za ramiona, podszedł do niego z przodu i uderzył go pięścią w
twarz, po czym powiedział – zamknij mordę! Patrz co z nią
zrobimy! – w tym momencie zaczął się śmiać
– Nie daruje ci tego
skurwysynu! – Dawid wycedził przez zaciśnięte zęby, starał się
uwolnić z uścisku, ale nie dał rady,
Trzech mężczyzn
stojących przy niej, zabrało się do dzieła, Dawid nie mógł na
to patrzeć, ale nie miał też odwagi by odwrócić wzrok. Gdy
pierwszy z nich zaczął ją brutalnie gwałcić, Natalia patrzyła
na na Dawida, a jej wzrok mówił „Ratuj mnie”, lecz on nie był
w stanie tego zrobić, nie miał w sobie siły, by uratować kobietę,
którą kochał.
Po pięciu minutach
było po wszystkim. Natalia zapłakana leżała nieruchomo, była w
szoku. Jej dziewictwo zostało odebrane jej w tak brutalny sposób.
Dawid zdawał sobie sprawę z tego, że nawet jeżeli wyjdą z tego
żywi, ona już nigdy nie będzie taka jak wcześniej.
Pozostała dwójka
przystąpiła do pracy, jednak tym razem coś się zmieniło, Natalia
nie patrzyła na Dawida, jakby obrzydzał ją sam jego wygląd,
wpatrywała się teraz w swoich gwałcicieli a na jej twarzy pojawił
się uśmiech rozkoszy. Dawid wpadł w wściekłość jakiej nigdy
wcześniej nie czuł, całą siłę jaką udało mu się zgromadzić
od czasu przebudzenia, zbierał właśnie na tą chwilę. Wyrwał się
z żelaznego uścisku, podbiegł do ściany, przy której leżała
metalowa rurka, złapał ją w dłonie i zaczął okładać nią po
głowie jednego z ludzi, którzy za nim pobiegli, dopiero gdy
zauważył, że jego wróg leży w kałuży własnej krwi, a jego
głowa przypomina rozdeptane truskawki, odzyskał zmysły, rzucił
się na gwałcicieli, udało mu się powalić jednego z nich, lecz
było ich zbyt wielu. Grad ciosów, który spadł na Dawida,
zniszczył całkowicie jego wolę walki jak i jego ciało, nie był w
stanie ruszyć chociażby powiekami.
Gdy obudził się w
szpitalu, zerwał się z łóżka wyrywając z ciała wiele rurek,
które pompowały w niego życiodajne płyny. Nie był to pierwszy
raz, dlatego lekarze przykuli go do łózka skórzanymi pasami. Tym
razem nie dał rady wstać, po jakimś czasie uspokoił się, lecz
miał dziurę w pamięci. Lekarz, który się nim zajmował
powiedział – żyjesz tylko dzięki nam i ogromnemu cudowi, reszta
nie miała takiego szczęścia, dlatego nie marnuj naszej ciężkiej
pracy i leż spokojnie.
– Co się stało? –
Zapytał Dawid.
– Strażacy wynieśli
cię z ogromnego pożaru jaki miał miejsce miesiąc temu, od tego
czasu byłeś w śpiączce.
– Ogromny pożar? Co...
Jak.. – Dawid miał jeszcze problemy z uporządkowaniem swoich
myśli. – Powiedział Pan „Reszta nie miała takiego szczęścia”.
Może mi Pan to wyjaśnić?
– Raczej nie powinienem
o tym mówić, ale w zniszczonym domu znaleziono spalone szczątki
sześciu mężczyzn i kobiety, jeden z tych mężczyzn miał
rozwaloną głowę i.....
Dawid przestał go słuchać
gdy wspomniał o zwłokach kobiety. Wszystko zaczęło układać się
w jego głowie, przypomniał sobie o napadzie i o tym jak stracił
przytomność, nie wiedział tylko jak wybuchł pożar. Dawid zaczął
krzyczeć na cały szpital, lekarze podali mu coś na uspokojenie, bo
nie dawał tym spokoju innym pacjentom.
Następnego ranka
obudziła go policja, interesowało ich co się wtedy stało. Dawid
nie był w stanie odpowiedzieć im na jakiekolwiek pytania, leżał w
bezruchu przyglądając się sufitowi, zachowywał się jak warzywo,
jednak nie stracił świadomości, czego akurat bardzo żałował. Po
wyjściu ze szpitala odwiedził komisariat, by powiedzieć im o
wszystkim co tylko pamiętał z tamtego dnia, oprócz tego, że zabił
jednego z nich. Już w szpitalu postanowił, że skończy ze swoim
życiem, by trafić tam gdzie znajdowała się jego ukochana, uznał
za słuszne wyjaśnienie tej sprawy przed policją.
Po pierwszej próbie
samobójczej policja przydzieliła mu psychologa, który i tak nic
nie zmienił. Dopiero po drugiej próbie,w której podciął sobie
żyły w taki sposób, że operacja trwała piętnaście godzin,
załamał się kompletnie. Czy ja nawet nie potrafię się zabić? –
myślał. Wtedy postanowił porozmawiać szczerze z psychologiem. Nie
udawał już, że nic mu nie jest. Ta rozmowa pomogła mu
przezwyciężyć chęć dołączenia do niej, jednak bez niej życie
było nic nie warte. Przez dwa miesiące żył, jak zwykły człowiek,
jednak prawie co noc budziły go koszmary. Podczas jednej z tych
nocy, stanął mu na drodze człowiek w garniturze.
Dawid siedział na
podłodze, spoglądając na Sin'a, który wyglądał na troszkę
zdołowanego tą historią. Nagle Sin się odezwał – Wszystko ma
swój cel... – wiedział, że mówiąc takie słowa do człowieka,
który stracił wszystko, wychodzi na idiotę, ale coś powiedzieć
musiał. – Gdyby nie to co cię spotkało, to nigdy byśmy się nie
spotkali. Dawid faktycznie patrzył na niego jak na idiotę, co mu
się bardzo nie spodobało.
– Daję ci wybór
Dawidzie. Mogę cię teraz zabić, nawet nic nie poczujesz, jest
jednak pewien haczyk. Dusza twojej kobiety nie znajduje się ani w
niebie ani w piekle. Chociaż ciężko mi się do tego przyznać, to
jest to całkowicie moja wina... Po wygnaniu Boga, w niebie trwa
wojna o władzę, ten który zwycięży stanie się nowym Bogiem tego
świata.
Dawid otworzył szeroko
oczy ze zdziwienia, Opowiedziałem moją historie jakiemuś wariatowi
– pomyślał.
– Wiem, że ciężko w
to uwierzyć, ale mówię prawdę. Zresztą niedługo się o tym
przekonasz. Powiedziałem ci, że masz wybór. Druga opcja jest taka:
Dołącz do mnie! Potrzebuję istot takich jak ty, sam jestem za
słaby by zmienić cokolwiek. Dam ci siłę, dzięki której staniesz
się zbawicielem tego świata!
– Jeżeli to prawda...
– zawahał się Dawid. – Jeżeli jestem w stanie coś
zmienić...Moja odpowiedz brzmi: Tak! Chcę stanąć u twojego boku!
Chcę zmienić ten świat! – Dawid sam zdziwił się, że tak łatwo
się zgodził, ale jaki miał wybór? Albo nic nie warte życie jak
zwykłe warzywo, albo obietnica zmiany tego podłego świata, złożona
mu przez szaleńca.
– A więc niech tak
będzie! –
mówiąc te słowa Sin cieszył się, on naprawdę się
cieszył.
Sin spojrzał w
stronę drzwi i powiedział: Wszystko przygotowane? W odpowiedzi
usłyszał: Tak.
Do pomieszczenia, w którym
się znajdowali wszedł człowiek ubrany w czarny płaszcz z kapturem
na głowie. Dawid nie był w stanie dostrzec jego twarzy. Sin wstał
z fotela i kazał mu iść za nimi.
Poszli na sam koniec
korytarza do małego pokoju, w którym jedynym źródłem światła
były świece porozstawiane na podłodze. Pięć świec stało na
rogach czerwonego pentagramu, który wyglądał jakby był namalowany
czerwoną farbą, lecz była to krew... Ludzka krew...
Człowiek w
płaszczu,który przedstawił się jako Faust, kazał Dawidowi
ściągnąć bluzkę oraz podkoszulkę i stanąć w samym środku
pentagramu. Faust podszedł do biurka, na którym leżała stara
skórzana torba i wyciągnął z niej zabytkowy nóż. Dawid spojrzał
z obawą na Sin'a, który stał w rogu pokoju z rękoma skrzyżowanymi
na piersi i przyglądał się im. Sin kiwnął głową na znak, ze
wszystko jest w porządku.
Faust podszedł do
Dawida i wyszeptał – wszystko jest w porządku, nie obawiaj się.
– Przycisnął zabytkowe ostrze do piersi Dawida i wyciął na
niej pentagram zwrócony dwoma ramionami ku górze. Dawid zacisnął
zęby z bólu i pomyślał, że kiedyś czytał o pentagramach i ten,
który został wycięty na jego ciele nazywa się „czarnym
pentagramem” odzwierciedla on wyższość żądz i emocji
nad rozumem, było coś jeszcze o demonach, ale nie był w stanie
sobie przypomnieć co dokładnie.
Faust kazał mu się nie
ruszać, sam udał się w róg pomieszczenia, zamieniając się
miejscami z Sin'em, który zaczął się zmieniać fizycznie. Jego
całe ciało zrobiło się zielone, a na twarzy pojawiła się dziwna
maska.
– Bądź gotowy –
krzyknął człowiek zwany Faustem z rogu pokoju, po czym zaczął
odprawiać jakiś rytuał. Sin wyszedł z pentagramu narysowanego na
podłodze, świece nagle buchnęły ogniem aż po sam sufit
pomieszczenia. Rana na piersi Dawida zaczęła potwornie krwawić.
Krew spłynęła na podłogę i połączyła się z pentagramem,
który zaczął świecić wściekłą czerwienią. Dawid poczuł
ogromny ból na całym ciele. Nagle jego ciało zaczęło absorbować
ogień. Dawid nie wiedział co się dzieje, powoli tracił
przytomność.
– Sin! – Krzyknął
Faust – Coś jest nie tak! Przerwij to natychmiast!
Sin nie czekał nawet
sekundy, wskoczył w ogień, który oddzielał pentagram od reszty
pomieszczenia, i wyleciał z drugiej strony, trzymając Dawida na
rękach. Ogień znikł, a pentagram powrócił do normalności. Sin
chciał położyć Dawida na ziemi, lecz ten zaprzeczył i
powiedział, że jest w stanie stać. Dawid nie czuł już
zdziwienia, ani smutku. Czuł wypełniającą go moc, czuł że
jednym ruchem dłoni może zniszczyć miasto, jeżeli tylko tego
zapragnie. Faust podszedł do niego, przyjrzał mu się uważnie, po
czym powiedział do Sin'a – Chociaż moje obliczenia były błędne
a rytuał się nie powiódł, to jednak nie wszystko poszło na
marne. Chłopak zaczerpnął część mocy, którą starałem się mu
przekazać – spojrzał teraz na Dawida, poklepał go po ramieniu
i powiedział – Witaj w naszym świecie!
Dobry rozdział :)
OdpowiedzUsuńHmm , całkiem ciekawie się zapowiada ;)
OdpowiedzUsuńTrochę standardowa historia o chłopaku którego dziewczynę zgwałcili na jego oczach , ale styl pisania był na tyle dobry , że jednak coś złapało za serce podczas czytania o samym gwałcie.
Wydaje mi się , że jednak trochę przesadziłeś z przedstawieniem głupoty "dresów" - ja wiem , że nie należą do inteligencji ... ale bez przesady , to było tak stereotypowe , że aż przesadzone.
Ogółem złączone z pierwszą częścią sam "motyw" skrzywdzonego młodego faceta , i potężnego tajemniczego bohatera który chce zmienić świat jest , jak to wcześniej określiłem "oklepany". Ale mimo wszystko pewne dość oryginalne wstawki w połączeniu z tym motywem dają możliwości na całkiem ciekawą historie , więc jak się postarasz to coś ciekawego może wyjść ;)
A tak na marginesie - nie pisz jakiś dodatków w nawiasach ... to po prostu nie pasuje.
Jeżeli chodzi o samą scenę gwałtu... to będzie ciąg dalszy:) Szczerze mówiąc nie jestem zbyt dumny z tej sceny, to było dla mnie bardzo trudne. Kiedyś czytałem mangę Berserk(jeżeli ktoś jest na początku tej mangi, to nie radzę czytać dalej mojego komentarza) była tam scena gwałtu Casci przez Griffitha, tak bardzo odrzuca mnie temat gwałtu, że prawie przestałem czytać dalej.
OdpowiedzUsuńCo do dresów... Poznałem w swoim życiu tylko paru przedstawicieli tego zacnego gatunku i każdy z nich był dokładnie taki jak ich opisałem, żaden nie tryskał inteligencją tak jak Rocco siffredi tryska w swoich filmach:)
O oklepanych motywach napisałem już komentarz w poprzednim rozdziale. W tych czasach nie da się wymyślić nic nowego, wszystko już jest.
Jestem w trakcie czytania "Mrocznej Wieży" Stephena Kinga, który w wielu miejscach użył nawiasów by podać jakiś mniej istotny szczegół, dlatego myślałem, że tak może być.
"szukając kogoś (jak to pięknie ujął Bolo) komu należy się wpierdol." Dodałem to dlatego, by narrator pozostał bardziej neutralny.